Słowa zaklinają rzeczywistość. Nie bez przyczyny wszystkie debaty teologiczno-moralne, jakie toczyły się w Polsce, są debatami o język. Tygodnik Powszechny, 10 luty 2008
Ale czy rzeczywiście zawdzięczają swoje życie technice? S. Barbara Chyrowicz pisała niedawno, że metoda in vitro nie zastępuje zapłodnienia, nie sprawia, że człowiek powstaje z czego innego niż dotychczas, tzn. z komórki jajowej i plemnika. Wciąż poczyna się tak samo. Celem tej techniki jest stworzenie takich warunków, by zapłodnienie się dokonało, ponieważ z jakichś powodów nie może się to stać w warunkach naturalnych.
Słowo „naturalny” wydaje się tu kluczowe. Bardzo często dokonujemy rozróżnienia na śmierć – naturalną i nienaturalną. Czy nie można analogicznie mówić o naturalnym i nienaturalnym poczęciu? Jak wyrazić rolę Boga w nienaturalnym poczęciu in vitro? Podczas jednej z konferencji usłyszałem, że zapłodnienie in vitro jest „wymuszaniem na Bogu”. Czy „udział” w poczęciu można na Bogu wymusić? Jeśli nawet przyjąć takie wyrażenia za prawdę, trzeba pamiętać, że dziecko poczęte in vitro jest takim samym człowiekiem jak to, którego początek dokonał się w organizmie matki. Czy w perspektywie wiary można zaprzeczyć, że ostatecznym dawcą życia i w jednym, i w drugim przypadku będzie Bóg? Czy da się udowodnić, że nie ma tutaj Bożego działania, a lekarze nie są narzędziami w ręku Boga? A co z dzieckiem? Czy nie jest ono potomstwem, którym „Bóg obdarzył”?
Perspektywa, jaką przyjmiemy, może okazać się bardzo – nomen omen – brzemienna. Odpowiedzi potwierdzające „udział” Boga mogą stanowić furtkę dla akceptacji podjętych działań widzianych w optyce współdziałania z Bogiem. Odpowiedzi mniej lub bardziej negujące miejsce Boga prowadzą wprost do urzeczowienia całego procesu, ale przecież w jego wyniku nie powstaje rzecz, ale poczyna się człowiek o niezbywalnej godności. Czy można mu odmówić prawa do świadomości bycia chcianym przez Boga? Czy rzeczywiście nie spodobało się Bogu, by zaistniał, by żył?
W teologiczno-etycznej ocenie zapłodnienia metodą in vitro zastosowana terminologia jest zazwyczaj precyzyjna. W perspektywie wiary nie potrafimy tak samo precyzyjnie i satysfakcjonująco wyrazić tego, co się dzieje w momencie poczęcia w relacji do Boga. O wiele trudniej może być jeszcze w przypadku ewentualnego sklonowania człowieka. Czyż ludzki klon nie będzie człowiekiem i nie będzie chciany przez Boga?
Przyznaję, że powyższy tekst powstał z poczucia osobistej bezradności kaznodziejskiej i duszpasterskiej. Więcej jest w nim pytań niż odpowiedzi. Te pytania są jednak bardzo ważne. Przecież debata o in vitro, eutanazji, aborcji czy klonowaniu człowieka, o ingerencji w początek i kres życia dokonywać się będzie nie tylko w aulach uniwersyteckich, studiach telewizyjnych i w parlamencie, ale także w domu, na katechezie i na ambonie, na ulicy. W bezpośrednim spotkaniu norma etyczna wyrażona precyzyjnym językiem medycyny i teologii zderzy się z ludzkimi emocjami, z rodzinnym dramatem, z konkretnym człowiekiem, który zapyta o Boga. I będzie miał prawo zapytać, gdzie jest Bóg, gdy człowiek zaczyna i kończy swój żywot. Także wtedy, gdy ten żywot zaczyna i kończy w sposób nienaturalny, przy czyjejś „pomocy”. I nie da się w to Pana Boga „nie mieszać”, bo przecież Bóg tam jest obecny. Tylko jak? I czy da się to wyrazić słowami?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.