Przeżyć to jeszcze raz

Okres starości to czas dziesiątków tysięcy małych zakończeń, wszystkiego, z czego składa się życie. To ogołocenie jest bardzo potrzebne. Może to część pokuty, jaka się należy? Część wiedzy o sobie, która jest potrzebna? Powściągnięcie swoich rozbrykań, zawrócenie cuglami z egoistycznych dróżek? Znak, 11/2006





Z cenzurą staczaliśmy potyczki przy okazji każdej audycji, bo do każdej pakowaliśmy kilkanaście numerów niemożliwych do puszczenia, wychodząc z założenia, że zawsze coś zostawią. Więc im więcej, tym lepiej. I rzeczywiście pewne „niecenzuralne” teksty zostawały. Mieliśmy cudowne porozumienie ze słuchaczami, którzy przyjeżdżali do nas, by pooddychać powietrzem „Studia”, rozumieli nas idealnie, telefonowali, nie bojąc się podsłuchów, mówiąc: „O, tuście świetnie przywalili, tuśmy się zrozumieli...”.

Tak, wyłączając te momenty, gdy było rzeczywiście tragicznie, bawiliśmy się świetnie.

Dlaczego dzisiaj Polacy już się tak nie śmieją?

Mamy dziś bez porównania mniej czasu niż kiedyś. Przecież wtedy ludzie mieli oceany czasu. Tak jak udawano, że się płaci za pracę, bo płacono grosze, tak też wszyscy udawali, że coś robią. Kwitło życie towarzyskie, organizowało się wyprawy, spływy, ubawy. W tej chwili ludzie są zagonieni, zmuszeni do ciągłego zarabiania, szaleją, żeby kupować, gromadzić rzeczy. Dziś brak czasu na śmiech. A dawniej nawet jeśli ktoś więcej zarobił, to co miał zrobić z tymi pieniędzmi, skoro nic nie było do kupienia?

Ale przyczyną tego, że dziś mniej się śmiejemy, jest jeszcze coś innego. Wtedy – w czasie okupacji czy w PRL-u – śmialiśmy się z nich, bo to byli „oni”.

Czyli istniał jednoznaczny podział na „nas” i na „nich”…

Tak, wiadomo było, że „my” to zupełnie kto inny niż „oni”. Natomiast po 1989 roku jesteśmy już tylko „my”. Sami nadajemy kształt naszemu państwu, a śmiech – jeśli się pojawia – jest bez porównania bardziej gorzki, bo inaczej człowiek się śmieje z „onych”, a inaczej z siebie. Kiedyś, śmiejąc się z Kliszki, nie mieliśmy poczucia, że obśmiewamy swoich. Dziś jakoś głupio się czujemy, żartując z prezydenta...

Epoka peerelowska była więc o wiele bardziej śmiechorodna. Nie bez kozery nazywano nas najweselszym barakiem w sowieckim obozie. A jeszcze sami z siebie żartowaliśmy. Byłam jedyną kobietą w redakcji i bardzo lubiłam, jak koledzy robili mi kawały. Poza tym moje rozmaite gafy znano w całym Wrocławiu…
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...