W gruncie rzeczy chodzi jednak zawsze o to samo: o wypchnięcie Kościoła z życia publicznego i zamknięcie go w zatęchłej kruchcie. Potem wystarczy już tylko wyrzucić klucz... Przewodnik Katolicki, 27 stycznia 2008
Ucichli także salonowi krytycy „czarnych sotni”. Jeden Urban jechał jeszcze starą płytą, ale jego zwulgaryzowane filipiki trafiały jedynie do wąskiego, specyficznego grona czytelników, lokującego się gdzieś pomiędzy dawnymi ormowcami a zbuntowanymi studentami „wyzwolonych” kierunków studiów.
Dziś Urban czy antyklerykalna partia Racja Polskiej Lewicy stanowią margines, polityczny folklor. Nowa fala antyklerykalizmu ma zupełnie inne, nowocześniejsze oblicze. Kościół rzadko bywa atakowany wprost, po imieniu. Wystarczy uderzać w sfery moralne, obyczajowe, etyczne, które i tak nieuchronnie muszą doprowadzić przecież do starcia z „czarnymi”. To antyklerykalizm w białych rękawiczkach: nie uderzaj w tacę, atakuj duszę...
Mało kto dziś pamięta, że na początku lat 90. hasło „mój brzuch - moja własność” stanowiło dyżurną śpiewkę organizacji walczących o „wolność wyboru” dla kobiet, czyli prawo do aborcji „na życzenie”. W debacie publicznej używano wówczas nagminnie terminów „zygota”, „zarodek”, w najlepszym wypadku „płód”. Taka też terminologia królowała w postępowych (czyli właściwie wszystkich) ówczesnych mediach.
W tym samym czasie przeciwnicy aborcji konsekwentnie używali innego języka, na każdym kroku podkreślając, że cały czas mowa jest tak naprawdę o „nowym życiu”, „dziecku” czy „życiu poczętym”.
I stała się rzecz niesłychana. Bo oto pomimo tak wielkiego medialnego wsparcia „postępowcy” przegrali ową batalię o semantykę. Nagle, niemal z dnia na dzień, z telewizyjnych ekranów zniknęły owe „zygoty” i feministki wypowiadające się na temat ciąży, zupełnie tak, jakby ta semantyka była uciążliwym katarem. To było wielkie zwycięstwo „Ciemnogrodu”. Ba, nawet zagorzałe wojujące aborcjonistki zmuszone zostały – stosownie do nowych standardów publicznego dyskursu – złagodzić ton niektórych swoich wypowiedzi.
Tak było jeszcze do niedawna. Dziś jednak „siły postępu” próbują znowu odzyskać utracony teren. Sprzyja temu koniunktura po wyborczej porażce Prawa i Sprawiedliwości. Zasada jest prosta, jak konstrukcja cepa: wszystko, co popierają dziś niepopularni Kaczyńscy, można na tej podstawie zdyskredytować. Bo ludzie to kupią. Także ich poglądy społeczne, bliskie przecież „klechistanowi”.
To dlatego tak często ostatnimi czasy pojawiają się na łamach salonowych pism nawoływania do referendum w sprawie aborcji, krytykowanie hipokryzji „aborcyjnego kompromisu” i nieśmiertelne tyrady na temat „prawa wyboru”. Celuje w tym zwłaszcza „Gazeta Wyborcza”, która dokładnie na tej samej zasadzie rozpętuje dziś gigantyczną kampanię medialną na rzecz refundacji leczenia in vitro, a wcześniej z pasją włączała się w walkę o prawa dla osób przyznających się do orientacji homoseksualnej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.