Tu nie skansen

Zero-85 to kierunkowy do Białegostoku. Ale nie tylko. Zero-85 to także nazwa hard core'owej kapeli z tego miasta. Występuje w różnych miejscach Polski, ale wielu z tych, którzy przychodzą jej posłuchać, nie w pełni może docenić teksty utworów. Są po białorusku, a zespół gra „w składzie półtora Białorusina i dwa i pół Polaka”. Więź, 4/2007




Tarasewicz wspomina, że gdy coraz liczniej przyjeżdżały zespoły z Białorusi, to pojawiły się kłopoty, gdyż ta muzyka dotykała odległych problemów, widzianych z mińskiej perspektywy. Jednocześnie coraz więcej było „grzecznych” zespołów z Hajnówki czy Bielska, które brały poetyckie teksty i tworzyły do nich słabą zwykle muzykę.

Pewną odpowiedzią na to był zespół RF Braha, którego współtwórcą był Tarasewicz. Sama nazwa wyrażała bunt, ale w kontekście białoruskim – „braha” to po białorusku zacier do bimbru. Pod względem muzycznym zespół mógł być partnerem dla grup mińskich, ale teksty dotyczyły po raz pierwszy Białostocczyzny i tutejszych Białorusinów. Tytuł płyty „Schizofrenia” mówił właśnie o tym, że to nie jest świat sielanki, ale taki, w którym wielu ma podwójne życie: jedne w domu, drugie na ulicy. Można było usłyszeć o tragediach związanych z emigracją, o osobistych problemach. Teksty grupa tworzyła wspólnie, współpracując z Sokratem Janowiczem; doszło do niezwykłej sytuacji, w której w bezpośrednim kontakcie z ostrą, hard core'ową formacją pozostawał wybitny, urodzony w 1936 roku pisarz, prawdopodobnie najważniejsza postać białoruskiego życia kulturalnego w Polsce.

To przywiązanie do spraw lokalnych miał też w sobie powstały później, po rozpadzie Brahy, Zero-85. „Najważniejsze – podkreśla Tarasewicz – że to zespół reprezentujący normalny, dobry poziom, który może być partnerem dialogu z rówieśnikami, niezależnie skąd by byli. Dotąd zespoły białoruskie grały na potrzeby swojego środowiska, od Basowiszcza do Basowiszcza. Zero-85 występuje na różnych festiwalach – także na białoruskich, ale nie tylko”. Właśnie taką sytuację Tarasewicz uważa za idealną: zespół używający określonego języka, mocno osadzony w swoim środowisku i dotykający jego problemów, ale wychodzący od nich do spraw bardziej uniwersalnych. „To śpiewanie dla wszystkich to swego rodzaju przełom” – mówi.

RÓŻNE ŚWIATY, JEDEN ŚWIAT

Malarz sam stara się w podobny sposób budować własną działalność artystyczną. „Chodzi o to, żeby wychodzić na zewnątrz na partnerskich zasadach, będąc jednocześnie mocno osadzonym u siebie – mówi Tarasewicz. – Dziś wracam do Walił na Białostocczyźnie, żeby sobie pomalować. To moje miejsce. Nie zamieszkam w Warszawie, zbyt wiele nasłuchałem się o losie artystów na emigracji, a dla mnie nawet zamieszkanie w Białymstoku to byłaby emigracja”. Chodzi nie tylko o przyrodę rodzinnej okolicy, której znaczenie dla swej sztuki Tarasewicz często podkreśla, ale też o kulturę. Artysta opowiada o swojej twórczości: „stopniowo okazało się, że to, co robią moi polscy rówieśnicy i ja, to są dwa różne światy. Na początku sam jako twórca nie byłem w stanie tego zdefiniować. Teraz dostrzegam tę różnicę między narracyjno-symboliczną sztuką polską a tym, co sam robię. Polska sztuka nie jest choćby tak kolorowa, moje obrazy są w jej kontekście czymś niezrozumiałym. Myślę, że jestem bardziej powiązany z twórcami pasa między Bałtykiem a Morzem Czarnym, ze wschodem”.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...