Internauta: „Czy wszyscy biskupi nie mogliby być tacy jak on?" Tygodnik Powszechny, 5 sierpnia 2007
W 1960 r. rozpoczął pracę biskupa pomocniczego w Gorzowie. Miał pomagać dwójce innych śląskich biskupów – Wilhelmowi Plucie i Jerzemu Strobie.
– Muszę w pokorze ducha stwierdzić, że intelektualnie byłem najsłabszy spośród naszej trójki, ale wyróżniałem się optymizmem i pogodą ducha – śmieje się biskup.
Mieli organizować życie religijne „na Dzikim Zachodzie" – jak mówiono wówczas o ziemiach świeżo przyłączonych do Polski. Osiedlali się tam przybysze z Kresów, byli więźniowie obozów zagłady – jedni niemieckich, inni sowieckich, wojskowi. Każdy z innej parafii, każdy znał inne pieśni, każdy miał za sobą inne wojenne doświadczenia, własne traumy. – Pstrokacizna, konglomerat ludzi i tradycji – wspomina.
Wymyślił, że będzie biskupem od ludzi. Jeździł od wioski do wioski, rozmawiał. Zobaczył świat daleki od znanego sobie, poukładanego Śląska: ludzi żyjących bez ślubu, nieochrzczone dzieci. Wzdycha: – Tam, gdzie nie ma kontroli rodzinnej, społecznej, jest swoboda. Zbudowanie życia religijnego trwa wiele pokoleń. Nie jedno i nie dwa.
Pracował z księżmi. – Dobry ksiądz to gwarancja dobrego duszpasterstwa. Dobry, czyli: sumienny katecheta, porządny gospodarz i zaangażowany duszpasterz. Musi mieć świetny kontakt z ludźmi – tłumaczy. Na „Dzikim Zachodzie" nie było łatwo duszpasterzować.
Sobór Watykański II spadł Jeżowi jak z nieba.
Dostał paszport, bo władze nie ośmieliły się odmówić byłemu więźniowi Dachau. Dziś wspomina, że nauka Soboru była szokiem dla polskich biskupów. – Nie braliśmy od razu udziału we wszystkich sporach, bo na dobrą sprawę nie wiedzieliśmy, o co tak właściwie chodzi. Nie ma co ukrywać: tamten świat był nieznany, nowy – wspominał.
W nowym świecie Jeżowi najbardziej podobały się: nowa liturgia w języku ojczystym, ekumenizm i podkreślenie roli świeckich.
Nie było mu żal ani łaciny, ani mszy trydenckiej. Źle wspominał Wielką Sobotę z dzieciństwa. – Mama chciała, żebym zabrał tylko wodę święconą do domu, a ja musiałem czekać aż przeczytają dziewięć lekcji po łacinie i odśpiewają dziewięć psalmów. Stałem jak głupi i czekałem, bo nic z tego nie rozumiałem. Nowa liturgia przybliżyła Kościół do człowieka – mówi. I zastanawia się: – Może, gdyby wprowadzono języki narodowe w czasach Lutra, nie byłoby rozbicia Kościoła?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.