Finał pełen kopniaków

Tygodnik Powszechny 29/2010 Tygodnik Powszechny 29/2010

Pośród całej tej katastrofy, jaką był finał mundialu, należy się cieszyć, że zwyciężył ten, który więcej wniósł do niego piłkarsko. Ironia polega na tym, że Hiszpanie grali bardziej po „holendersku” niż Holendrzy.

 

Ostatecznie honor Ameryki Łacińskiej uratował Urugwaj: co prawda w dyskusyjny sposób pokonał Ghanę (Suárez wybił piłkę ręką z linii bramkowej), ale potem dobrze zagrał z Holandią i dał piękny spektakl w meczu o trzecie miejsce.

Tradycyjnie piłkarz urugwajski szukał tylko okazji do faulu, ale teraz Urugwajczycy pokazali, że latynoska jedenastka może być drużyną zdyscyplinowaną, która pomimo że w trakcie turnieju była ofiarą kilku fatalnych decyzji sędziowskich, nigdy nie protestowała. To przykład zupełnie nowej etyki piłkarskiej, która – jak widzieliśmy w meczu z Argentyną – niestety nie doszła jeszcze do Meksyku.

Sam trener Urugwajczyków, „El Maestro” Tabárez, to przykład prawości i kompetencji (wcześniej prowadził najlepsze drużyny świata: Milan, Boca Juniors i Pe?arol). Nota bene był najgorzej opłacanym trenerem na mistrzostwach, a np. taki Javier Aguirre trzecim wśród najlepiej zarabiających, no ale jak mówiłem: Meksyk to maszynka do robienia pieniędzy.

Urugwaj to drużyna, która ma świetny atak i świetną obronę, ale której brak środka pola: to historyczny i kulturowy problem ich futbolu. Urugwajczycy lubią atakować i bronić, ale nie mają nikogo w środku. Na urugwajskim boisku zawsze są jakby dwie wyspy, a pośrodku rzeka la Plata. Teraz też rozpaczliwie brakowało kogoś, kto by odzyskiwał i podawał piłkę...

A więc ma pan rację: Urugwaj uratował honor Ameryki Łacińskiej, i to nie tylko ze względu na osiągnięty rezultat i styl, ale i pełną godności postawę. Sądząc po meczu finałowym, uratował także honor futbolu w ogóle.

Bogowie, mesjasze i Holendrzy

Ten obrazek długo pozostanie w pamięci: twarz Diego Maradony w meczu z Niemcami: „Boski Diego” jako trener Argentyny nie rozumiał, co się dzieje na boisku, i nie potrafił zareagować... Według Pana, Maradona do perfekcji opanował sztukę „wielokrotnych, krótkich śmierci”; wówczas wydawało się, że umarł po raz kolejny.

Jego historia to pasmo śmierci i zmartwychwstań. Już przed mundialem widziano w nim trupa: Argentyna miała fatalne eliminacje i o mało nie straciła biletu do RPA.

Wydaje się, że Maradona postanowił być bardziej motywatorem niż trenerem: wytyczanie strategii i obieranie taktyki nie jest najwyraźniej jego specjalnością. To właściwie jedyny trener na świecie, który trenował swoich piłkarzy przez przytulanie: chciał być jak ojciec czy starszy brat i przekazać chłopcom swoją aurę.

Do jakiego stopnia mogło to odnieść skutek? Sądzę, że Argentyna miała wystarczająco dużo graczy, aby dać świetny występ nawet bez „technicznej głowy”. Właściwie pomysłem na drużynę było przekonanie, że triumf indywidualności nada treść jej grze. Maradona miał oczywiście wśród najbliższych współpracowników trenera Bilardo, z którym zdobył tytuł w 1986 r., no i Veróna wśród piłkarzy: weterana, który doskonale potrafi czytać grę. Wszystko to teoretycznie powinno wystarczyć, aby Argentyna odniosła w mistrzostwach sukces. Wystarczyło tylko, żeby „Bóg” – Maradona – znalazł swojego „Mesjasza” – Messiego...

Prawdę mówiąc, tamta Argentyna z 1986 r. była bardzo podobna do Argentyny z 2010 r., ale wówczas uratowały ją i poprowadziły do zwycięstwa przebłyski geniuszu Diego. Także wtedy ledwie się zakwalifikowali, a decyzje trenera Bilardo były często dyskusyjne... Można sobie wyobrazić, że Brazylia byłaby mistrzem w ’70 bez Pelego, ale Argentyna bez Maradony w ’86 – nigdy.

Teraz oczywiście oczekiwano tego samego od Messiego: zawodnika, który w Barcelonie strzela po trzy gole na mecz i ciągnie za sobą resztę drużyny. Kłopot w tym, że w RPA grał dobrze, a dobrze to za mało jak na geniusza.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...