Wraz ze święceniami młody mężczyzna nie staje się gotowym produktem obrazującym świętego lub idealnego kapłana. Jeśli nie zna siebie, w jaki sposób ma być dojrzały? Skąd ma wiedzieć, co robić z własnymi uczuciami, które wraz ze święceniami nie wyparowały? Więź, 6/2007
– W tym numerze „Więzi” wiele piszemy o problemie odejść księży z kapłaństwa. Czy można go porównać z problemem odejść zakonnic?
– Bardzo trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ – jak już powiedziałam – do psychologa zasadniczo przychodzą ci, którzy już postanowili coś zrobić z własnym życiem w sposób, który – może nie w pełni świadomie – zakłada wierność drodze, jaką rozpoczęli, szczególnie, gdy są już po święceniach kapłańskich czy ślubach wieczystych. Przychodzą więc do mnie ci, którzy chcą zmierzyć się z własnymi problemami i którzy są świadomi, że sami sobie nie poradzą. Mówienie o sobie wobec drugiej osoby – czy to psychologa, czy kierownika duchowego – daje możliwość obiektywizacji przeżyć, przemyśleń, doświadczeń. Odejścia – niezależnie od tego, jak na zewnątrz przedstawiane są ich przyczyny – wiążą się już z rezygnacją, poddaniem się i pójściem jedynie za własnym oglądem siebie i świata bez konfrontacji z nikim, kto mógłby podać to w wątpliwość. Jeśli ksiądz wewnętrznie już podjął decyzję o odejściu, to zazwyczaj ani przełożony, ani psycholog, ani przyjaciele jej nie zmienią.
Tematykę odejść znam także z kontaktów pozaterapeutycznych i z literatury. Opierając się na tym doświadczeniu, sądzę, że problemy odejść kapłanów i zakonnic są zbliżone – ich wspólnym mianownikiem jest, według mnie, niespójność wewnętrzna, jakiś brak wewnętrznej integracji, którego przyczyną mogą być: problemy uczuciowe; zmęczenie; kryzys; głód bliskości drugiego człowieka; niezadowolenie z samego siebie; ślizganie się po powierzchni życia…
– Jak analizowana jest kwestia odejść z kapłaństwa czy zakonu poza Polską?
– Ostatnio czytałam artykuł, w którym franciszkanin Lluís Oviedo przedstawia dane na temat odejść z zakonów męskich w latach 1990-2004 na świecie. Zaciekawiło mnie tam kilka informacji. Po pierwsze – rozkład procentowy mówiący o wieku, w którym księża opuszczają stan kapłański lub zakonny. I tak: 9,9% odejść miało miejsce poniżej 30 roku życia, 37,8% między 31 a 40 rokiem życia, 33% pomiędzy 41 a 50 rokiem życia. Później znowu odsetek się zmniejsza: pomiędzy 51 a 60 rokiem życia odchodzi 12,6%, a starszych – 6,8%. Wynika z tego, że najwięcej odejść jest w okresie mniej więcej 5-25 lat po święceniach. Wtedy mija już pierwszy zapał i pojawia się czas pierwszej konfrontacji z realnym życiem, przychodzą rozczarowania, że miało być tak pięknie, a jest trudno.
– Syndrom wypalenia…?
– Tak. Pojawiają się wtedy również pierwsze kryzysy. Jeśli nie zostaną rozwiązane, mogą doprowadzić do decyzji porzucenia kapłaństwa czy wspólnoty zakonnej. Analizując przyczyny odejść, Oviedo stwierdza, że najczęstszą ich przyczyną są problemy uczuciowe (43,3%) oraz kolejno: brak satysfakcji i zmęczenie (28,6%), niedojrzałość (21,3%), problemy psychologiczne (21%), konflikt z przełożonymi (17,1%) oraz kryzys wiary (5,4%). Można to zinterpretować w ten sposób, że w większości są to problemy dotykające humanitas – ludzkich aspektów życia kapłana, z którymi on sobie nie radzi. Warto tych ludzkich przyczyn odejść nie bagatelizować.
Z kolei jezuita Luigi M. Rulla, od wielu lat zajmujący się tą tematyką na rzymskim Uniwersytecie Gregoriańskim, mówi, że najczęstszym powodem odejść jest brak osobistego kontaktu z Bogiem, czyli Tym, który miał być partnerem ich podstawowej relacji w życiu.
– Co zatem jest istotniejsze: problemy z samym sobą czy zachwiane relacje z Bogiem?
