Polujemy na łabędzie. Polacy na emigracji

Przegląd Powszechny 12/2011 Przegląd Powszechny 12/2011

W 2010 roku z kraju wyjechało 120 tysięcy osób, głównie do pracy. Czy można mówić o „drugiej fali emigracji”? Jakie sieci społeczne tworzą Polacy? Czy „polskie piekiełko” przenosi się za granicę?

 

Są u siebie

GUS szacuje, że przeważająca większość, bo około 80 procent czasowych emigrantów z Polski, przebywa za granicą co najmniej rok. Prawie wszyscy pracowali albo szukali pracy. Jak zauważa „Gazeta Prawna”, w przeciwieństwie do tych, którzy wyruszyli za chlebem w 2004 r., współcześni emigranci rzadko jadą tam w ciemno, bez pracy znalezionej wcześniej i zaplanowanych noclegów: Stara emigracja sprzed 6–7 lat pomaga nowej. Szuka wyjeżdżającym pracy, a nawet zatrudnia ich we własnych firmach. (Coraz więcej Polaków wyjeżdża do pracy w Niemczech i Niderlandach, wtedy szukają pracy raczej przy pomocy agencji). „Gazeta Prawna” podaje za Brytyjsko-Polską Izbą Handlową, że dwa lata temu w Wielkiej Brytanii zarejestrowanych było blisko pięćdziesiąt tysięcy polskich firm. Ta liczba wciąż rośnie. Polacy, którzy mieszkają w Anglii od kilku lat, zakładają niewielkie firmy usługowe: małe sklepiki, firmy cateringowe, zakłady fryzjerskie, przedszkola, punkty naprawy komputerów czy usług graficznych. Państwo akurat to ułatwia i wspiera przedsiębiorczość niskimi kosztami, zwolnieniami podatkowymi i prostą procedurą rejestracyjną.

Pracę oczywiście najłatwiej znaleźć słabo płatną, taką, która nie interesuje Brytyjczyków, to znaczy w gastronomii, domach opieki społecznej, hotelarstwie, rolnictwie, przetwórstwie. Płaca – zwykle minimalna – wynosi sześć funtów za godzinę.

Nie tylko liczba polskich firm w Wielkiej Brytanii pokazuje, że Polacy na emigracji tworzą rozległe sieci społeczne. Widać to choćby na stronie londynek.net. Można tam przeczytać o tym, co organizuje życie emigrantów. O tym, że irlandzkie linie lotnicze Rayanair otworzą w przyszłym roku we Wrocławiu pierwszą w Polsce bazę lotniczą oraz planują połączenie z podwarszawskiego lotniska w Modlinie. O tym, jak udawać Anglika. O przeglądzie polskich filmów w Dublinie czy o tym, że Royal Philharmonic Orchestra zagra pod batutą brytyjskiego dyrygenta Christophera Austina utwory Mikołaja Góreckiego, Witolda Lutosławskiego i Karola Szymanowskiego, a w czterech miastach na Wyspach wystąpi Bajm i Beata Kozidrak.

Na stronie mojawyspa.co.uk znajduję artykuł o tym, że dzięki wyrokowi Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości wszystkie zestawy do odbioru telewizji satelitarnej sprowadzone z Polski i zainstalowane na Wyspach są legalne. Dowiaduję się o przedszkolach, szkołach, podatkach. Takimi sprawami żyją ludzie, którzy są u siebie.

A jak świat za oknem widzi Emigrant?

Jego opinie świadczą, że nie kończy się dyskusja o Jakubie Tomczaku, który odsiaduje wyrok podwójnego dożywocia za zgwałcenie i ciężkie pobicie czterdziestoośmioletniej Brytyjki. Rzeczywiście jest winny czy nie? Nowe wiadomości w tej sprawie interesują zresztą nie tylko społeczność Polaków za granicą.

Emigrant pisze, jaką próbą dla związków jest wspólny wyjazd partnerów za granicę. Kobiety jego zdaniem chcą czegoś więcej i nie idzie im wytłumaczyć, że jak się zasuwa po 10 godzin dziennie to jedyna rzecz, o jakiej człowiek marzy, to walnąć browara i paść do wyra. Wydaje mi się też, że kobiety szybciej odnajdują się w nowej rzeczywistości, mają przeważnie większe ambicje i chyba nawet szybciej uczą się języka. Więc widzą tego swojego chłopa, z którego fabryka wysysa życie i widzą Anglików – wyluzowanych, rozrywkowych, a co najważniejsze – nie zagubionych, gdyż są u siebie.

No i naprawdę wiele nie trzeba.

Wraca chłop pewnego razu do domu, a tu obiad na niego nie czeka. W sumie nikt i nic na niego nie czeka.

Z problemami związków mają coś wspólnego stereotypy Brytyjczyków o Polakach. Pyta Emigrant: Wśród moich znajomych jest sporo par mieszanych, polsko- angielskich. Ale co dziwne – tylko w jedną stronę. Ona Polka, on Anglik. I zawsze tylko tak, nigdy odwrotnie. Sorry, jeden z moich przyjaciół jest żonaty z Angielką. Ale to wyjątek. Bardzo rzadki, z tego, co widzę. I o co w tym chodzi? Jak wynika z jego ankiety wśród znajomych – o to, że Polacy są według Brytyjczyków brzydkimi, łysymi i napakowanymi robolami (Polki – przeciwnie, są uwielbiane, czego potwierdzeniem jest fenomen Igi Wyrwał, która zajęła pierwsze miejsce w rankingu „100 Sexiest Topless Babes 2008” magazynu „Nuts”). Wiadomo, że nie wszyscy i nie dla wszystkich, lecz wystarczająco często, by ukuć stereotyp.

Dlatego też prasa potrafi napisać o bezdomnych Polakach, którzy żyją na ulicach Londynu, jedzą szczury z grilla, popijają rozcieńczonym płynem odkażającym do mycia rąk, wykradzionym z toalety pobliskiego szpitala. Emigranta to wkurza: Znam kilka osób z Polski, które dorobiły się tu prawdziwych fortun, żyją na takim poziomie, o jakim reporterzy ze szmatławych dzienników mogą tylko pomarzyć. Ale o nich nie przyjdzie do głowy nikomu napisać – ludzie chętniej czytają o jedzeniu szczurów czy łabędzi niż o tym, że ktoś ciężką pracą do czegoś doszedł, zaczynając praktycznie od zera.

Emigrant nie chce wracać, ale interesuje się tymi, którzy wracają. Jak układają sobie życie, czy mają depresję i jak sobie z nią radzą, czy umieją zainwestować pieniądze zarobione za granicą? Uważa, że coraz mniej rozumie z tego, się w Polsce dzieje. Że nie powinien i nie chce głosować. Zniechęca do tego znajomych. Co niekoniecznie świadczy o braku aktywności społecznej i obywatelskiej.

Jakub Halcewicz-Pleskaczewski, ur. 1984, redaktor „Przeglądu Powszechnego”, współpracuje z „Gazetą Wyborczą”.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...