Zanim zażądamy wykorzenienia kultu relikwii jako mogącego prowadzić do zabobonu, wspomnijmy, że tradycyjne formy pobożności są jedną z dróg do szczerego oddania Bogu. Tygodnik Powszechny, 18 maja 2008
Wiek XVII przyniósł odrodzenie i wzmocnienie kultu relikwii, w epoce kontrreformacji eksponowanych – w reakcji na zjadliwą protestancką krytykę kultu świętych – w coraz to wymyślniejszych naczyniach. I dziś w krajach katolickich, gdzie silną rolę odgrywa pobożność ludowa, relikwie umieszczone są wysoko w hierarchii religijnych potrzeb. Przyczyna leży z pewnością w ludzkiej psychice: jak przechowujemy na dnie szuflady srebrną broszkę prababci, tak potrzebujemy namacalnego, pozwalającego pokonać abstrakcję teologicznych traktatów, kontaktu ze sferą sakralną.
Kiedy niemal rok temu Benedykt XVI kanonizował bł. Szymona z Lipnicy, gwardian krakowskiego klasztoru bernardynów zdradził prasie, że aż 120 kościołów zwróciło się do niego o wydanie relikwii świętego. Przed miesiącem we włoskim San Giovanni Rotondo kapucyni wystawili na widok publiczny ciało św. ojca Pio w przeszklonej trumnie – lista rezerwacji wizyt przy ciele stygmatyka liczy już 750 tys. osób.
Potrzeba namacalnych dowodów sięga też najważniejszych dogmatów chrześcijańskich. Jak inaczej wyjaśnić starożytną tradycję o chuście św. Weroniki czy powszechną wiarę, że przechowywane w Turynie płótno jest Chrystusowym całunem? Do niedawna w jednym z niewielkich włoskich miast trwał – zakazany już obecnie – kult Jezusowego napletka...
Czy to droga na skróty w poszukiwaniu Boga i zbawienia? Nie, jeśli kult relikwii rozumiemy właściwie: jedynie jako jeden ze sposobów kontaktu z Bogiem. Wspominając jednak tasiemcową kolejkę do wmurowanego w ścianę łagiewnickiego sanktuarium kamienia z Golgoty można mieć obawy, że przynajmniej część tworzących ją osób ma na temat relikwii wyobrażenie magiczne. To może dotyczyć zresztą i innych poświęconych przedmiotów. Jeśli ktoś nosi na szyi medalik św. Benedykta, bo „on chroni przed szatanem”, to niewiele kroków dzieli go od włożenia na palec pierścienia atlantów, który wytworzy wokół niego korzystny układ energii wszechświata.
Zanim jednak zażądamy wykorzenienia kultu relikwii jako mogącego prowadzić do zabobonu, wspomnijmy, że bardzo go cenił Jan Paweł II – intelektualista. Papież nieraz wskazywał na ludowe formy pobożności jako element bogactwa Kościoła i jedną z dróg, jakie mogą prowadzić do szczerego oddania Bogu. Żeby zacytować jednego z polskich biskupów: do Rynku można dojść zarówno Szewską, jak Grodzką czy Wiślną.
Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną istotną rzecz. Jeśli ktoś podejmuje decyzję o odwiedzeniu sanktuarium, choćby leżącego w jego własnym mieście, by pomodlić się przy grobie świętego czy jego relikwiach, podejmuje według wszelkich definicji pielgrzymkę. Właściwe wewnętrzne nastawienie człowieka i zawierzenie Bogu sprawia, że przebyta droga uświęca go. To element kultu świętych bardzo ceniony i podkreślany w kościelnym nauczaniu od starożytności do dzisiaj.
Kościół nie przecenia dziś jednak tych tradycyjnych form pobożności. Jak wspomnieliśmy, Katechizm o nich nie wspomina. Nie da się ukryć, że religijność wielu osób, szczególnie z kręgów inteligenckich, potrzebuje raczej wyrafinowanej teologii niż namacalnych dowodów. Podobnie u wielu młodych można dziś np. usłyszeć (szczególnie w okolicach 1 listopada) pytania o cel odwiedzania grobów bliskich zmarłych, skoro za ich dusze można z taką samą skutecznością modlić się w domu czy w kościele. Nie można tym argumentom odmówić zasadności. Nie możemy jednak ex cathedra stwierdzić, że uświęcić polskiego katolika może tylko lektura encyklik, a podróż w celu ucałowania relikwiarza papieskiego przedramienia już nie. Wystarczy posłuchać opowieści pielgrzymów do Grot Watykańskich: ich doświadczenia daleko wykraczają poza melancholijne wspomnienie o Papieżu Polaku.
Dlaczego więc sugestie przywiezienia do Polski relikwii ciała Jana Pawła II wywołują tak skrajne emocje? Zwróćmy uwagę na rzecz trywialną: w ostatnich dziesięcioleciach, m.in. pod wpływem posoborowej nauki o ludzkiej cielesności, a także rewolucji obyczajowej i wielu innych czynników, zmienił się nasz stosunek do ciała. Kiedy modlimy się przed relikwiami świętych średniowiecznych czy nawet zmarłych w zeszłym wieku, rzadko zastanawiamy się, w jaki sposób je pozyskano. Jana Pawła II widział, jeśli nie na żywo, to przynajmniej na telewizyjnym ekranie, niemal każdy Polak. Dyskusja o papieskich relikwiach wiąże się z budzącym zgrozę wyobrażeniem lekarza patologa, który z tego tak dobrze znanego nam ciała odkrawa dłoń, a z papieskiej piersi wyciąga serce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.