Ewangelizacja Azji i dialog międzyreligijny, dialog ze starymi cywilizacjami w Indiach, w Chinach, w Japonii, na Dalekim Wschodzie, będzie ubogacał obydwie strony. Na razie jest dużo strachu po stronie tych, którzy myślą, że chrześcijaństwo zniszczy coś w ich rodzimych kulturach, że oni przestaną być sobą. Niedziela, 7 lutego 2010
– W jaki sposób Europejczyk może ewangelizować Azjatów?
– Powiem tak: Azję trzeba kochać, przede wszystkim dać sobie czas na zaprzyjaźnienie się z ludźmi. Jeżeli dzisiaj nie można gromkim głosem głosić Ewangelii, to trzeba ją szeptać. To jest możliwe. Niedawno pojechaliśmy z Aszchabadu do wioseczki oddalonej o ok. 40 km. W małym domu zastaliśmy trzy bardzo biedne rodziny. Przygotowali posiłek, który zjedliśmy z nimi na podłodze (tak się tam przyjmuje gości, nie ma stołów, krzeseł, łóżek), i poprosili nas, żeby im coś opowiedzieć. Powiedziałem trochę o sobie, żeby wiedzieli, z kim rozmawiają, ale powiedziałem też o świętach Bożego Narodzenia, bo właśnie był Adwent i zbliżało się Boże Narodzenie, powiedziałem o Panu Jezusie. Reakcją tych ludzi była prośba, żeby się za nich pomodlić.
Każda rodzina mówiła o swoich problemach, o swoich ranach, niczego nie ukrywając. Dowiedziałem się, co ich boli, rani, z czym nie mogą sobie poradzić. Byli bardzo otwarci, spragnieni miłości, Dobrej Nowiny, potrzebujący uzdrowienia. Nałożyliśmy na nich ręce i modliliśmy się wspólnie modlitwą wstawienniczą, śpiewaliśmy. Może ta rodzina nieprędko będzie katolicka, to tylko Pan Bóg wie. Może nie będzie jakiejś nagłej zmiany wiary, może jeszcze długo nie poproszą o chrzest, ale jak na pierwsze spotkanie wydaje się, że wydarzyło się dużo. Notabene – kiedy wracaliśmy, jedna z Turkmenek powiedziała, że to jest jej rodzina i że oni już coś o chrześcijaństwie wiedzą, bo ona im w każdą niedzielę, gdy przyjeżdża z kościoła, opowiada. Tam miała więc już miejsce ewangelizacja, już ktoś był tam świadkiem Jezusa Chrystusa.
Azja jest głodna Dobrej Nowiny. Jest poraniona i na pewno trzeba jej odpowiedzieć w postaci miłości, modlitwy o uzdrowienie, ale przede wszystkim trzeba czynić pewne kroki, żeby się poznać, zaprzyjaźnić. I nie chodzi tu o podbój prozelicki, chrześcijański triumfalizm – ale o ciche i dyskretne przenikanie życia na tym kontynencie promykami Ewangelii. Na tę drogę trzeba wejść.
A wracając jeszcze do wspomnianej rodziny, okazało się, że wielu ich sąsiadów także chciałoby, żeby do nich któregoś wieczoru przyjechać. Oczywiście, będziemy się starali iść w gościnę do tych, którzy nas zapraszają. Jest to okazja, żeby im powiedzieć o Panu Jezusie – Uzdrowicielu, który przynosi pełnię życia, który jest przyjacielem człowieka, przyjacielem grzeszników, ludzi zniewolonych. Stajemy więc w tych dniach wobec wielkiej szansy.
– Jesteśmy w Roku Kapłańskim, a Ojciec tak spełnia swoje kapłaństwo...
– Chociaż nie mam sukcesów, które można by ujmować w statystykach, w liczbach, to jednak każdy dzień mam wypełniony. Pan przysyła nam biednych potrzebujących chleba, rozmowy, lekarstwa, ale i potrzebujących miłości, szacunku, akceptacji. Wielu z nich mówi, że nie wyobraża sobie życia, gdybyśmy do nich nie przyjechali, bo Ewangelia ich zmienia. Gdy przyjechaliśmy kilkanaście lat temu, ludzie w niedzielę pracowali, robili pranie, uprawiali ziemię, wyjeżdżali za miasto, remontowali samochody w garażach – a teraz zakładają inne ubranie i świętują. Mówią, że to dla nich niesamowita rewolucja, bo niedzielę pojmowali dotychczas jako dzień sprzątania. Mówią, że nie wyobrażają już sobie innego życia, bez Jezusa i Kościoła. Mamy już ludzi, którzy sami świadczą o dobru, jakie zyskali, przyjmując Ewangelię.
– Dwa przeciwstawne spojrzenia na niedzielę: sprzątanie i świętowanie...
– Tak. Ci ludzie nie przyjmują nas już w dresach, w szlafrokach, gdzie wszystko kręciło się wokół odkurzacza. Mówią, że w niedzielę nie mogą nie pójść do kościoła na Liturgię. Tego dnia już nie pracują, ubierają się odświętnie ze względu na Jezusa Eucharystycznego, na dzień Jego zmartwychwstania. Zachęcamy ich, by w niedzielę odwiedzali się, by nawiedzili kogoś w szpitalu, pogłębiali swoje życie duchowe, czytając jakąś literaturę religijną. W bardzo konkretnym wymiarze widać, że Ewangelia zmienia ich hierarchię wartości i obowiązków. I choć dotychczas uważali się za wierzących muzułmanów, tak naprawdę nie wiedzieli, czym jest wiara. Ona przychodzi dopiero z Jezusem Chrystusem, kiedy poznajemy Boga i Jego miłość.
Azję trzeba kochać, przede wszystkim dać sobie czas na zaprzyjaźnienie się z ludźmi
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.