Grali na wszystkich kontynentach w najbardziej prestiżowych salach koncertowych. Ale też na łące i dworcach kolejowych. Zagrali blisko sto prawykonań. Wylansowali kilkunastu kompozytorów, mających dziś światową renomę.
Ich dojrzewanie polityczne nastąpiło dopiero na ulicy. Kiedy czerwcowego czwartku 1956 r. wychodzili z zakładów na manifestację, dokuczała im tylko bieda i niewolnicze warunki pracy. Nie widzieli więc nic złego w tym, że idą upomnieć się o swoje. Nie sądzili, że partia robotnicza będzie strzelać do robotników. Tego czwartkowego dnia zginęło ponad pięćdziesiąt ludzi. W tym kilkanaścioro dzieci
Na emigracji najgorzej jest na początku. Trzeba się przyzwyczaić do innego życia. Jednak nawet później, kiedy jest już łatwiej, większość polskich emigrantów myśli o powrocie.
Pośród całej tej katastrofy, jaką był finał mundialu, należy się cieszyć, że zwyciężył ten, który więcej wniósł do niego piłkarsko. Ironia polega na tym, że Hiszpanie grali bardziej po „holendersku” niż Holendrzy.
Po latach antyreligijnych prześladowań z okresu rządów Envera Hodży i ekonomicznej katastrofie lat 90. Albańczycy na nowo interpretują postać swojej najwybitniejszej rodaczki Matki Teresy.
Od najmłodszych lat chciała zobaczyć Polskę. To był przecież jej kraj, którego nie znała. Oboje rodzice byli Polakami, a tu mieszkali dlatego, że ojciec – zasłużony legionista – otrzymał od Józefa Piłsudskiego gospodarstwo na Kresach Wschodnich.
Świat, który nawet Boga się nie boi, staje dziś w miejscu. Katolicy, protestanci, prawosławni, ateiści i agnostycy chyba też – wszyscy chcą wierzyć w życie po życiu.
Powołanie zakonne odczuwałam już od siódmego roku życia, nikomu tego nie zdradzając. W pamięci wciąż mam dzień Pierwszej Komunii świętej. Nieważne, że droga do kościoła wiodła osiem kilometrów przez las. W długiej białej sukience szłam pieszo wraz z rodzicami, dumna i szczęśliwa. I tak było każdej niedzieli.
Zjawiają się przede wszystkim jesienią. Zlatują jak ptaki, by wymościć gniazda przed wykluciem się piskląt. Porzucone przez nieodpowiedzialnych partnerów. Czasem kierowane przez ośrodki pomocy. Innym razem wprost z ulicy. Brzemienne lub już z dzieckiem, czy nawet z kilkorgiem dzieci
„Chcesz jechać do Afryki, to przyjdź na spotkanie” – usłyszała Emilia pewnego dnia od swojej koleżanki. I przyszła. Bo kto by nie chciał jechać do Afryki? Nie wiedziała jednak tak naprawdę, w co się pakuje. Maciej za to wiedział od razu. A mimo to też przyszedł. A z nimi kilkanaście innych osób.