Często jesteśmy bezsilni. Nie tylko nie potrafimy przebaczyć, ale są i takie chwile, w których nie chcemy CHCIEĆ przebaczyć. eSPe, 88/2010
Druga konsekwencja opisanej powyżej różnicy jest poważniejsza. Jeśli chrześcijanin popełni grzech, upadnie to rodzi się w nim żal, w centrum którego jest Bóg – Miłość. Człowiek przesiąknięty ideami humanizmu ma poczucie winy ze względu na siebie: to JA zgrzeszyłem, to JA upadłem, to JA zawiodłem. W centrum jestem JA. Takie poczucie winy często niestety prowadzi do załamań, odrzucenia siebie, pogardy. Warto sobie przypomnieć św. Pawła, który pisał w Liście do Rzymian o tym, jak walczą w nim stary i nowy człowiek.
Nowy człowiek ma wiele dobrych pragnień, ale kiedy pojawi się „stary człowiek” to Paweł robi to, czego nie chce. Podkreślam ten fragment, gdyż nie ma w nim akceptacji zła i grzechu. Nie jest też łatwym usprawiedliwianiem siebie, ale poddaje nam istotną wskazówkę dotyczącą żalu za grzechy i winy. Otóż, jeśli popełnię zło i zaczynam na siebie krzyczeć, wyzywać siebie samego („A obiecałem… a czemu znowu to zrobiłem… a jestem taki i owaki…”) to nie ma we mnie żalu. Prowadzi to tylko do poniżania siebie samego, do niszczenia siebie a nie do dojrzałej odpowiedzialności za zło! Zamiast krzyczeć na siebie powinienem powiedzieć jak św. Paweł: „Tak, ja to zrobiłem. To mój grzech. Tobie go Boże oddaję. Pomóż, bo sam nie dam rady…”
Skoncentrowanie na sobie nie prowadzi do prawdziwego ŻALU za winy i grzechy, ale co najwyżej do niszczącego nas POCZUCIA winy.
Pojednanie z bliźnim
Pozostaje nam jeszcze jedna trudna kwestia: przebaczenie drugiemu. Ilu z nas chciałoby by to uczynić, a nie potrafi? Cały czas nosimy w sobie żal, poczucie krzywdy, itd. Często jesteśmy bezsilni. Nie tylko nie potrafimy przebaczyć, ale są i takie chwile, w których nie chcemy CHCIEĆ przebaczyć. Chociaż zacząć należałoby od przypomnienia, że przebaczenie chrześcijańskie jest aktem woli. Wcale nie oznacza, że jeśli przebaczę, to automatycznie zapomnę. Nieprawda! Byłoby to za piękne! Uważam, że warto odróżnić swoje serce, swoją dobrą wolę od pamięci, szczególnie tej emocjonalnej. Bo to, że przebaczę, że modlę się za osoby, które mnie zraniły, nie oznacza, że gdy je widzę, to coś mnie w dołku nie ściska. Do zapomnienia jest bardzo długa i niełatwa droga. Zatem mogę przebaczyć, ale muszę się liczyć z tym, że od czasu do czasu coś mi się przypomni. Bylebym pamiętał, że przebaczyłem!
Etapy przebaczania
A samo przebaczenie, szczególnie trudnych spraw, należy też do ciężkich zadań. Niekiedy pojawia się konieczność podjęcia konkretnych kroków. Pierwszy krok to przeżycie raz jeszcze zadanego nam bólu. Jest to potrzebne, aby wyrwać oścień, jaki w nas tkwi. Nie chodzi o rozdrapywanie ran! Kiedy przeżywamy ponownie to, co się stało, możemy spojrzeć na to inaczej. Możemy wyrazić nasz ból i gniew. Ale do tego potrzebny jest kolejny element: dystans. Kiedy coś stało się chwilę temu, nasze emocje są tak silne, że próba rozwiązania kwestii mogłaby jedynie ją pogorszyć czy pogłębić. Potrzebny jest czas. Oczywiście nie za długi, bo z czasem narastają kolejne emocje, zmieniają się wspomnienia, może dojść do wypaczenia w naszej pamięci całej bolesnej historii. Zatem bez zdrowego dystansu nie jesteśmy w stanie spojrzeć w twarz osobie, która nas skrzywdziła.
Trzecim krokiem jest ocenienie obiektywnie, co właściwie nas zraniło? Czy tylko słowa, czy gest? A może za tymi słowami stało coś innego? Pamiętajmy, że warto sobie samym mówić prawdę, bo tylko ona nas wyzwoli.
Ostatnim, czwartym krokiem może być wyzwolenie się spod władzy tego, kto nas zranił. O co chodzi? Kiedy ktoś nas zrani, zdarza się, że ciągle myślimy o nim, o tym, co ten drugi nam zrobił. W naszym umyśle rodzą się „słodkie” pomysły zemsty, albo długie dialogi z „agresorem”, w których my niby wygrywamy. Ale to nic to nie zmienia. Gorzej, bo pogłębia naszą frustrację i tylko nas zżera, niszczy od środka. Dopóki tak się dzieje, człowiek ten, czy zdarzenie ma przez to cały czas władzę nad nami! Wyzwolenie przychodzi, gdy z nim porozmawiamy, wyjaśnimy czy powiemy: „przebaczam”.
Aby to jednak nastąpiło potrzebne jest przebaczenie sobie samemu i uwierzenie, że Bóg mnie kocha i przebacza. A, i uświadomienie sobie, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi słabymi, którym może przytrafić się błąd i grzech…Ale mamy Ojca, który zawsze przebacza i uzdrawia trędowatych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.