Z ks. Sławomirem Oderem, postulatorem procesów beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Jana Pawła II rozmawia Małgorzata Szewczyk
13 maja 2005 r., zaledwie 40 dni po śmierci Karola Wojtyły, Benedykt XVI ogłosił możliwość otwarcia procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Jana Pawła II. Tego dnia dowiedział się Ksiądz, że ma się wcielić w rolę„adwokata papieża Polaka”. Czy łatwo było sprostać zaleceniom Benedykta XVI: „Pracuj szybko, ale dobrze”?
– Towarzyszyła mi obawa, bo ona jest zawsze, gdy człowiek mierzy się z takim wyzwaniem. To jest trochę tak, gdy człowiek staje pod wielką górą i wie, że trzeba się wspinać. Może w tym wypadku świadomość, że Jan Paweł II lubił góry, chodził po górach, pomagała mi patrzeć na to bardziej optymistycznie. Zawsze mówiłem sobie: jeżeli mamy na tę górę razem wejść, to pomóż mi. Z jednej strony miałem świadomość wielkości zadania, a z drugiej świadomość zaufania przełożonych wobec mnie i równocześnie poczucie, że człowiek jest ograniczony. Po ludzku czułem strach, ale w perspektywie wiary miałem pewność, że Bóg da siłę. Przyszedł mi też do głowy Samson ze Starego Testamentu, który w walce z Filistynami używał szczęki osła. Powiedziałem sobie: w tych Bożych planach nawet szczęka osła może być pomocna, a więc zaufajmy.
Jakie myśli towarzyszyły Księdzu w czasie procesu? Pojawiła się nadzieja, że „Bóg nie będzie kazał czekać długo swojemu ludowi” na potwierdzenie świętości papieża Polaka?
– Najpierw niezbędna była beatyfikacja, poprzedzona zbieraniem świadectw, dokumentów w celu udowodnienia heroiczności cnót Ojca Świętego. Był to najbardziej żmudny etap. Potrzebny był też cud. Starałem się wypełniać moje obowiązki, krocząc drogą wyznaczoną przez wymogi prawa kanonicznego, ale muszę powiedzieć, że papieskie przynaglenie „rób szybko” niejako pochodziło również „z góry”. Przypomnę, że w normalnych warunkach procesowych pewne etapy można podjąć dalej, mając przyzwolenie „z góry”. A takim przyzwoleniem jest cud. Trzeba jednak pamiętać, że to nie cud czyni świętego, nie święci czynią cuda, tylko Pan Bóg. Skuteczność wstawiennictwa kandydata do świętości wynika z jego bliskości z Bogiem. W przypadku beatyfikacji taki znak pojawił się już na początku czerwca 2005 r., a więc niecały miesiąc po śmierci Ojca Świętego, jeszcze przed rozpoczęciem procesu beatyfikacyjnego. Cóż można było powiedzieć? Rób szybko, bo „z góry” przynaglają. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku samej beatyfikacji. Był to czas, który wybrała Opatrzność Boża, dając znak, że trzeba iść dalej. Cud potrzebny do kanonizacji wydarzył się właśnie w dniu beatyfikacji, 1 maja 2011 r.
W procesie wzięło udział ponad stu świadków. Według jakiego klucza byli oni wybierani?
– Były dwa kryteria wyboru świadków: chronologiczne, dające możliwość odtworzenia całego życia papieża, i funkcjonalne, a więc na poszczególnych etapach jego życia, różnorodna działalność papieża. Wśród świadków byli zarówno kardynałowie, biskupi, zakonnicy, zakonnice, jak i wielu świeckich, którzy na co dzień wykonywali proste posługi w domu papieskim, oraz ci, którzy współtworzyli historię razem z Janem Pawłem II. Ze świadectw tych osób wypłynęły nowe, ciekawe rzeczy pozwalające na scharakteryzowanie papieża jako Bożego człowieka. Niezwykle wzruszające były dla mnie świadectwa nuncjuszy, którzy opowiadali o ostatnich podróżach papieskich, kiedy Ojciec Święty miał już trudności z chodzeniem. Prosił o to, by w jego pokoju, gdzie odprowadzano go na noc w nuncjaturze, był umieszczony Najświętszy Sakrament, by mógł się modlić. Wcześniej, gdy poruszał się samodzielnie, udawał się do kaplicy i tam spędzał całe godziny. Jeden z nuncjuszy opowiadał, że wieczorem odprowadzono Jana Pawła II do pokoju. Rano okazało się, że łóżko jest nietknięte. Ojciec Święty, mimo wieku i choroby, całą noc spędził na modlitwie, na adoracji. A następnego dnia podejmował przecież nowe wyzwania apostolskie. Był to człowiek Boży i człowiek głębokiej modlitwy. Wszystkie sprawy rozwiązywał podczas modlitwy. Taką miał metodę.
Z całego świata napływały też świadectwa zwykłych osób. Są bardzo poruszające.
