Są sytuacje, w których człowiek traci z oczu sens swego życia na ziemi. Oblicza wówczas precyzyjnie, co dla niego jest lepsze: życie czy śmierć. Dochodzi do wniosku, że lepszym rozwiązaniem jest śmierć. To bardzo naturalne i poprawne myślenie. Jeśli życie na ziemi traci sens, to śmierć jawi się jako wybawienie. Źródło, 6 maja 2007
Tobiasz traktuje doświadczenia jako karę Boga. I to jest pierwszy element owej modlitwy. Taka refleksja, w podejściu człowieka dojrzałego do modlitwy jest uzasadniona. Gdy rozpoczyna się cierpienie, lub spada na nas duże doświadczenie, należy postawić sobie pytanie: Czy nie jest to następstwo moich własnych grzechów?
Częściej bowiem niż sądzimy istnieje taki związek, i to nie na zasadzie wymierzania przez Boga kary za grzech, specjalnym wyrokiem, ale na zasadzie żelaznych konsekwencji grzechu. Do takich konsekwencji należy: rak płuc z powodu palenia papierosów; komplikacje ginekologiczne po zniszczeniu dziecka w łonie; choroby, których przyczyną jest alkohol, narkotyki, moda, brak umiaru w spożywaniu pokarmu, obżarstwo lub przesadna troska o linię; lekkomyślność na jezdni... Wielka ilość nieszczęść ludzkich jest zawinionych. One są prostą konsekwencją pewnych grzechów, nie zawsze wymienianych w rachunkach sumienia... Ileż istnieje sposobów szkodzenia sobie, lub innym, na zdrowiu! Za mało dziś mówi się o tym, ale tam, gdzie jest lekceważona odpowiedzialność za swe zdrowie lub bezpieczeństwo innych, tam zawsze jest grzech. Tobiasz wie o tym. Dostrzega swój grzech i wie, że jego doświadczenia są z nim związane.
Rozmowa z Bogiem może mieć miejsce jedynie na płaszczyźnie uznania prawdy o sobie i o swoim położeniu. Bez tego nawiązanie kontaktu z żywym Bogiem jest niemożliwe. Często jest to prawda o własnym grzechu. Tak też zaczynamy każdą Mszę świętą wzywając wszystkich uczestników do stanięcia w prawdzie przed Bogiem, co jest celem aktu pokutnego.
Tobiasz dostrzega również możliwość ponoszenia konsekwencji za grzechy swoich przodków. Psychiatria zna te kanały, którymi przepływają cierpienia poprzednich pokoleń w następne. Wie również, jak trudno takie cierpienia usunąć, jak długiej terapii trzeba, aby je złagodzić, by rany zadane przez rodziców, dziadków, czasem nawet pradziadków, wyleczyć. Ale ta świadomość jest potrzebna przede wszystkim do modlitwy. Możemy dźwigać ciężar błędów poprzednich pokoleń. Takie są konsekwencje zarówno dziedziczenia, jak i błędów wychowawczych. My nie odpowiadamy za nie, ale one są zawinione przez bliskich. To nie Bóg jest winien, że cierpimy, to winni są nasi przodkowie. Czy należy ich z tego powodu przeklinać? Nie, to tylko pomnoży ilość zła na ziemi. Trzeba im przebaczyć i prosić Boga, by i On im przebaczył. Modlitwa wymaga rozmowy z Nim na temat ciężarów rodzinnych, jakie każdy człowiek niesie przez swoje życie. Jeśli ktoś jest od nich wolny, graniczy to z cudem. Jeśli wspomnienia rodzinne są piękne i bogate, i nie ma w nich ran zadanych w minionych latach, to wielkie szczęście. Za nie należy nieustannie dziękować Bogu.