Dylemat Europy: czy udział w wyścigu ekonomicznym czyni ją przyjazną człowiekowi?

Jeśli Europa będzie chciała gonić USA, korzystając z tej samej strategii rozwoju, to być może zwiększy innowacyjność, polepszy wydajność pracy, ale wątpliwe, czy będzie w stanie jednocześnie redukować bezrobocie i chronić klimat i środowisko, zapewnić stabilność rodzinie. Znak, 11/2008



Amerykański ekonomista Herman Daly który był konsultantem między innymi Fundacji Forda, Amerykańskiej Agencji Międzynarodowego Rozwoju i Połączonego Komitetu Ekonomicznego Senatu USA oraz Banku Światowego, zauważa, że współczesna gospodarka, nastawiona na maksymalizację zysku, nie formułuje wyraźnych celów.

Jeśli istnieje dobrze zdefiniowany cel – pisze – wzrost jest wtedy limitowany jego osiągnięciem. Jeśli na przykład wzrost gospodarczy miałby służyć zaspokojeniu potrzeb ludzi biednych, to powinien ograniczać się do wytwarzania rzeczy tym ludziom potrzebnych i zatrzymać się, gdy biedni przestaliby być biednymi. Ale jeśli wzrost ma się nigdy nie zatrzymywać, a do tego właśnie sprowadza się ekonomia wzrostu, nie wolno nam definiować precyzyjnie naszych celów, gdyż jeśli je osiągniemy, dalszy wzrost straci sens[11].

Daly zwraca uwagę, że „wzrostomania” wynika ze zmiany naturalnej działalności ekonomicznej w postaci sekwencji towar–pieniądz–towar. Pieniądz miał ułatwiać wymianę dóbr. Jeśli ktoś miał dwie siekiery, a chciał mieć młotek, to zamiast szukać kogoś z dwoma młotkami skłonnego wymienić jeden na siekierę, mógł jedną siekierę sprzedać, a za uzyskane pieniądze kupić młotek.

Ta sekwencja przesunęła się w fazie do: pieniądz–towar–pieniądz. Oznacza to, że końcowym celem działalności gospodarczej jest pomnażanie pieniędzy, które, w przeciwieństwie do młotków, można gromadzić bez końca. Problem jednak w tym, że wytworzone towary ktoś musi kupić. Ale z tym problemem gospodarka świetnie sobie radzi.

Rozbudowuje się ogromną i kosztowną machinę reklamową. W Stanach pochłania ona 200 mld dolarów rocznie i kreuje potrzeby oraz poczucie niedoboru przedmiotów i usług, których przeciętny człowiek sam by nie wymyślił. Są to niedobory, które w przeciwieństwie do potrzeb można określić mianem chciejstwa Daly pisze o „needs and wants”). Jak zauważył brytyjski socjolog Jeremy Seabrook, masowa produkcja niezaspokojenia jest najbardziej kwitnącą gałęzią gospodarki współczesnej. Świetnie scharakteryzował to izraelski pisarz Amos Oz:

Wszystko kończy się tym, że większość moich znajomych pracuje ciężej, niż powinni, po to żeby zarobić więcej pieniędzy, niż im naprawdę potrzeba, żeby kupić nowe rzeczy, których naprawdę nie potrzebują, żeby zaimponować ludziom, których tak naprawdę nie lubią[12].

Daly pisze:

Od strony rynku wzrost jest stymulowany chciwością i przyzwoleniem. Od strony dostarczyciela technokratyczny scjentyzm głosi nielimitowaną ekspansję i propaguje redukcjonistyczną, mechanistyczną filozofię, która mimo sukcesu jako program naukowy ma poważne mankamenty jako światopogląd. Jako program naukowy wspiera wydajność i możliwości kontroli, ale jako światopogląd nie pozostawia miejsca na cel, a jeszcze mniej na jakiekolwiek rozróżnianie między celami dobrymi i złymi. Tę rolę przejmuje rynek jako ostateczna instancja ustalająca, co jest właściwe lub niewłaściwe, co dobre, a co złe, czyniąc wzrost ekonomiczny i konkurencję międzynarodową jedynymi kryteriami sensownej egzystencji ludzkiej[13].
 


[11] H. Daly, The Steady-State Economy: Alternative to Growth Mania, w: Economic alternatives for Eastern Europe. New Economics Foundation, London 1993
[12] A. Oz, „Gazeta Wyborcza”, 1–2 VII 2000
[13] H. Daly, dz. cyt

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...