– Napłynęło ich mnóstwo i wszystkie zazwyczaj mówią o jakichś ludzkich dramatach, które znalazły rozwiązanie za wstawiennictwem Jana Pawła II. Dotyczyły kryzysu rodziny, problemów zdrowotnych, w tym chorób nowotworowych, świadectwa dawało też wiele małżeństw, które dotknięte były brakiem dzieci – te sytuacje powtarzały się najczęściej. Niektóre z nich mogą brzmieć dzisiaj jak anegdoty, np. przypadek pewnego maltańskiego przemysłowca, który popadł w wielkie kłopoty finansowe. Dla prowadzenia swojej dalszej działalności potrzebował 20 tys. euro. Poprosił o wstawiennictwo polskiego papieża. Kupił los na loterii i wygrał te 20 tys. (śmiech). Można powiedzieć, że Jan Paweł II, jak to często robił, puścił mu oczko.
Na co najczęściej wskazywano, mówiąc o osobowości Jana Pawła II i tajemnicy jego świętości?
– Obecność. On potrafił być obecny w życiu innych ludzi. Człowiek, którego spotykał, miał przekonanie, że jest dla niego kimś wyjątkowym, jedynym, że rozmawia tylko z nim, mimo że wokół są tysiące innych osób. Jan Paweł II spotykając człowieka, interesował się nim, potrafił porozmawiać, pocieszyć. Jednym z elementów, które ludzie często powtarzali w świadectwach, były słowa wypowiedziane przez papieża na początku jego pontyfikatu: „Nie lękajcie się. Otwórzcie drzwi Chrystusowi”. Zdania te zaczęły funkcjonować jako slogan w przestrzeni medialnej i w naszym sposobie myślenia, ale do wielu osób w sytuacjach trudnych te słowa wracały. „Nie lękaj się, zawierz Chrystusowi” i wtedy ich życie nabierało nowego sensu, otwierały się przed nimi nowe perspektywy. Zawierzając Chrystusowi, odnajdywali rozwiązanie. Drugim takim charakterystycznym elementem, na który ludzie wskazywali, było papieskie spojrzenie. Ono uderzało wszystkich. Ojciec Święty patrzył na człowieka w szczególny sposób, to był jego klucz do zrozumienia drugiego człowieka – tego, który do niego strzelił, i tego, który życzył mu dobrze. Jan Paweł II ciągle stał w obecności Boga i przez pryzmat Boga patrzył na każdego. To był rdzeń jego świętości.
W książce Zostałem z wami. Kulisy procesu kanonizacyjnego Jana Pawła II wspomina Ksiądz, że świadectwa o wstawiennictwie Jana Pawła II nadsyłali nie tylko katolicy.
– Znamienne, że trafiały do nas świadectwa o otrzymanych łaskach ze środowisk nienależących formalnie do Kościoła katolickiego, od protestantów, prawosławnych, a nawet muzułmanów, hinduistów i żydów. Przypominam sobie historię mężczyzny ze Szkocji, członka Kościoła episkopalnego, który przed laty przeżył poważny wypadek samochodowy. Miał wyraźną kontuzję i problemy z chodzeniem, bardzo cierpiał. Którejś nocy przyśnił mu się Jan Paweł II, który rozmawiał z dwoma innymi nieznanymi mu mężczyznami. Pocieszył go i zachęcił do tego, by wstał z łóżka i zaczął chodzić. Kiedy się obudził, tak też uczynił i zaczął normalnie chodzić. Opowiedział ten sen lekarzowi, prawdopodobnie katolikowi, a ten namówił go, by zgłosił ten przypadek do postulacji. I faktycznie takie świadectwo otrzymałem. Podam też inny przykład. Pewien żyd wspominał o poważnych kłopotach zdrowotnych swojej wnuczki. Dziewczyna wzywała wstawiennictwa Jana Pawła II i doświadczyła skuteczności jego modlitwy.
Co zmienia ogłoszenie Jana Pawła II świętym w świadomości Kościoła i wiernych?
– Kościół przedstawia świętych jako wzór do naśladowania. W przypadku Jana Pawła II ma to już charakter oficjalny i jest zachętą do tego, by nie stał się on „świętym z obrazka”, ale żywą osobą, która „została z nami”. Mamy wielkiego orędownika, przykład do naśladowania. To, co wydaje mi się ważnym przesłaniem papieża, to jest to, o czym mówił podczas jednej ze swoich ostatnich wizyt w Polsce. Kiedy mówił o ważnych sprawach, my biliśmy mu brawo, a on wtedy powiedział: przestańcie bić brawo i posłuchajcie tego, co do was mówię. Teraz będzie tak samo. Kiedy będziemy oklaskami wyrażać naszą radość, patrząc na obraz kanonizacyjny Jana Pawła II, z całą pewnością w pewnym momencie on powie: przestańcie bić brawo i zacznijcie robić to, o czym wam mówiłem i czego was uczyłem.
Ks. prałat Sławomir Oder jest doktorem prawa świeckiego i kanonicznego. Od ponad 24 lat przebywa w Watykanie; obecnie pełni funkcję przewodniczącego Trybunału Apelacyjnego Wikariatu Rzymu. 28 czerwca 2005 r. został zaprzysiężony jako postulator procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II. W przeszłości był już postulatorem w procesie beatyfikacyjnym bł. ks. Stefana W. Frelichowskiego; jest także postulatorem w sprawach sług Bożych: matki Elżbiety Róży Czackiej i ks. Władysława Korniłowicza. W wydanej właśnie książce Zostałem z wami. Kulisy procesu kanonizacyjnego Jana Pawła II pisze o nieznanych faktach, jakie miały miejsce po śmierci papieża Polaka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.