Zapłodnienie in vitro – powracający problem

O ile w kwestii nadliczbowych embrionów Kościół sięga chętnie, i słusznie, do argumentów biologicznych, o tyle w kwestii samej istoty zapłodnienia in vitro nie uwzględnia współczesnej wiedzy o fizjologii rozrodu ani też o psychologii tej sfery działań ludzkich. Znak, 4/2008



Zdziwienie budzi również to, że niektórzy usiłują bagatelizować uśmiercanie nadliczbowych embrionów, powołując się na to, że podczas zapłodnienia naturalnego też znaczna liczba embrionów nie zagnieżdża się w macicy i ginie (ocenia się, że ok. 50 proc.). Ludzie umierają jednak z przyczyn naturalnych w różnym wieku, także bardzo młodo. Czy to oznacza, że w jakimś wieku mamy prawo sami ich uśmiercać? Barbara Chyrowicz bardzo jasno wykłada różnicę w sytuacji moralnej, z jaką mamy do czynienia w przypadku tych dwóch sposobów obumierania embrionów: „Odpowiedzialność za utracone życie ludzkie nie ciąży na nas wtedy, gdy kres ludzkiego istnienia nie był przez nas świadomie zainicjowany”. Zauważa jednak: „Relacja, w jakiej pozostajemy względem poczętego in vitro ludzkiego życia, różni się zasadniczo od tej, która jest naszym udziałem w przypadku naturalnego poczęcia: to relacja totalnej zależności” („Tygodnik Powszechny” 2008, nr 1). Z tego wynika wprost nasza odpowiedzialność moralna.

Jak widać, opowiadając się za człowieczym statusem embrionu ludzkiego, nie trzeba sięgać do argumentacji religijnej, można pozostawać na płaszczyźnie intersubiektywnej. Jak się jednak przekonałem, często na niewiele się to zdaje, gdy argumenty chociaż częściowo współgrają ze stanowiskiem Kościoła – stanowiskiem, według niektórych, z założenia wstecznym. Gdy się takie argumenty wysuwa, antagoniści zaczynają węszyć jak psy gończe – czują katolika. Jeśli się nim okażesz – przepadłeś. Tu aż prosi się, by przytoczyć spostrzeżenia Montaigne’a sprzed kilkuset lat: „Często widzę, że ludzie, kiedy przedstawia się im fakty, wolą dociekać, jakie są ich powody, a nie, czy są prawdziwe” (cytuję za: R. Pipes, Żyłem. Wspomnienia niezależnego, Warszawa 2004, s. 144).

Tak więc zapłodnienie in vitro nie budziłoby we mnie zastrzeżeń, gdyby w grę wchodziło tworzenie jednego embrionu przeznaczonego do życia, a nie wielu, z których większość, po dokonaniu selekcji, ulega unicestwieniu. Są już ośrodki, które tworzą wyłącznie tyle embrionów, ile przeznaczone jest do bezpośredniej implantacji. Trzeba jednak dodać, że zapłodnienie in vitro, oprócz problemów etycznych, wzbudza też zastrzeżenia natury biologiczno-medycznej, które należy wziąć pod uwagę. Profesor Zofia Bielańska-Osuchowska wskazała, że podczas stosowania tej metody może dochodzić do różnych uszkodzeń komórki jajowej i embrionu, o czym może świadczyć to, iż „zaledwie w kilku procentach (maksymalnie 20) zabiegów zapłodnienia in vitro dochodzi do urodzenia dziecka” („Tygodnik Powszechny” 2006, nr 36). Czytałem jednak, że niektóre kliniki mają już lepsze wyniki, ale nie osiągają poziomu efektywności naturalnego zapładniania. Być może jednak postęp wiedzy i technologii pozwoli wyeliminować w ogóle problem nadliczbowych embrionów w metodzie in vitro i uzyskać skuteczność zbliżoną do naturalnej, a nawet wyższą.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...