W 2010 roku z kraju wyjechało 120 tysięcy osób, głównie do pracy. Czy można mówić o „drugiej fali emigracji”? Jakie sieci społeczne tworzą Polacy? Czy „polskie piekiełko” przenosi się za granicę?
Kryzys i druga fala emigracji
15 września 2008 roku upadłość ogłosił bank Lehman Brothers, co wywołało panikę na giełdzie w Stanach Zjednoczonych i według powszechnej opinii wywołało światowy kryzys finansowy, w tym – wzrost bezrobocia. W tych warunkach liczba polskich emigrantów spadła. Część z nich wróciła do Polski, której gospodarka radziła sobie w kryzysie stosunkowo nieźle i była stawiana za wzór wśród krajów Unii. Profesor Marek Belka (wówczas dyrektor Departamentu Europejskiego Międzynarodowego Funduszu Walutowego, obecnie szef Narodowego Banku Polskiego) publicznie chwalił polskiego ministra finansów Jacka Rostowskiego. Serwis „Emerging Markets” wybrał Rostowskiego na „Ministra Finansów Roku 2009 Europejskich Rynków Wschodzących” („Emerging Markets” wydawany jest przez Euromoney Institutional Investor; „Euromoney” to obok „Financial Times” i „The Economist” najbardziej prestiżowy europejski magazyn finansowy). Premier Donald Tusk i minister Rostowski prezentowali Polskę jako zieloną wyspę na mapie państw unijnych pogrążonych w kryzysie. Po co więc do nich wyjeżdżać?
Emigracja zarobkowa może nie straciła sensu, ale straciła urok. Odtąd bowiem zaczęły pojawiać się reportaże o Polakach, których rynek pracy nie wchłania; zapuszczeni, koczują na ulicach Dublina. Było to tym bardziej wymowne, że akurat Irlandia stała się wcześniej dla wszystkich wzorem. Po reformach z początku lat dziewięćdziesiątych w latach 1995–2001 jej średnioroczne tempo wzrostu gospodarczego nieustannie wahało się w granicach 9,0–11,3 procent PKB, czyli było dwu-, trzykrotnie wyższe od notowanego wówczas w krajach Unii oraz Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. (To dlatego w kampanii wyborczej w 2007 roku Donald Tusk mówił, że chciałby zrobić z Polski „drugą Irlandię”). Ale i ona popadła w recesję. Obecnie Irlandię ratują pomoc, jakiej udzieliły jej Unia i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, oraz reformy wymuszone przez te instytucje.
Podobnie atrakcyjność straciła Hiszpania. W ubiegłym roku było w niej 50 tysięcy Polaków, czyli o 34 tysiące mniej niż dwa lata temu. Pewnie otrzymali zwolnienia i zaczęli wracać. Ucierpiały na przykład sektory hotelarski i budownictwa – popularne wśród czasowych emigrantów. Według Europejskiego Urzędu Statystycznego bezrobocie w Hiszpanii w ubiegłym roku przekroczyło 20 procent i było największe ze wszystkich krajów Unii.
Kryzys finansowy miał zatem wpływ nie tylko na gospodarki poszczególnych państw, lecz także na wielkość i kierunki migracji zagranicznych. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w statystyce polskiej migracji również odnotowano zmiany: w 2008 roku niewielki spadek liczby Polaków przebywających czasowo za granicą, a w latach 2009-2010 ustalenie się tej liczby na niższym poziomie.
Jednak w końcu drgnęło, Polacy znów wyjeżdżają więcej. Wyniki z 2010 roku pokazują, że z kraju wyjechało wtedy 120 tysięcy osób (choć GUS zastrzega, że wyniki za poprzedni rok mogły być zaniżone), z czego do samych państw unijnych 45 tysięcy. Niektórzy mówią o „drugiej fali emigracji”.
Powrót nie wchodzi w grę
Bloger Emigrant w Wielkiej Brytanii jest od pięciu lat, od dwóch we własnym domu w małym nadmorskim miasteczku na południu kraju. Mieszka z rodziną. Dlatego zdecydowałem się zostać Emigrantem – tłumaczy – żeby coś zmienić w swoim życiu. Jak na razie idzie dobrze, nawet lepiej niż kiedykolwiek zakładałem. Powrót do Polski nie wchodzi w grę. Obserwując to, co się w tym kraju wyprawia, cieszę się, że mnie to już nie dotyczy. Niedługo minie pięć lat od mojego przyjazdu do Anglii i coraz częściej biorę pod uwagę wystąpienie o brytyjskie obywatelstwo.
W Polsce bywa co jakiś czas. Krytykuje między innymi bandyckie zachowania kiboli i chłopaków z osiedla, bierność policji, gigantomanię Kościoła (ale też ogólnie – Polaków), który stawia statuę Chrystusa w Świebodzinie czy brak szacunku dla działalności prospołecznej. Jego kolega Arek Marciszek po powrocie do kraju oburzył się na wygląd krakowskiego dworca, wziął płyn do mycia i szmatę, wyczyścił dwie windy. Opisał to „Dziennik Polski”. Emigrant zwrócił uwagę na chamskie komentarze pod tym artykułem w internecie. Jak sam zauważa: Wychodzi na to, że w Polsce nie warto się za nic brać, niczego zmieniać ani naprawiać, bo jedyne, czego na pewno można oczekiwać, to trochę bluzgów od sfrustrowanych rodaków. Ludzie, wyluzujcie trochę!
W mieście, w którym mieszka Emigrant, żyje kilka tysięcy Polaków. Jego znajomi mają własne mieszkania, domy, żyją na dobrym poziomie. Emigrant nie słyszał o ani jednym polskim bezdomnym w okolicy.
Według danych GUS w ubiegłym roku w kilku krajach Unii odnotowano wzrost liczby Polaków. To znaczy, że liczba wyjazdów do tych krajów przewyższyła liczbę powrotów. Polacy, którzy jak Emigrant mają w kraju goszczącym dobrą pracę i stabilną sytuację finansową, decydują się nie wracać. Bywa, że do osób, które wyjechały kilka lat temu, nabyły prawa do pobytu, mają pracę i szerszy dostęp do świadczeń społecznych, dołączają członkowie ich rodzin i często pozostają na utrzymaniu tych przedsiębiorczych jednostek. Wciąż także w wyjeździe za granicę swoją szansę widzą młodzi. Ich sytuację tłumaczy „Gazecie Wyborczej” profesor Krystyna Iglicka, ekspertka do spraw polityki migracyjnej. Mówi, że ludzie, którzy wyemigrowali, zostaną na dłużej za granicą i wciąż będą pracować poniżej kwalifikacji: – Na nich w Polsce praca nie czeka, bo czas płynie, a oni nie zdobywają umiejętności, na które liczą pracodawcy. Paweł Strzelecki, ekonomista zajmujący się rynkiem pracy w Instytucie Ekonomicznym NBP i w Instytucie Statystyki i Demografii SGH, dodaje: – Dla nich samych i pewnie dla urzędów pracy to dobrze. Ale gospodarka na tym nie skorzysta, bo spada jej potencjał. Od 2010 roku liczba osób w wieku produkcyjnym zaczęła spadać, mamy mniej rąk do pracy. To trend na dłużej. Dodatkowa emigracja będzie nasilać te problemy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.