Matka musi dokonać wyboru. Albo postawi na więź biologiczną i emocjonalną, starając się za wszelką cenę przywiązać dziecko do siebie, albo zaakceptuje potrzebę przecięcia pępowiny uczuciowej, dając mu pełną wolność. List, 9/2009
Współzawodnictwo między matką a córką bywa bardziej subtelne, ukryte, maskowane, nienazwane. Ono mobilizuje córkę do odejścia z domu. Kobiety mniej dążą do konfrontacji, ale bardzo precyzyjnie, po cichu, intensywnie pracują nad tym, by zwyciężył ich punkt widzenia. Kiedy młode dziewczyny stworzą swój własny dom - a do tego dążą z całych sił - już nie mają potrzeby rywalizować z matką. Ale zdarza się, choć nieco rzadziej, swoiste zakleszczenie dorosłej córki ze swoją matką, które ma miejsce zwłaszcza wówczas, gdy dziesiątki lat mieszkają razem. Bywa to czasem istne piekło. Walczą ze sobą, ale nie mogą się rozstać.
A „córeczki tatusia" jak sobie radzą z relacją z ojcem?
Raczej trudno. Często są bezradne wobec zaborczej miłości ojca. Ma to miejsce szczególnie wówczas, gdy ich więzi z matką są słabe.
Do okresu dorastania określenie „córeczka tatusia" może być nawet sympatyczne. Dziewczynki pragną być kochane przez tatusiów. Czują się wówczas bezpieczne. Pod czułym i dojrzałym wzrokiem ojcowskim łatwiej dojrzewa ich kobiecość. Nabierają kobiecej pewności siebie.
Ale gdy ojciec staje się zazdrosny o córkę, bo ta rozgląda się za chłopakami, przekracza to granice pewnej normy psychologicznej i moralnej. Ze strony ojca może pojawić się także zamaskowana i mało świadoma erotyzacja więzi z córką. Rodzi to zwykle u niej duży niepokój. Ojciec może obawiać się wtedy dotknąć swojej córki. Patrzy bowiem na nią jak na dorastającą kobietę, która budzi jego pożądanie. Kobiety wychowane w takim klimacie mają nieraz skłonności do zakochiwania się w starszych od siebie mężczyznach, jakby wiecznie szukały ojca.
Czy to, że rodzice nie potrafią dać wolności dziecku, nie wynika też z tego, że sami są jakoś uwikłani, zależni od innych ludzi?
Nieszczęściem żon i matek bywa to, że nie mają swojego własnego życia, ale żyją życiem zapożyczonym, cudzym: życiem męża lub/i dzieci. I na tej kobiecej bezradności („I co ja zrobię sama?”) mężczyźni nieraz żerują, chociażby po to, by dać upust swoim agresywnym emocjom. Proszę wybaczyć język, ale powiem wprost: zostawienie kobiety przez mężczyznę po dziesięciu czy piętnastu latach wspólnego pożycia bywa draństwem.
Kiedy młodzi rozwodzą się rok lub dwa po ślubie, bo wzajemnie stwarzają sobie piekło, zwykle oboje są winni. To bardziej zrozumiałe. Zabrakło gruntownego rozeznania przed zawarciem małżeństwa. Natomiast rozwód po kilkunastu latach względnie dobrego pożycia tylko dlatego, że mężczyzna znalazł atrakcyjniejszą kobietę, to zupełnie coś innego. Bywa że kobieta wchodząc w relację z mężczyzną zatraca się, przestaje już być sobą, a staje się wyłącznie żoną lub wyłącznie matką. Gdy taka kobieta zostanie kiedyś sama, wpadnie w rozpacz.
Na weekendowe dni skupienia, które prowadzę, przyjeżdża wiele kobiet w sile wieku lub nieco starszych. Zawsze daję możliwość zadawania pytań na kartkach czy też bezpośrednio w rozmowie. Niezależnie od tego, jaki jest temat skupienia, kobiety mówią przede wszystkich o swoich trudnych relacjach małżeńskich i rodzinnych. Doradzam im wtedy: zadbaj o siebie, zatroszcz się o swoje życie duchowe, wypoczynek, dokształcenie intelektualne. Dla wielu jest to trudne. Całe ich dotychczasowe życie było nastawione na jedno: na zaspokojenie potrzeb męża i dzieci. Tylko kobieta, która czuje się wolna i samodzielna, może być dobrą żoną i dobrą matką. Natomiast kobieta zniewolona wewnętrznie, której całym sensem życia jest tylko rodzina, bywa wiecznie rozżalona, niedoceniona, rozgoryczona. Na starość mówi z bólem: „Wszystko oddałam dzieciom i co z tego mam?”. Św. Ignacy Loyola mówił: „Człowiek stworzony jest, aby Pana Boga chwalił”, a wszystko inne jest środkiem do tego celu. Także rodzina, macierzyństwo, celibat to środki do celu.
Z tego, co Ojciec powiedział, wynika, że wiele kobiet, zakładając rodzinę, zaczyna postrzegać swoją tożsamość głównie z perspektywy matki i żony. Może dlatego właśnie kobiety tak boleśnie przeżywają odejście dzieci? Wydaje im się, że tracą część siebie albo nawet całość. Nie potrafią już do tej dawnej „siebie” wrócić...
Dlatego też studia, zainteresowania intelektualne, zaangażowanie społeczne, a nade wszystko głębokie życie duchowe i moralne są tak istotne dla tożsamości kobiety. Wiele kobiet poświęca się w życiu małżeńskim i rodzinnym, są bardzo ofiarne, oddane mężowi i dzieciom i nie czują się sfrustrowane, ale dlatego, że rodzina nie jest ich jedynym i ostatecznym sensem życia. Człowiek nie może tak oddać się drugiemu, choćby mężowi i dzieciom, jak oddaje się Bogu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.