Wieś, produkt eksportowy?

Na zaproszenie Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi przybyła do Polski 15-osobowa grupa amerykańskich studentów i profesorów, którzy chcą zapoznać się z tradycyjnymi metodami gospodarowania. Potem będą wprowadzać je u siebie. Przewodnik Katolicki, 24 sierpnia 2008



Unia sypnęła groszem


Wieś zaczyna spełniać inne funkcje niż kiedyś. Podobnie jak na Zachodzie, tereny podmiejskie stają się po prostu miejscem życia zmęczonych mieszczuchów. – Jednak tradycyjne rolnictwo wciąż ma się dobrze w Wielkopolsce czy na Kujawach. Tu są najlepsze warunki glebowe i społeczno-gospodarcze. Gorzej wiodło się zawsze rolnikom we wschodniej Polsce, która była mniej doinwestowana. Dzięki dopłatom z Unii różnice te zaczynają się jednak zacierać. Rolnicy, choć obawiali się wejścia do Unii Europejskiej, dzięki dopłatom bezpośrednim odnoszą teraz najwięcej korzyści. Za unijne pieniądze wybudowano wiele wiejskich oczyszczalni ścieków, kanalizacji, wodociągów.



Dola cierpka jak wiśnie


Unijne pieniądze to jednak nie wszystko. „Pozwólcie polskim rolnikom godnie żyć i pracować”, z takimi transparentami kilkudziesięciu sadowników protestowało niedawno w Warszawie przeciw zbyt niskim cenom skupu wiśni. Twierdzą, że sprzedają owoce poniżej kosztów produkcji, bo takie ceny dyktują pośrednicy. W skupie kilogram wiśni kosztuje złotówkę, albo i mniej, a w sklepie sprzedaje się je za 3 albo nawet 5 złotych. To przykład jednego z większych problemów polskiej wsi. Rolnicy z małych gospodarstw borykają się z problemami ekonomicznymi, bo nie mają możliwości sprzedaży swoich produktów. Szkoda tym większa, że od dawna wiadomo, że najlepsza jakościowo żywność pochodzi właśnie od nich. – W czasie wchodzenia do Unii Europejskiej zlikwidowano tysiące małych przetwórni i mleczarni. Obecnie przepisy służą tylko dużym, wyspecjalizowanym gospodarstwom. Sytuację mogłyby poprawić małe przydomowe przetwórnie. Np. wiele gospodyń robi wspaniałe domowe soki, dżemy, przetwory warzywne czy mleczne. Wielu ludzi z chęcią by je kupiło. Uruchomienie takiej przetwórni wymaga jednak dużych kosztów i spełnienia wielu warunków obwarowanych wymyślnymi przepisami, które nie mają nic wspólnego z ochroną zdrowia, lecz służą wyeliminowaniu konkurencji, jakimi są liczne, małe gospodarstwa rodzinne – mówi Jadwiga Łopata.

Rolnicy mówią, że nie potrzebują marnych, uzależniających dotacji (ponad 80 proc. dotacji trafia do 20 proc. gospodarstw i przetwórni, oczywiście tych wielkich), tylko dobrych regulacji prawnych, które ułatwią im sprzedaż tego, co wyprodukują, tak jak jest to np. w Holandii, Grecji czy Szwajcarii. Nawet gospodarstwa samozaopatrzeniowe miałyby coś do zaoferowania, gdyby przepisy były bardziej życiowe.



2 hektary w dwudziestu kawałkach


Dużym problemem jest mała samoorganizacja rolników, a wiadomo, że duży może więcej. Indywidualnemu rolnikowi, który ma niewielkie gospodarstwo, trudno znaleźć zbyt na to, co wyprodukuje. – Żaden duży zakład rolno-spożywczy nie będzie podpisywał kontraktu z małym producentem, bo to się nie opłaca. Ile można zyskać na łączeniu sił, widać dobrze na przykładzie sadowników pod Warszawą, zawłaszcza z regionu grójeckiego. Tam rolnicy zrozumieli potrzebę łączenia się w duże grupy producenckie czy konsorcja. Dzięki temu mają nie tylko więcej możliwości współpracy, np. organizowania wspólnej, a więc tańszej dystrybucji, ale też łatwiej im negocjować z odbiorcami ceny – mówi prof. Jerzy Bański.




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...