– Tato, chodź, zagrajmy w piłkę! – słyszę i ręce mi opadają.
To jednak, co w tym wszystkim najistotniejsze – to fakt, że moja córka opowiada mi te wszystkie rzeczy nie po to, aby się czegoś dowiedział, ale po to, aby usłyszeć ode mnie słowa akceptacji. Że dobrze zrobiła zadanie, że miała rację w kłótni z Kaśką, że świetnie poradziła sobie na klasówce. I rzecz nie w tym, że jest niepewna siebie i bez mojej pochwały w siebie nie uwierzy (naprawdę, niewiele znam dzieciaków bardziej pewnych siebie i przekonanych o własnej niezwykłości…). Rzecz w tym, żebym to ja tę wielkość i wspaniałość potwierdził.
Moja córka uwielbia konie. Bardzo się cieszy, kiedy to ja mogę ją odwieźć na lekcję – ale wcale nie chodzi jej o to, żebym razem z nią jeździł: chce, żebym przyglądał się jak kłusuje czy galopuje i ją pochwalił. Moja córka postanowiła, że chce trenować siatkówkę – chodzi na dodatkowe treningi w szkole, a potem przychodzi do domu i… nie, w przeciwieństwie do Piotrka wcale nie namawia mnie na wspólną grę: chce pokazać mi czego się dziś nauczyła i usłyszeć słowa uznania. I tak dalej… Chce, abym ja podziwiał.
Po co dziewczyna potrzebuje ojca? Bo to pierwszy w jej życiu znaczący mężczyzna. Pierwszy „on” który jej słucha, który ją podziwia, docenia jej wysiłki, szanuje ją. Dla niej także ojciec jest wzorem – choć może mniej wzorem do naśladowania, a bardziej wzorem tego, jaki powinien być mężczyzna. I tego, jak mężczyzna traktuje kobiety – a zwłaszcza (oczywiście) Tę Jedyną Kobietę, czyli swoją żonę.
Często okazuje się, że w dorosłym życiu kobiety wybierają mężczyzn przypominających w jakiś sposób ich ojców. Niestety, odnosi się to także do wad i słabości: nie przypadkiem córki alkoholików często wiążą się z alkoholikami, a córki ojców stosujących przemoc – z mężczyznami także stosującymi przemoc. I znowu – zawsze kiedy o tym myślę, mam poczucie ciążącej na mnie wielkiej odpowiedzialności. Jaki obraz mężczyzny – a więc także męża i ojca – przekażę swojej córce? Czy nie będzie to w niektórych aspektach obraz wypaczony, niewłaściwy?…
***
Jest jeszcze jedna rzeczywistość, o której nie można nie wspomnieć odpowiadając sobie na pytanie „po co dziecku tata”. Psychologowie religii są zgodni co do tego, że relacje dziecka do ojca wpływają w jakiś sposób na to, jaki to dziecko będzie w przyszłości miało obraz Boga. Jasne: Bóg nie ma płci, nie jest mężczyzną ani kobietą – ale w naszej kulturze obdarzamy Go atrybutami męskimi i nazywamy Ojcem. Udowodniono, że trudniej o zdrowy obraz Boga i zdrową relację z Nim osobom, które w dzieciństwie wychowywały się bez ojca (czy choćby zastępującego go męskiego wzorca). Jeszcze trudniej wejść w pełną relację z Bogiem tym ludziom, których obraz własnego ojca jest wykrzywiony, patologiczny, związany z alkoholem, przemocą, nadużyciami seksualnymi i innymi dysfunkcjami.
Oczywiście, nie chodzi o to żebym „udawał Pana Boga”. Choćbym chciał – nie uda mi się to. Nie jestem Bogiem, nie jestem doskonały, moja miłość nie jest nawet cieniem Jego miłości. Ale jedno mogę: mogę się starać. Mogę robić tyle, ile jestem w stanie aby dla mojej żony i moich dzieci być jak najlepszym mężem i ojcem. A jeśli moje dzieci będą się czuły kochane i akceptowane, jeśli będą się czuły szanowane i bezpieczne, jeśli będą wiedziały że wymagania jakie im stawiam są dla nich, dla ich dobra – to mogę mieć nadzieję, że także ich obraz Boga jako Prawdziwego Ojca będzie pozytywny i stanie się bazą do stworzenia trwałej, zdrowej, osobowej relacji.
***
Znacie te liczby?
3 miliony dzieci w Polsce wychowują się bez ojca – to niemal co trzecie dziecko w naszym kraju. Tymczasem badania przeprowadzone w USA wykazały, że dzieci wychowujące się bez ojców stanowią 90 procent (!) grupy dzieci bezdomnych i uciekających z domu, 85 procent sprawiających problemy wychowawcze, 71 procent młodzieży porzucającej szkołę. Wśród młodych mężczyzn popełniających gwałty 80 procent nie miało kontaktu z własnym ojcem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.