W II połowie lat 90. przyszła myśl o „stabilizacji”. Zaczął jeździć słabiej, ale znalazł nowy cel – udział w Rajdzie Paryż– Dakar. Pierwszy, w którym startował w 2000 r. wraz z Markiem Dąbrowskim i Piotrem Więckowskim, był najtrudniejszy. Idziemy, 5 sierpnia 2007
W II połowie lat 90. przyszła myśl o „stabilizacji”. Zaczął jeździć słabiej, ale znalazł nowy cel – udział w Rajdzie Paryż– Dakar. Pierwszy, w którym startował w 2000 r. wraz z Markiem Dąbrowskim i Piotrem Więckowskim, był najtrudniejszy. – Gdy Jacek wywrócił się i złamał kciuk, chciałem wezwać pomoc. Powiedział: daj mi 15 min. i dojdę do siebie. Następne 200 km jechał ze łzami w oczach. Skończył ze złamaną ręką, ale dojechał do mety – wspomina Dąbrowski. Czachor zajął wtedy 46 pozycję. Rok później był 24, a już w 2004 r. znalazł się w pierwszej dziesiątce. Dotąd jechał w Dakarze osiem razy. – Mam już obiecany udział w kolejnym i mam nadzieję po raz dziewiąty dojechać do mety. Zawsze chcę być jak najwyżej, ale nigdy nie zakładam, że pozycja jest nadrzędnym celem. Zawsze ważniejsze było jechać i dojechać, a potem móc stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: „zrobiłem wszystko, co mogłem zrobić, ale byli lepsi” – tłumaczy.
Udział w Dakarze zmienił go. – Gdy się wraca po takim rajdzie, to się inaczej patrzy na świat. Dakar trwa 16 dni. Można świetnie jechać przez 8 dni, a w 9 już się nie jedzie. To taki sport, że jeśli ci się coś stanie na pustyni, to tak jak w Himalajach – można nie być odnalezionym. Ukończenie Dakaru hartuje człowieka – tłumaczy.
Między zawodami Jacek nie wsiada na motor. Jeździ samochodem „Ford Windstar” 96 rocznik, 3.8 litra, na gaz. – Prywatnie jeżdżę jak ostatni tramwajarz, najczęściej z psem. Nie mam żadnych punktów karnych. Nie dlatego, że jestem Jacek Czachor, ale dlatego, że jeżdżę spokojnie i wolno. Wyżywam się na zawodach – mówi. Wolny czas najchętniej spędza z rodziną. Z żoną Martą są małżeństwem od 2000 r. i mają dwójkę dzieci: 6-letniego Jakuba i 3-letnią Helenkę. Gdy się poznali, Marta wiedziała, że Jacek lubi motory, ale nie, że jest już tak utytułowanym sportowcem. Wzięła go razem z jego pasją. – Myślę, że ma ciężki kawałek chleba, zwłaszcza gdy słyszy o śmiertelnych wypadkach i połamanych na Dakarze zawodnikach. Z każdego wojażu staram się przywieźć jakąś pamiątkę. Poza tym chciałbym jej to wynagrodzić jak najszybszą przeprowadzką z bloku, gdzie mieszkamy, do naszego dużego domu na Zaciszu, który od 4 lat w wolnych chwilach remontuję – tłumaczy Jacek. – Marta jest wspaniałą kobietą. Z doświadczenia wiem, że bardzo niewielu jest sportowców, którzy mają wybitne wyniki i złą sytuację w rodzinie. Moje wyniki to głównie Marty zasługa – dodaje. Z kolei Marta docenia to wszystko, co Jacek wnosi w ich życie. – Jest bardzo dobry i uczynny. Często mi go brakuje, ale kiedy już jest, to tylko dla nas. Daje się nam cały – mówi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.