Zapłodnienie in vitro – powracający problem

O ile w kwestii nadliczbowych embrionów Kościół sięga chętnie, i słusznie, do argumentów biologicznych, o tyle w kwestii samej istoty zapłodnienia in vitro nie uwzględnia współczesnej wiedzy o fizjologii rozrodu ani też o psychologii tej sfery działań ludzkich. Znak, 4/2008



Problemy związane z zapłodnieniem in vitro były dosyć szeroko omawiane w „Tygodniku Powszechnym” w połowie roku 2006. Dyskusję zainicjował artykuł Artura Sporniaka Pusta kołyska („Tygodnik Powszechny” 2006, nr 29). Przeszła jednak ona raczej bez echa, ponownie zaś z wielką siłą rozgorzała dopiero po wzmiance ze strony rządowej o możliwości refundowania tej procedury z funduszy państwowych. Być może przyczyniła się do tego ostrość sformułowań użytych przez biskupów, którzy również zabrali głos. Przypomnieli oni znane stanowisko Kościoła w tej kwestii, stosując przy tym, niestety, retorykę nieuwzględniającą poglądów, emocji i stanu świadomości sporej części społeczeństwa. Zarówno strona rządowa, jak i Episkopat przyczynili się do tego, by opozycji, zwłaszcza lewicowej, trafiła się nie lada gratka. Oto pojawiła się możliwość zapędzenia rządu w kozi róg: jeśli nie zgodzi się on na refundację (chociażby z przyczyn finansowych, skoro wiadomo, jak bardzo brakuje pieniędzy służbie zdrowia), opozycja ogłosi, że rząd podporządkowuje się Kościołowi, pozwala sobie narzucić kościelny system wartości, nie ma zrozumienia i empatii dla ludzi, którzy sytuację niepłodności przeżywają jako ogromny dramat – ba, nawet że wprost tworzy państwo wyznaniowe. Jeśli zaś wprowadzi refundację, narazi się Kościołowi. Jednak niezależnie od politycznego podłoża całej tej akcji, którym tu nie będę się zajmował, trudno nie uznać, że sprawa zapłodnienia in vitro ma istotne aspekty etyczne.

Głos Episkopatu dotyczył samego zapłodnienia in vitro, a nie jego refundacji. Posłużono się dwoma typami argumentacji – pierwszy miał wyraźnie charakter religijny i skierowany został do wiernych, a więc nie był intersubiektywny w szerszym sensie, drugi zaś wymogi intersubiektywności spełniał. Ponieważ zastosowano oba typy argumentacji łącznie, ułatwiło to sytuację krytykom. Zasadne wydaje się zatem rozpatrywanie tych dwóch typów argumentacji osobno.



Bóg dawcą życia


Kościół utrzymuje, że dawcą życia jest Bóg, stąd człowiek nie ma prawa interweniować w naturalne sposoby jego przekazywania. Rozmnażanie jest cechą fizjologiczną wszystkich żywych organizmów, w tym człowieka, który dokonuje tego w sposób, jaki ewolucyjnie wykształcił się w gromadzie ssaków. Cecha ta, jak i całe ludzkie życie, jest wynikiem stwórczego działania Bożego. Jednak, jak sądzę, tylko w tak ogólnym znaczeniu Bóg jest źródłem życia każdego nowego organizmu. Dlaczego więc, korzystając z danego nam przez Boga rozumu, możemy interweniować w celach leczniczych w całą fizjologię człowieka – prócz fizjologii rozrodu?

Fizjologia ta została obecnie dosyć dobrze poznana naukowo. Jeśli więc można sensownie mówić o „tajemnicy” początków życia (powinno się mówić o początku nowego organizmu, bo plemnik czy każda komórka wątroby też są żywe, choć nie są organizmami), to w odniesieniu do życia osobowego, życia obdarzonego duszą. Pozostaje ono tajemnicą bez względu na to, gdzie się owo życie poczęło, nikt bowiem nie ma wątpliwości, że Pan Bóg poradzi sobie z duszą w każdej sytuacji, i nikt nie wątpi, że człowiek poczęty in vitro duszę posiada.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...