Nie wierzę, że Bóg żądał ofiar. Bóg nie chciał Auschwitz. Nie potrafiłbym tego pogodzić z moją wiarą chrześcijańską. To konkretni ludzie chcieli Auschwitz. Więź, 2-3/2010
Opowiedz to jeszcze raz
Titaniec W 2002 r. Günter Grass wydał książkę Idąc rakiem o tragedii storpedowanego na Bałtyku statku „Wilhelm Gustloff”, który przewoził uciekinierów z Prus. Stał się on symbolem cierpień uciekinierów i wypędzonych. Ksiażką ta Grass złamał tabu, które kiedyś sam stworzył. W 1990 r. pisał: „Kto myśli o Niemczech, ten musi myśleć także o Auschwitz”. W Idąc rakiem przekazuje inne przesłanie: „także inni zadawali cierpienia”. Przez kilkadziesiąt lat Grass uważał się za głównego strażnika niemieckiego konsensu, który nakazywał, by niemieckich cierpień nie przeciwstawiać zbrodniom, które popełnili Niemcy. A potem ten sam Grass dał niejako „nareszcie” przyzwolenie Niemcom na poczucie się ofiarami. Czy to jakaś sinusoida powojennej pamięci niemieckiej?
Reck Pierwszy niemiecki kanclerz federalny, Konrad Adenauer, chciał osiągnąć dwa cele. Po pierwsze – znaleźć międzynarodowe uznanie dla Niemiec. Myślę, że w sprawach dotyczących Polski był on ślepy, ale w stosunkach z Izraelem i Francją próbował występować jako poważny mąż stanu. Po drugie, do wewnątrz kraju, Adenauer próbował utwierdzać Niemców w tych rodzinnych historiach o byciu niewinnymi. Jedno do drugiego nie pasowało. Im bardziej Niemcy, wtedy Niemcy Zachodnie, stawały się poważnym międzynarodowym aktorem na scenie politycznej, tym bardziej stawało się jasne, że nie można upubliczniać tych historii o niewinności i resentymentach. Oficjalnie przedstawiano więc historie pełne żalu i ubolewania. Od późnych lat pięćdziesiątych publicznie potępiano Holokaust i ubolewano nad narodowym socjalizmem, nie wolno jednak było mówić o niemieckim cierpieniu. O tym ostatnim można było mówić tylko w rodzinach lub w gronie znajomych.
W ten sposób powstał podział na dwie wersje historii: oficjalną, która wyglądała na bardzo poważną oraz prywatną, w której resentymenty wypływały na wierzch. Skutkiem tego jest dzisiejsza sytuacja, w której to, co naukowcy opowiadają o historii, całkowicie różni się od tego, co niemieckie rodziny opowiadają o tej samej historii. Obok oficjalnej opinii publicznej istnieje subkultura, a w jej ramach funkcjonuje tzw. brunatna literatura, która ożywia historie podobne do „Gustolffa” – a to trafia do uczuć wielu ludzi.
Grass prawdopodobnie zamierzał, żeby nie tylko subkultura prawicowo-radykalna mówiła na ten temat, lecz by zaistniała pewna krytyczna przestrzeń społeczna, w której będzie można mówić o realnym, prawdziwym niemieckim bólu związanym z ucieczką z Europy Wschodniej, związanym z wojną. Ten ból jest realny. Zamiar Grassa był szczery. Nie chcę oceniać, czy ta książka była próbą udaną.
Jest w Niemczech interesująca badaczka pamięci, Aleida Assmann, która wysunęła tezę, że mamy w niemieckim życiu publicznym bardzo wiele poprawności politycznej, ale mało przestrzeni, w której ludzie mogliby mówić o uczuciach takich, jakie one rzeczywiście są. I dlatego właśnie co jakiś czas dochodzi do erupcji tych uczuć. Brakuje nad nimi krytycznej refleksji.
Titaniec Czy to nie jest swego rodzaju schizofrenia narodowa? Te dwa dyskursy i ciągłe ryzyko, że w jakimś momencie nastąpi erupcja?
Reck No właśnie… Zgadzam się i uważam, że Grass właśnie do tego zmierzał, by przezwyciężyć tę schizofrenię. Ale myślę, że on sam nie mógł tego dokonać. Kilka lat później opublikował swoją autobiografię Przy obieraniu cebuli, która wywołała wielkie wzburzenie, ponieważ ujawnił, że był dwa tygodnie w Waffen SS, o czym wcześniej nie mówił. To było duże wydarzenie.
Dla mnie znamienne jest, że w tej książce Grass dużo mówi o swojej rodzinie, o sobie samym, ale dopiero po ok. 400 stronach pojawia się pół zdania dotyczące ojca i jego członkostwa w NSDAP. Pisarz widocznie nie był w stanie nic więcej na ten temat powiedzieć. Nie pisze o tym, jak został wychowany, czy zgadzał się politycznie ze swoim ojcem, nie ma nic na temat jego postawy politycznej jako młodego człowieka. Nic poza tym, że ojciec nosił tylko małą odznakę partyjną. I to jest schizofrenia samego Grassa. Ale chyba to jest właśnie najtrudniejsze: „wybadać” człowieka, którego się kocha, własnego ojca, stawiając mu trudne pytania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.