– Faktycznie może to wyglądać na sprzeczność. Spróbuję to jednak wyjaśnić. Otóż człowiekowi zagubionemu w samym sobie trudno jest spotkać się w sposób głęboki i osobowy z drugim „ty” – zarówno z człowiekiem, jak i z Bogiem – ponieważ niejasne jest dla niego samego to, co jego samego stanowi. Spotyka się więc z „ty” na takiej płaszczyźnie, na której zna siebie. Często jest to sfera zewnętrzna, co przekłada się na religijność w jakiejś mierze nabytą, schematyczną. Może nawet autentyczną, ale jednak zewnętrzną. Trzeba mu pomóc w dotarciu do siebie, do swojej głębi, aby i na tym poziomie mógł spotkać się z Bogiem. Z drugiej strony – otwarcie na Boga, na Jego miłość pomaga też w porządkowaniu tego, co ludzkie w człowieku. Czasem to swoiste sprzężenie zwrotne między problemami ludzkiej sfery życia kapłana a jego kontaktem z Bogiem dotyka przeżywania samotności, przyjaźni z innymi, celibatu.
Można uczynić tu pewną analogię z małżeństwem. Co prawda, bardzo rzadko podejmuję się terapii małżonków – ale z tego minimalnego doświadczenia, które mam, wydaje mi się, że można to porównać. Jeśli nie ma relacji pomiędzy małżonkami, jeśli nie jest ona pogłębiana – to tu właśnie można szukać powodów i odejść, i zdrad. Dlatego widzę wspólny mianownik, nie tylko jeśli chodzi o przyczyny odejść kapłanów i zakonnic, ale również o niewierność w życiu małżeńskim. Różni się tylko – według mnie – kontekst społeczny, a potem również publicznie podawana motywacja. Tym bardziej zracjonalizowana, im bardziej odejście jest medialne.
– Zostawmy jednak na boku małżonków. Chcę pytać o tych, którzy ślubowali celibat czy składali ślub czystości. Taka decyzja to rezygnacja. Czy da się ją przeżywać dojrzale, pozytywnie – na „tak”, a nie tylko na „nie”?
– Celibat, ślub czystości to rezygnacja – zgadzam się z tym, ale czy również dla Ciebie nie jest rezygnacją posiadanie jednej żony i wierność jej? Chcąc uczciwie odpowiedzieć na to pytanie, chcę sięgnąć także do własnego doświadczenia, gdyż trudno mi się odnosić do tematyki celibatu, stojąc „z boku” – przecież to również moje życie. Gdybym miała patrzeć na własne życie jedynie przez pryzmat faktu, że rezygnuję z małżeństwa – z intymnej bliskości mężczyzny, który jest obok, na którym mogę polegać, oprzeć się, któremu mogę się „oddać” także w sferze seksualnej, że rezygnuję z dziecka, które jest owocem miłości, rezygnuję z macierzyństwa – to nie przypuszczam, że wytrwałabym te 24 lata.
Celibat, ślub czystości jest wyborem miłości, jest odpowiedzią na miłość Boga. I moja droga jest uczeniem się tej miłości – zarówno miłości Boga do mnie, jak i mojej do Niego. W tym oczywiście zawiera się rezygnacja. Nieraz, gdy jest mi trudno, gdy mam sporo obowiązków, gdy są przede mną trudne i odpowiedzialne decyzje, chciałabym się na kimś oprzeć, nawet fizycznie przytulić, aby poczuć się dobrze, aby z tym doświadczeniem bliskości iść w świat. Z tymi pragnieniami staję przed Bogiem – z doświadczeniem braku człowieka, z własnym poczuciem bezradności, szukając umocnienia przed Bogiem, oparcia się na Nim. I Pan Bóg jest obecny, oczywiście, że na zupełnie inny sposób niż drugi człowiek. Nie wyklucza to bliskich, przyjacielskich relacji z innymi ludźmi.
Dlatego też droga celibatu – i to chciałabym podkreślić jest przede wszystkim drogą uczenia się miłości. I jeśli jest w tym rezygnacja – a jest, i nieraz bardzo boli – to wynika ona z miłości. Z miłości Boga do mnie i mojej do Niego. Czyż nie jest też tak w Twoim życiu – że uczysz się stale swojej miłości do żony i jej do Ciebie? Waszej miłości do dzieci, które stają się coraz starsze? I w tym też jest przecież nierzadko rezygnacja.
Doświadczenie pokazuje jednak, że w tej przestrzeni – dojrzałego i zdrowego przeżywania celibatu „na tak”, a nie „na nie” – rodzi się wiele problemów. Niektóre z nich wynikają z różnych problemów domowych, w których dany ksiądz czy zakonnica wyrośli. Nieraz nie doświadczyli dojrzałej miłości rodziców, ich opieki, troski. Niekiedy wyrastają z rodzin alkoholowych czy pełnych przemocy słownej lub fizycznej. Niektórzy byli „przedmiotem” gwałtu czy molestowania seksualnego itp. Nie doświadczyli miłości, a tęsknią za nią. Jak więc mają ją też dawać innym?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.