To, co ciągle panuje w naszej kulturze, to jest dualistyczne myślenie o człowieku, to jest ten Platon, który mówi, że człowiek to jest dusza, która ma ciało. Ja myślę, że człowiek jest zarówno materialnym, jak i cielesnym i tutaj jest problem znalezienia relacji między nimi. Kwartalnik eSPe
Patrząc na Chrystusa widzimy rany, widzimy cierpienie. Czy w tym cierpieniu widzimy także Pana Boga?
Tak... Właśnie w Jezusie Chrystusie Bóg cierpi nad naszymi grzechami. Tutaj dotykamy bardzo tajemniczego wymiaru. Wymiaru, w którym miłość sprawia, że człowiek staje się bezbronny, a jako bezbronny jest cierpiący. Znakomity myśliciel japoński Daisetz Teitaro Suzuki, który bardzo dużo zrobił dla upowszechnienia Zen w krajach anglosaskich, zastanawiał się, jak to się dzieje, że my chrześcijanie możemy czcić trupa? Dlaczego wieszamy go na naszych ścianach? Dlaczego nie patrzymy na ich Buddę, który jest taki pulchny, uśmiechnięty, szczęśliwy, a tylko z cierpienia robimy kult i religię? Ale my przecież nie wieszamy krzyża jako znaku cierpienia, tylko krzyż, jako znak miłości. „Nikt nie ma większej miłości, jak ten, kto daje życie za przyjaciół.”
Człowiek też cierpi. Czy przez to cierpienie zbliżamy się do Boga?
Taka jest właśnie droga, jaką próbuje pokazać nam Ewangelia. Często, niestety, zaczyna się tu wielkie zmaganie się człowieka. To nie jest takie proste. Nie można powiedzieć, że cierpienie samo człowieka uszlachetnia. To jest taka mitologia, którą czasami pisarze rosyjscy uprawiają, mówiąc, że Rosjanie są tacy niezwykli, bo cierpieli więcej niż inni. Nieprawda! Cierpienie może upodlić człowieka i zniszczyć zupełnie. Odebrać mu nie tylko jego cielesność, ale i jego duchowość. Cierpienie przeżyte z Jezusem, komuś ofiarowane, kiedy staje się w tajemniczy sposób jakimś językiem, komunikatem, czy ceną płaconą za miłość, to wtedy zaczyna odsłaniać się prawdziwy sens tego cierpienia.
Czy temu właśnie potrzebne są zakony żebracze, posty, umartwienia – wszystko żywo obecne w kulturze chrześcijańskiej?
...jak w każdej autentycznej kulturze duchowej. Nie trzeba tu nawet przypominać postu muzułmańskiego. Nie jeść przez cały dzień, jak się jedzie na wielbłądzie po pustyni, to naprawdę jest bardzo dolegliwe.
Jest ogólną ludzką mądrością to, że ciało i dusza są ze sobą bardzo ściśle związane. Umartwianie, pewne dyscyplinowanie ciała jest drogą, która wiedzie do dyscyplinowania również duszy. Nie chodzi tu o umartwianie się, ale o dyscyplinowanie siebie. A druga rzecz, bardzo istotna, skoro twarz drugiego jest tą twarzą, w której można znaleźć Boga, to umartwienie, czyli odmawianie sobie czegoś jest po to, żeby to, co zaoszczędzisz przekazać na biednych. I znowu, asceza jest bardzo ściśle związana z problemem miłości. Jeśli asceza miałaby być niszczeniem człowieka tylko dlatego, żeby zadawać sobie ból i niszczyć ciało, to jest funta kłaków warta.
BAŁAGAN W CELI
W jaki sposób praca nad ciałem pomaga duszy?
Nie odpowiem wielką teorią, ale ze swojego doświadczenia. Jak tak troszkę poposzczę, w tym dobrym sensie, to mi się zdecydowanie lepiej pracuje, a jak w święta się najem, to śpię.
Ciało i dusza są wzajemnie od siebie zależne?
Ależ oczywiście! Jest tak dlatego, że człowiek jest jednością psychofizyczną i stąd jedno drugie dyscyplinuje. Jeżeli wszystko jest w duszy uporządkowane, to wtedy człowiek ma większy porządek i ład w sobie. Ja tego też doświadczam. Kiedy sobie pozwolę na takie rozleniwienie, to zaczynam mieć bałagan w swojej celi. Wewnętrzne scalenie czy nawrócenie zaczynam od tego, że muszę uporządkować u siebie wszystkie graty. Okazuje się wtedy, że ta moja przestrzeń zewnętrzna, w której jestem zakorzeniany też jest jakąś formą mojej cielesnej obecności w świecie. Bałagan w celi powoduje, że później mam bałagan w środku, nie umiem się skupić, nie umiem zająć się czymś poważniejszym.
Zastanawialiśmy się: równowaga czy konflikt. Wychodzi na to, że równowaga...
W moim przekonaniu tak. I dlatego bardzo wierzę w to, że jesteśmy wezwani do życia wiecznego w cielesności. Do życia wiecznego, czyli do zmartwychwstania. Człowiekowi jednak bardzo trudno jest uwierzyć w zmartwychwstanie.
Czy tym, co jest nam szczególnie zadane jest właśnie ciało?
Cały człowiek... Cały człowiek jest nam zadany, dlatego że człowiek jest jakąś potencjalnością, która ma się urzeczywistnić. Z tym, że jest w człowieku ten podwójny dynamizm. Ten rosnący i to będzie ten duchowy, jeżeli się rozwija, i ten drugi, cielesny podległy determinizmowi biologicznemu, który zanika, kurczy się i zamiera, aby potem, jak wierzę, być odrodzonym do nowego życia... Kiedy będzie nowe Niebo i nowa ziemia...
Rozmawiał: Robert Kępa