W Kościele nie da się uciec od podziału: księża i wierni, my i oni, aktorzy i publiczność, dawcy i biorcy. Te relacje nie mogą być jednak polemiczne. Tygodnik Powszechny, 28 czerwca 2009
Rytuał wypełnia się nie po to, by był oglądany przez kogoś nieprzynależącego do wspólnoty. Nie kreuje widza, który patrzy, interpretuje i ocenia. Wykluczając publiczność, wspólnota uwalnia się z niepokoju bycia oglądanym i osądzanym. Usytuowanie się wobec rytuału w relacji zewnętrznej natychmiast przekształca go w przedstawienie.
Ksiądz na scenie
Zachowując wszelkie proporcje – obie strategie komunikacyjne, teatralną i rytualną, można rozciągnąć na cały Kościół. W konstrukcji tożsamości księdza w centrum staje pytanie o relacje, w jakich żyje i w jakich realizuje swoje kapłaństwo.
W Kościele rozumianym jako „megateatr” kapłan postrzega siebie, a w konsekwencji jest także postrzegany przez innych – jako aktor. Taka tożsamość łączy się ze świadomością odrębności i inności. To wynik podziału na aktorów i widzów, czyniących i oglądających, mówiących i słuchających, wykonujących święte rytuały i korzystających z tychże. Co więcej: przyjęcie takiej strategii prowadzi do wyodrębnienia dwóch mniej lub bardziej obcych sobie światów: kapłańskiego i kościelnego z jednej strony oraz świeckiego i światowego z drugiej. Istotą teatru jest „czwarta ściana”, oddzielająca światy sceny i widzów.
Ksiądz taki (i taki Kościół) skazany jest na konfrontację: teatr polega przecież na byciu ocenianym przez widzów, którzy stosując im tylko znane kryteria, gwiżdżą lub klaszczą na stojąco. Publiczność decyduje, co jest dobre, a co złe – a właściwie – co się podoba, a co nie. Etykę zastępuje estetyka.
Przyjęcie takiego punktu odniesienia w Kościele jest bardzo niebezpieczne: skutkuje życiem i działaniem pod publiczkę, a więc sztucznym, udawanym – fikcyjnym. Ksiądz staje się niewolnikiem duszpasterskiego sukcesu i podziwu. Obumiera, gdy przestaje być oklaskiwany. Kościół dzieli się na usługobiorców i usługodawców.
Jednym ratunkiem, by wyrwać się z objęć teatralności, jest przesunięcie się ku rytuałowi. Kapłan zdejmuje z siebie brzemię jedynej odpowiedzialności. Kościół nie polega przecież na tym, by robić coś „dla” kogoś, bo to zawsze będzie zahaczać o usługę, tworząc zależności oparte na oczekiwaniu wdzięczności.
Grozi to zbudowaniem Kościoła księży, którzy są właśnie „dla”, a nie „z” wiernymi, Kościoła wiernych, którzy są „dla”, a nie „z” księdzem. To ważna zmiana świadomości konieczna, by nie przeżywać duszpasterskich frustracji z powodu nieskutecznych akcji robionych „dla”, a nie „z”.
Wkraczając w przestrzeń współodpowiedzialności, ksiądz przestaje żyć pod pręgierzem zewnętrznej oceny, która go paraliżuje, wspólnota zaś przestaje być jedynie widzem przedstawienia, konsumentem obrzędu, jurorem występu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.