Po co w zasadzie nam szukanie woli Bożej? Czy trzeba to nazywać tak wielkimi i szumnymi słowami? Czy nie wystarczy być dobrym i przyzwoitym człowiekiem? eSPe, 87/2009
Każdemu więc polecam, by poszukał swoich mistrzów. Moimi są np. ojciec Janusz Chwast OP, ksiądz Piotr Pawlukiewicz, wspomniany Marcin Gajda czy psychiatra Viktor Emil Frankl. Ostatni z nich już nie żyje i nigdy go nie widziałem, jeden jest moim kolegą, tylko z dwoma z nich rozmawiałem, a dwóch mieszka w Warszawie (podczas gdy ja w Szczecinie). Ale różne słowa tych osób sprawiają, że coraz lepiej rozumiem swoją misję. Tak, jak Frodo Baggins zasłuchany w Gandalfa i zapatrzony weń nieco cielęcym wzrokiem.
Ważne, byśmy Kościoła nie rozumieli jako miejsca, do którego przychodzi się od czasu do czasu i w którym słucha się w anonimowym tłumie kazania, po czym wraca do domu i do pracy. W tym celu warto mieć bliskich ludzi, przyjaciół, którzy są w tej samej drużynie, dla których ważna jest ta sama wola Boża, ta sama Eucharystia, i którzy też szukają swojej misji. Może to się odbywać na zasadzie ruchu czy wspólnoty.
Głos Boga możemy usłyszeć i w inny sposób. Wyższa szkoła jazdy to natchnienia Ducha Św. Są one powiązane z życiem i modlitwą. Nigdy bowiem nie usłyszymy ani nie zrozumiemy woli Bożej, jeżeli nie zaczniemy się modlić. A modlitwa to nie tylko mówienie, ale i słuchanie Boga. Żołnierz będzie jedynie ofermą, jeżeli włączy sobie radio zamiast słuchać dowódcy.
Jak słuchać? Poza czytaniem Słowa Bożego, uczestnictwem w liturgii i rozmowami z mądrymi ludźmi, bardzo ważne jest zapewnienie sobie pewnego czasu w tygodniu, kiedy będziemy siedzieć z Panem Bogiem sam na sam, w ciszy. Warto znaleźć sobie takie miejsce, w którym ta cisza jest – ja mam na przykład szczeciński Karmel, do którego staram się chodzić przynajmniej raz na tydzień. I tu trzeba twardo przysiąść fałdów, i posiedzieć w tej ciszy dłużej niż 10, 15, 20 minut.
Bo gwarantuję, że przez ten czas będą nam po głowie latać zakupy, raporty do napisania w pracy, problemy miłosne, oceny dzieci w szkole, sprawy do załatwienia, sceny z obejrzanego niedawno filmu i dopiero po pewnym czasie zacznie się rozjaśniać. A wtedy Bóg może coś do nas powiedzieć. Owe natchnienia Ducha Świętego (jak to tłumaczył o. Janusz Chwast OP za św. Franciszkiem Salezym) to na przykład impulsy do zrobienia czegoś dobrego, uczucie żalu etc. powstające w duszy człowieka dzięki Duchowi bezpośrednio, albo pod wpływem rekolekcji, kazania, modlitwy, lektury, zdarzeń – po to, by nas do Siebie pociągnąć.
Duch Święty pokazuje nam: „Aha – to by było warto zrobić” (nawet w drobnych sprawach, np. umyć talerze – ilekroć wracam z Karmelu, mam mnóstwo sił także na sprzątanie mieszkania!). Czasem natchnienie przychodzi w momencie pustki (nagle przychodzą słowa, których nie miało się przemyślanych). Najciekawsze, że tego typu natchnienia przypominają nieco półdzikiego kota, którego, jak wiadomo, nie da się pogłaskać na siłę.
Trzeba poczekać, aż sam przyjdzie, nieraz znienacka. Natchnień nie da się wymusić. Zdarzało mi się już, że siedziałem jak kołek przez godzinę – i nic. A potem, gdy zniechęcony wracałem do domu, nagle wszystko się rozjaśniało. „Szukaj pokoju serca” – tak powiedział mi kiedyś mądry człowiek. Bo i faktycznie, natchnienia Ducha najczęściej tak działają. Nie oferują łatwych rozwiązań, ale takie, które mają sens, i dlatego przynoszą pewien specyficzny spokój, poczucie, że idę w dobrym kierunku.
Życie
No i na koniec kwestia życia, bo to w zasadzie o nie tutaj chodzi. Pełnienie woli Bożej to przede wszystkim dobre życie. Znów zacytuję o. Janusza Chwasta: „Jeżeli chcesz być dobrym chrześcijaninem, to rób dobrze to, co masz zrobić: bądź dobrym uczniem, studentem, ojcem, pielęgniarką. A potem Duch będzie popychał cię do coraz subtelniejszych rzeczy”. Kto wie, może w końcu nawet do prostego przełożenia na życie słów zażywnego proboszcza od natchnionego kazania?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.