Jeżeli kogoś skrzywdziłem, pierwszym moim obowiązkiem – od momentu, kiedy moje sumienie zaczyna wracać do przytomności – jest naprawienie krzywdy. Ale przecież nawet w przypadku krzywdy materialnej nie takie to proste. Czy zdołam jednak wyrównać to wszystko, co on przeżył w związku z tą stratą? Idziemy, 25 marca 2007
To prawda, może się zdarzyć, że ubieganie się o odpuszczenie grzechów potraktuję jako drogę na skróty, na której będę próbował wymigać się od odpowiedzialności za zadaną ci krzywdę. Jednak w ten sposób nie tylko nie uzyskam odpuszczenia grzechu, ale dodatkowo jeszcze obrażę Pana Boga. On nie chce mnie nawet widzieć przed swoim ołtarzem, dopóki nie pojednam się z bliźnim (Mt 5,23n), tym bardziej więc bezczelnością byłoby prosić Go obłudnie o wybaczenie krzywdy, której wcale nie zamierzam naprawić. Gdybym w taki sposób prosił Boga o odpuszczenie grzechów, znaczyłoby to, że prosiłbym Go o to, żeby przyklasnął moim niegodziwościom albo przynajmniej żeby przymknął na nie oczy.
Tutaj nasuwa się pytanie: Czyżby Pan Bóg w relacji między sprawcą i ofiarą krzywdy był kimś trzecim? Owszem, ale jest On zupełnie inaczej kimś trzecim niż człowiek. Drugi człowiek, nawet najbliższy, nigdy nie może być mi równie bliski, jak ja sam sobie, jest to ontycznie niemożliwe. Ponadto drugi człowiek jest zawsze kimś skończonym, usytuowanym w określonym miejscu i czasie, ukształtowanym przez taką a nie inną mentalność, temperament, biografię itp. Otóż Bóg jest Bogiem, On jest wszechobecny, niczym nieograniczony, bliższy mnie i każdemu niż ja sam sobie.
Któż jak Bóg
Właśnie On, ponieważ jest Bogiem, ogarnia relację między mną a tobą również wówczas, kiedy jest to relacja między krzywdzicielem a pokrzywdzonym. Tylko On jeden może tę relację doprowadzić do pozytywnego wypełnienia. On zarazem kocha nas obu, toteż nie chce nas zwalniać od pracy ducha; przeciwnie, zaprasza nas i uzdalnia do tego, żebyśmy czynnie starali się o pozytywne przekształcenie tej relacji. Co więcej, gotów jest dopełnić to dobro, które dzieje się w nas i między nami, w sposób absolutnie przekraczający nasze możliwości.
Toteż kiedy Bóg wybacza człowiekowi grzech, to nawet porównać się tego nie da z wybaczeniem, jakiego człowiek udziela człowiekowi. Ty jesteś tylko człowiekiem. To bardzo wiele, że starasz się krzywdę naprawić, wybaczyć, że usuwasz jej korzenie, a zarazem usiłujesz przeciąć jej konsekwencje. Ale już nic więcej zrobić nie możesz, bo nie przeskoczysz swojej człowieczej skończoności.
Bóg natomiast, który odpuszcza mi grzechy, jest Bogiem nieskończonym i wszechmocnym. Sam rdzeń mojej osoby jest dla Niego nieporównanie łatwiej dostępny niż dla mnie samego. Odpuszczenie grzechów polega na uzdrowieniu tego właśnie centrum mojej osoby – tego miejsca we mnie, które mnie samemu (a cóż dopiero tobie!) nie jest w pełni dostępne. Jeśli będę wierny miłości, do której zostałem przywrócony przez odpuszczenie grzechów, duchowe zdrowie będzie stopniowo ogarniało mnie całego i zacznę nim promieniować również na zewnątrz.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»