Czy śmierć boli

To, jak żyjemy, wpływa oczywiście na sposób, w jaki umieramy, i widać to w szpitalu. Są ludzie, którzy odchodzą w wielkim pokoju, którzy pomagają innym, mimo że sami ledwo się poruszają. Inni do końca są skupieni tylko na sobie. List, 10/2008



O czym chcą rozmawiać ci, którzy wiedzą, że wkrótce umrą? Czy bardziej interesuje ich to, co jest „tam", czy chcą rozwiązać sprawy, które zostawiają „tutaj"?

Ludzi starszych bardziej interesuje to, co ich czeka. „A jak tam, proszę Ojca, nie będzie dla mnie miejsca?" - pytają. Wiedzą, że tam pójdą, ale czują, że zgrzeszyli w ciągu życia, czasem ciężko. Myślą, że kiedy Pan Bóg otworzy księgę, będą mieli problemy. Są tacy, którzy nie chodzili do kościoła przez kilkadziesiąt lat, nie spowiadali się, nie przyjmowali Komunii i teraz boją się spotkania z Bogiem.

Tłumaczę wtedy prosto: „W najgorszym wypadku, jeśli Pan Bóg będzie miał wątpliwości, zada ci sześć pytań". „Jakich, proszę ojca?". „»Nakarmiłeś mnie? Dałeś mi pić? Ubrałeś mnie? Opiekowałeś się mną w czasie choroby? Odwiedziłeś mnie w więzieniu?«. Jeśli masz na swoim koncie przynajmniej kilka takich uczynków, zada ci jeszcze tylko jedno: »Kochałeś Mnie i bliźniego?«". W tych ostatnich chwilach wraca do człowieka całe zło, które wyrządził, i wydaje mu się ono barierą nie do pokonania dla Bożego miłosierdzia. Kobiety, które usunęły ciążę, mężczyźni, którzy zdradzali żony, nie radzą sobie z tym tuż przed śmiercią. Czasem męczą ich drobiazgi, to, że jakieś słowo im się wymsknęło, że się nie pomodlili, że nie byli na Mszy. To część bólu duszy, o którym rozmawialiśmy wcześniej.

Ludzie młodzi natomiast martwią się o to, czy Bóg da im jeszcze trochę czasu, żeby zakończyć różne sprawy. Myślę, że jest to usprawiedliwione, bo jeśli ich dzieci nie pokończyły jeszcze szkół, to obawa o ich przyszłość jest naturalna.

A czego dotyczą najtrudniejsze rozmowy?

Pamiętam kobietę, która umierała w dzień Pierwszej Komunii swojego dziecka. Bardzo chciała być na tej uroczystości. Dwa dni wcześniej rozmawiałem z nią, widziałem, że czuje się na siłach, by w niej uczestniczyć, i nawet podtrzymywałem w niej tę nadzieję. Kiedy przyszedłem w ten dzień i zobaczyłem ją umierającą- może to dziwnie zabrzmi - wstydziłem się spojrzeć jej w oczy. Tak jakbym się wstydził za Pana Boga, że nie okazał jej takiej małej łaski.

Potem tłumaczyłem sobie, że pewnie Jego plany były inne, ale tak czysto po ludzku myślałem, że przecież mógł dać tej kobiecie siły jeszcze na parę godzin. Chciało mi się płakać. W pewnym momencie musisz zostawić wielką teologię, wielką filozofię, bo widzisz, że to wszystko jest do niczego. Pocieszałem ją, że to będzie piękny dzień, a tymczasem od rana czarne wymioty, ból i agonia... Rzeczywiście piękny dzień miała.

Ciężkie są dla mnie zawsze te sytuacje, gdy ludzie zostawiają małe dzieci. Bardzo trudno mi znaleźć odpowiedź na pytanie o sens takiej śmierci. Jeśli się zastanowię, to znajdę racjonalne wyjaśnienie: że Pan Bóg ma plany wobec tej rodziny, chce, żeby dzieci bardziej dojrzały, żeby ojciec był bardziej odpowiedzialny... Ale kiedy udzielam umierającej mamie sakramentu, słyszę, jak dzieci płaczą na korytarzu. Wychodzę i w ich oczach widzę błaganie. Liczą na to, że im powiem, że z mamą jest odrobinę lepiej. Dla dzieci mama to mama. Są więc takie chwile, że wzdycham: „Ej, Panie Boże, powiedziałbym Ci ze dwa słowa...". Wtedy śmierć jest dla mnie okrutna, brzydka, nie nazwałbym jej „siostrzyczką". W takich momentach mam sam ze sobą problemy.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...