Rozmowa z ks. Krzysztofem Kowalem, proboszczem parafii pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus, Doktora Kościoła w Pietropawłowsku Kamczackim na Kamczatce.
Jestem cholerykiem i to rzeczywiście nie sprzyja przyjmowaniu takich ciosów. Wolałbym nie cytować słów, które przychodziły mi na myśl. Wewnętrznie czułem ból, po prostu ból. Był konkretny plan i nadzieje. Wprawdzie mój plan, ale oddany Panu Bogu i poparty różnymi pracami budowlanymi. Mieliśmy już 300 ton kostki białego granitu, projekt kościoła, a nawet pieniądze na budowę. I gdy już byliśmy na ostatniej prostej, dostaliśmy mocno po głowie. Mówię „dostaliśmy”, gdyż od dwóch lat nie pracuję już sam. Jest też ks. Jan Radoń, wikariusz, który przybył do nas po dwunastu latach pracy na Ukrainie. Człowiek dużo, dużo większy ode mnie fizycznie i – śmiem twierdzić – także duchowo. Dzięki niemu łatwiej było znieść te przeciwności.
Dzięki jego obecności mogłem wyjechać na urlop. Musiałem „dać sobie na wstrzymanie”, odejść, nabrać dystansu, by się w tym nie zagubić. Wróciłem do Polski, wsiadłem na rower i pojechałem do Medjugorje. Odpoczywałem i modliłem się, polecając tę sytuację Matce Bożej. Tam otrzymałem moc przebaczenia, znikła z mojego serca złość. Nie mam teraz złości w sercu, mam za to większe zaufanie do Pana Boga. Mówię Mu: „I tak Ty tym wszystkim kierujesz; nie wiem jak Ty to robisz i jak Ty to zrobisz, ja jedynie ufam, że to, co się stało, jest lepsze niż to, co by się stało”.
Szukamy teraz na nowo, bo jestem niemal pewien, że tego terenu przy cmentarzu nam nie oddadzą. Co się stanie w najbliższej przyszłości? Nie mam zielonego pojęcia. Cieszę się jedynie, że w Pietropawłowsku powstanie kościół, bo jestem pewien, że powstanie. Gdzie i jak? Tego nie wiem. Ufność jak u św. Teresy, patronki parafii.
Nie pozostaje mi nic innego. Człowiek musi znaleźć się w sytuacji bez wyjścia, żeby zaufał całkowicie. Miałem takie doświadczenie fizyczne, gdy byłem jeszcze w seminarium. Przez wypadek albo moją głupotę straciłem możliwość chodzenia. Młody człowiek, pełen planów, na pół roku położony w szpitalnym łóżku. W perspektywie operacja, po której może już nigdy nie chodzić. Okropny ból, bunt i złość, bo świat się beze mnie kręci. Ja leżę, a oni tam sobie żyją. Miałem wówczas takie szalone marzenie, by kiedyś przejść jeszcze dziesięć kroków nad morzem o własnych siłach. W takiej sytuacji, gdy się zaufa, wszystko jest możliwe. Zacząłem chodzić. Później pojechałem na rowerze do Afryki i do Ziemi Świętej, a ostatecznie na Syberię. I jakoś funkcjonuję, choć problem z kręgosłupem nie zniknął i mocniejsze kichnięcie może mnie unieruchomić. A tymczasem ja żyję, funkcjonuję i cieszę się, że zdrowotnie „wiszę na włosku”. To uczy mnie żyć z tym, czego nie mogę zmienić. Trzeba zaufać, a Tereskow a winda rzeczywiście okaże się lepszym sposobem niż wdrapywanie się po schodach.
Jak przebaczyć komuś, kto wyrządził nam krzywdę? Musiałeś się przecież z tym zmagać?
Jeśli będę tylko ja i ten drugi człowiek, nie da się do końca przebaczyć. Ja przeżywałem złość – ona może doprowadzić do nienawiści. Żeby sobie poradzić, muszę włączyć w ten proces Pana Boga. Ten człowiek popełniający zło w stosunku do mnie także jest dzieckiem: to jest mój brat, moja siostra. Tak myślę również o pani Taisie, dyrektorce firmy projektowej, dzięki której straciliśmy 3 mln rubli, czyli 300 tys. złotych. Ja nie znam innego sposobu pomagającego w przebaczeniu, jak modlitwa o łaskę przebaczenia. Wymaganie Jezusa „miłujcie waszych nieprzyjaciół” jest możliwe tylko z Jezusem. To jest moje doświadczenie. Najbardziej dziękuję Panu Bogu za to, że mogę miłosiernie, a więc bez złości, spojrzeć na tę panią, oddzielając jej godność człowieka od niegodziwości, która ją okrywa. Zgodnie ze sprawiedliwością muszę wystąpić do sądu, by zażądać tych pieniędzy, bo nie należą do mnie, tylko do parafii – ale z drugiej strony nie mam w sercu złości, nie podejdę do tej pani i jej nie zwyzywam. Mogę jej jedynie powiedzieć, że ją Bóg także kocha.
Czy nie wydaje Ci się, że nam, wierzącym, grozi czasem „syndrom starszego syna” z przypowieści o synu marnotrawnym? Czasem uważamy się za sprawiedliwych, patrzymy z odrobiną wyniosłości na grzeszników. Oni tymczasem doświadczają miłosierdzia, nam grozi – jak starszemu synowi – pozostanie na lodzie.
Wróciłem przed kilkoma dniami z rekolekcji dla narkomanów, które prowadziłem na Ukrainie. Pomagamy też na Kamczatce osobom z problemem alkoholowym. Z tej perspektywy patrząc – z perspektywy grzeszników, którzy się nawracają – mogę powiedzieć, że przeganiają tych, którzy w Polsce nie opuścili przez ostatnie trzydzieści lat Mszy świętej. Przykładem może być Andriej, profesor filozofii. Znał sześć języków, nauczył się siódmego, polskiego, by móc czytać książki teologiczne, by poznawać Boga. Przyjechał na swój koszt z Kamczatki do Krakowa na zamknięte rekolekcje, by bardziej poznać Boga. Czyta, pisze, studiuje z ogromną pasją. Już dawno przegonił tych, którzy mają na co dzień Pana Boga i niewiele się Nim przejmują.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.