Umiera młoda kobieta, a my mówimy jej dziecku: nie smuć się, mamusia jest w niebie. To jest zbyt szybkie pocieszanie. Za szybko i łatwo próbujemy zobaczyć w jakimś doświadczeniu sens. A nie we wszystkim można i należy odnaleźć sens – są wydarzenia i ludzkie decyzje, które sensu nie mają, i wręcz źle jest tam się go dopatrywać. Więź, 8-9/2003
Jak być pomostem sensu? To bardzo trudne, oznacza nierzadko spotkanie z cudzą rozpaczą, udręką. Jak temu sprostać?
Trzeba być zakorzenionym w doświadczeniu sensu. Trzeba mieć samemu swoje mosty do sensu, żeby móc o nim zaświadczyć. Nie jestem producentem sensu i nie posiadam go na własność, jeśli jednak zakorzeniony jestem w sensie, czy choćby otwarty na sens, to on sam promieniuje, inni poczują jego obecność. Tak, jak poczuła brzemienna Elżbieta, którą odwiedziła również brzemienna Maryja. Poruszyło się dzieciątko w moim łonie – radośnie wykrzykuje Elżbieta.
Człowiek napełniony sensem jest otwarty na drugiego człowieka, chce mu służyć pomocą, jest nim prawdziwie zainteresowany, chce go spotkać i podarować mu choćby swoją obecność. Maryja spieszy do Elżbiety, żeby ją spotkać, żeby z nią być. I ma dla niej czas – zostaje u niej przecież przez trzy miesiące. Medium dla sensu jest relacja, przede wszystkim z Bogiem, ale też z człowiekiem. Bóg jest relacją. Relacja należy to do samej istoty Bóstwa. Więź między Ojcem, Synem i Duchem Świętym jest niezwykle intensywna i jest odwieczna – nie było takiej chwili, w której by tej więzi nie było. Na początku był sens, ale ten sens objawił się jako więź Ojca, Syna i Ducha Świętego. Sens od początku jest więzią. A więź jest nośnikiem sensu.
Sens przychodzi poprzez doświadczenie spotkania. Potrzebuje ludzkich relacji, żeby przyjść. Pokazał to Chrystus poprzez to, jak spotykał się z ludźmi, jak z nimi był. Kiedy na przykład spotyka się z Samarytanką przy studni, wcale nie mówi jej o grzechu – po prostu z nią rozmawia. Ta kobieta nie wiedziała, że to jest Bóg – wyglądał jak wielu innych mężczyzn, choć zachowywał się inaczej niż mężczyźni, których znała. Rozmawiał z nią jak żaden inny mężczyzna, a znała ich z bliska wielu – miała przecież „kilku mężów”. Chrystus rozmawiał z nią, jak być może nikt dotąd i poruszył w niej coś bardzo istotnego.
Weźmy spotkanie Chrystusa z Zacheuszem. To był bardzo bogaty człowiek. Któregoś dnia po prostu zapragnął zobaczyć Jezusa, najprawdopodobniej z czystej ciekawości. Wszedł na drzewo, a Jezus go zauważył, i powiedział: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zacheusz przyjął Jezusa i został tym spotkaniem, tą obecnością tak obdarowany, że naraz i on sam zapragnął podzielić się tym, co ma. Zobaczył, jak bezsensowne jest niedzielenie się, zrozumiał, że lepiej jest dawać niż brać. Chrystus nie zażądał od niego, żeby oddał połowę swojego majątku, nie naznaczył mu takiej pokuty. Zacheusz poprzez spotkanie z Jezusem odkrył, że w istocie mamy jedynie to, co oddaliśmy.
Z wykładów Victora Frankla wyniosłem przeczucie, że dla niego podstawą do budowania mostów, przez które przechodzi sens, była uczciwość. Pamiętam jego bardzo przejmujące przemówienie przed wiedeńskim ratuszem. Mówił tam: „Jeżeli już chcecie mówić o rasach ludzi, to wiedzcie, że istnieją dwie rasy: ludzie uczciwi i ludzie nieuczciwi”. Uczciwość to pozostawanie w zgodzie z prawdą.
Ale uczciwość wobec człowieka pogrążonego w rozpaczy czy beznadziei może niekiedy oznaczać bezduszność czy wręcz okrucieństwo. „Prawda was wyzwoli” – mówi Ewangelia, ale któryś ze starożytnych filozofów powiedział: „Cóż to za straszna rzecz prawda!”
Bywają ludzie zadufani w swojej uczciwości – tak uczciwi, że aż nieuczciwi. Uczciwość nie jest tworem niezależnym od sensu. Można wyobrazić sobie, że jeśli ktoś z samej uczciwości czyni sens, wówczas ona może nawet wyrządzić krzywdę. Przesadna uczciwość może zatruć komuś życie, zniszczyć relacje. Jednak człowiek, który doświadcza sensu, chce być uczciwy – czyli spotkać drugiego w prawdzie.
BEZSENS, KTÓRY MA SENS?
Czy istnienie sensu wyklucza bezsens? Czy bezsens może mieć jakiś sens?
Istnieje taka naiwna tendencja na przykład w amerykańskiej psychologii, która we wszystkim doszukuje się sensu. Umiera młoda kobieta, a my mówimy jej dziecku: nie smuć się, mamusia jest w niebie, tam jest jej dobrze. Ładne zdanie, ale to jest zbyt szybkie pocieszanie. Za szybko i łatwo próbujemy zobaczyć w jakimś doświadczeniu sens. A nie we wszystkim można i należy odnaleźć sens – są wydarzenia i ludzkie decyzje, które sensu nie mają, i wręcz źle jest tam się go dopatrywać. Zdarzyło mi się kiedyś być przy śmierci młodej kobiety, która była w ostatnim miesiącu ciąży. Jej śmierć była czymś potwornie bezsensownym – zginęła w wypadku samochodowym, spowodowanym przez dwóch młodych ludzi, przez ich nieodpowiedzialność i beztroskę. Oni też patrzyli na śmierć tej kobiety. Byli porażeni.
Bezsens rodzi bezsens. Bezsensownie brawurowa jazda samochodem dwóch młodych mężczyzn doprowadziła do tragedii. Człowiek, który żyje czy postępuje bezsensownie, może doprowadzić do bezsensownego wydarzenia.