O ile w kwestii nadliczbowych embrionów Kościół sięga chętnie, i słusznie, do argumentów biologicznych, o tyle w kwestii samej istoty zapłodnienia in vitro nie uwzględnia współczesnej wiedzy o fizjologii rozrodu ani też o psychologii tej sfery działań ludzkich. Znak, 4/2008
Co więc tak naprawdę pozostaje z „małżeńskiego aktu miłosnego” w propozycjach „wspomagania przy poczęciu” akceptowanych przez moralistów katolickich? Wyłącznie fizjologiczna czynność kopulacji, której rangę nagle ogromnie się podnosi, chociaż nie ona decyduje o „ludzkim” charakterze aktu seksualnego. Kładzenie tak silnego nacisku na ten aspekt wydaje się tym dziwniejsze, że w kwestiach życia seksualnego Kościół na ogół bardzo przeciwstawia się „biologizacji”. Dlatego też pogłębia się wśród katolików brak zrozumienia dla nieustępliwego stanowiska Kościoła w kwestii zapłodnienia in vitro per se – co nie oznacza, że akceptowana może być każda jego forma! Może więc należałoby skupić rozważania przede wszystkim na motywacjach, a nie na technice? W końcu kochającym się rodzicom chodzi o powołanie do życia dziecka, które, jeśli są osobami wierzącymi, traktować będą jako dar Boży bez względu na to, gdzie się ono pocznie. Dlatego podzielam myśl Haliny Bortnowskiej, gdy pyta, dlaczego miejsce powstania zygoty ma mieć wręcz teologiczne znaczenie. I dodaje: „Z punktu widzenia wiary, Bóg współdziała z rodzicami w każdym miejscu. Nad laboratorium może czuwać ten sam Anioł, którego obecności spodziewamy się przy kobiecie dostępującej zapłodnienia”(„Gazeta Wyborcza” z 5–6 stycznia 2008).
Z powyższych wywodów wynika, że nie powinno być chyba zasadniczych oporów etycznych co do samej zasady zapłodnienia in vitro. Natomiast opory takie wzbudzają stosowane obecnie przy
tym zapłodnieniu procedury, w ramach których tworzy się szereg embrionów dodatkowych, z nich selekcjonuje się jeden (lub dwa) do implantacji, pozostałe zaś zamraża, aby ich użyć, w razie gdyby pierwsza implantacja nie doprowadziła do ciąży. Jeśli to nastąpi, pozostałe embriony wykorzystywane są do celów eksperymentalnych albo po prostu uśmiercane. Trzeba przyznać, że tworzenie wielu embrionów wynika między innymi z tego, że są trudności z zamrażaniem komórek jajowych, podczas gdy embriony w stanie zamrożonym można przechowywać. Z kolei zapładnianie większej liczby jaj, niż się przeważnie wykorzystuje do rozwoju, wynika również z tego, że ich zwiększoną liczbę otrzymuje się w wyniku stymulacji hormonalnej kobiety, aby w razie niepowodzenia całej procedury nie narażać jej na ponowne zabiegi operacyjne w celu ich otrzymania.
Nie zmienia to oczywiście sytuacji moralnej, wynikającej z tworzenia nadliczbowych embrionów. Dlatego więc, jeśli księża biskupi protestują przeciw takiej praktyce, to – niezależnie od ich przekonań religijnych – czynią to również jako obywatele kraju, w którym morderstwo jest karanym przestępstwem. Ponieważ wszyscy ten stan prawny akceptują, kontrowersja w rzeczywistości dotyczy normatywnego statusu embrionu – czy jest on czy nie jest człowiekiem, czyli: czy jest kimś czy czymś? Jest to więc przede wszystkim problem ontologiczny. Od odpowiedzi nań zależy rozstrzygnięcie, czy niszcząc embrion, zabijamy istotę ludzką. Słusznie więc to właśnie pytanie w debacie na temat in vitro uznał za najważniejsze ks. Adam Boniecki („Tygodnik Powszechny” 2008, nr 1). Dodać należy, że jest to przedmiot zasadniczego sporu w toczonej od kilkudziesięciu lat debacie bioetycznej, związanej nie tylko z zapłodnieniem in vitro.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.