Odkąd pamiętam, lato było dla mnie czasem swoistych rekolekcji, czyli przypominania. Wtedy najłatwiej mi przypomnieć sobie, że jestem chrześcijaninem. Może dlatego, że letni czas sprzyja zadumie. Posłaniec, 7/2007
Mnie nie jest smutno – ani wieczorem, ani tym bardziej rano, kiedy na usta ciśnie się pytanie innego poety: Chwała najsampierw komu, komu gloria – na wysokościach? Pragnąc światła, które wraz z krwią opłynie całe moje ciało, śpiewam z Edwardem Stachurą: Chwała Tobie, Słońce, odyńcu ty samotny, co wstajesz rano z trzęsawisk nocnych. I w górę bieżysz, w niebo sam się wzbijasz, i chmury czarne białym kłem przebijasz, i to wszystko bezkrwawo – brawo, brawo, i to wszystko złociście i nikogo nie boli: Gloria, gloria in excelsis Soli. Chwała niech będzie Ojcu, który stwarza jagody (ks. Jan Twardowski), i Mount Everest, i Rów Mariański; chwała niech będzie Synowi, który jest Słońcem naszego świata; chwała niech będzie Duchowi, bez którego nawet nie umielibyśmy powiedzieć: chwała!
Boga spotykam na wakacyjnym szlaku, nie tylko pielgrzymim – również tym jak najbardziej turystycznym. Widzę Go, leżąc na plaży i wpatrując się w bezmiar nieba, widzę Go grzebiąc patykiem w dogasającym żarze ogniska – jakże inaczej wtedy smakuje różaniec! Przed żarem południa chronię się w chłodzie kościoła – jak miło wtedy zanurzyć się w niespieszną medytację! Niespieszną – to kluczowe słowo. Właśnie w wakacje nigdzie się nie spieszę, właśnie wtedy w pełni dociera do mnie każdy bodziec, każde przeżycie, każde doświadczenie…
W tym miejscu pozwolę sobie na pełną żalu uwagę, iż w Polsce niełatwo w dzień powszedni schronić się przed światem do kościoła, zwłaszcza wiejskiego czy małomiasteczkowego (te są dla mnie najciekawsze). Zamknięte na cztery spusty nie pozwalają w każdej chwili odpowiedzieć na wezwanie Pana: Przyjdźcie do Mnie wszyscy (Mt 11, 28). Szkoda…
Ale to już zupełnie inna historia…
Boga widzę w moich dzieciach – w wakacje mam czas dokładnie się im przyjrzeć; nie odrywać od nich wzroku, gdy z zapałem kopią fosę wokół zamku, który za chwilę połknie przypływ, czy pląsają pośród krzewów amerykańskiej borówki. One wtedy również są w pełni sobą – wolne od kieratu codzienności szeroko promieniują swym prawdziwym “ja”. I nic innego nie przychodzi mi wówczas do głowy, jak tylko: Dziękuję! Dziękuję za wszystko, co mi dałeś, co mi wciąż dajesz, Ojcze. Nie pozwól, abym kiedykolwiek zapomniał, że wszystko, co mam, otrzymałem od Ciebie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.