Nie dość, że w kraju szaleje grypa – świńska i sezonowa – i z powodu grypy dochodzi do zgonów. Nie dość, że część szpitali już dawno wyczerpała limity świadczeń medycznych zawartych w kontraktach z Narodowym Funduszem Zdrowia i może przyjmować pacjentów wyłącznie w sytuacji zagrożenia życia. Niedziela, 6 grudnia 2009
Grzech pierworodny
Kiedy wprowadzano reformę ubezpieczeń zdrowotnych w 1998 r., pieniądz miał iść za pacjentem, koszty byłyby wreszcie możliwe do policzenia, co miało wyeliminować marnotrawstwo. A pacjent, dla którego dobra robiono tę reformę, miał mieć komfort leczenia, podobnie jak personel medyczny. Na ochronę zdrowia obiecywano 6 proc. PKB, a składka miała wynosić 13 proc. i odpisywano by ją od podatku.
Ta reforma miała już u swego początku grzech pierworodny – zbyt niskie finansowanie. Wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz jako szef koalicjanta – Unii Wolności powiedział, że zgadza się tylko na 7,5-procentową składkę zdrowotną odpisywaną od podatku. Oznaczało to, że nakłady na ochronę zdrowia będą za małe. Nie pomogły ani kasy chorych, ani potem powołanie Narodowego Funduszu Zdrowia z 16 wojewódzkimi oddziałami.
Nie starczało, a kontrakty na zakup świadczeń zdrowotnych zawierane były na dużo niższym poziomie ich faktycznych kosztów, co powodowało zadłużanie się placówek. O zwiększeniu zadłużenia decydowały również rosnące odsetki od zakupywanego na raty sprzętu medycznego, wzrost cen energii elektrycznej, cieplnej, leków oraz paliw.
Również wzrost cen żywności, bo w szpitalach trzeba również karmić. Długi generowała także zbyt wolna restrukturyzacja zatrudnienia, mało efektywny sposób zarządzania. Ale dyscyplina finansowa się zmieniała, redukowano personel medyczny, na zewnątrz wielu szpitali wyprowadzono laboratoria, pralnie, a zamiast stołówek zaczęto stosować catering. Koszty zmalały; 60 proc. szpitali nie miało już długów. W tym momencie PO oznajmiła, że uzdrowieniem sytuacji ma być przekształcanie szpitali publicznych w spółki prawa handlowego.
Gdy prezydent zawetował tę ustawę, PO wymyśliła plan „B”, który szpitalom, pragnącym się przekształcić, gwarantował częściowe oddłużenie. Ale i ten plan z powodu kryzysu, dużego bezrobocia i mniejszych wpływów do NFZ wziął w łeb. Dziś dyrekcje wielu szpitali, które zdecydowały się na spółki, plują sobie w brodę, bo z powodu niedoszacowanej przez NFZ wartości świadczeń medycznych placówki zadłużają się w dalszym ciągu.
Warto zajrzeć do raportu, który na zlecenie Instytutu Badań Nad Gospodarką Rynkową przygotował dr Wojciech Misiąg. Raport został upubliczniony w ubiegłym roku, ale pominęła go PO, bo był niewygodny. Misiąg twierdzi, że szpitale nie powinny być przekształcane w spółki prawa handlowego, gdyż ich misją jest leczenie pacjentów, a nie zarabianie pieniędzy. Mogą się bilansować, jeśli będą właściwie zarządzane, zniesione zostaną limity na leczenie, a kompetencje i odpowiedzialność za zapewnienie dostępu obywateli do usług medycznych trzeba ponownie zdefiniować i uzgodnić pomiędzy Ministerstwem Zdrowia, Narodowym Funduszem Zdrowia i jednostkami samorządu terytorialnego. Bo jest bałagan.
W latach 1989-94 Misiąg był wiceministrem finansów odpowiedzialnym za budżet u boku Balcerowicza. Jest ekspertem Sejmu, Senatu i Banku Światowego, czynnym profesorem wykładowcą, a w 2003 r. pracował w NIK. Zauważa on, że prywatyzacja nie daje gwarancji na lepsze zarządzanie i krytykuje plany przekształcenia szpitali w spółki prawa handlowego, ponieważ ten warunek nie jest żadną gwarancją pomyślnej restrukturyzacji. – Nie ma takich rzeczy, które da się zrobić w spółce, a nie da się zrobić w ZOZ – podkreślił Misiąg. Życie pokazuje, że miał rację.
Wypchnięcie procedury medycznej z „koszyka” będzie oznaczać dla pacjenta odpłatność. Nie przed wyborami, bo rząd i jego parlamentarne zaplecze są wyjątkowo wrażliwi na sondażowe słupki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.