Gdzie diabeł nie może

Barczysty, serdeczny, z piorunującym uściskiem ręki, wita się ks. Kazimierz Tyberski, kapelan więzienny, kiedyś skoczek w oddziałach Czerwonych Beretów. Tygodnik Powszechny, 26 kwietnia 2009


– Czułem się straszliwie samotny. Pomyślałem, że to nie jest moja droga, że pomyliłem się i muszę wracać. Podjąłem decyzję o wystąpieniu ze Zgromadzenia. Wtedy dostałem telegram od mamy tej dziewczyny, w którym pisała, że córka poślubiła mężczyznę, dała mu dziecko, ale zaraz po porodzie zachorowała na białaczkę i po niespełna roku zmarła. To był szok.

W kaplicy, kiedy się za nią modliłem, przyszła myśl: „Jak długo będziesz się wahał? Gdybyś nie usłuchał mojego wezwania, zobacz, dzisiaj byś był wdowcem z dzieckiem i ze świadomością niezrealizowanego powołania, a to już jest piekło za życia”. Jej śmierć odczytałem jako znak od Boga. Zostałem.

Po nowicjacie ks. Kazimierz zgłosił się do kolegów oblatów, którzy zajmowali się młodzieżą na festiwalu w Jarocinie.

– Ciągnęło mnie do ludzi pogubionych, bo sam taki kiedyś byłem.

Na stacji PKP czy w parku zaczepiali go sataniści, skini i punki.

– Sutanna ich prowokowała, zaczynało się od agresji, a kończyło na rozmowie. To byli ludzie poranieni przez swój grzech, chcieli rozmawiać. Na początku ich słuchałem. A wcześniej chyba rzadko spotykali kogoś, kto chciałby ich posłuchać. Otwierali się i wtedy mogliśmy razem popracować.

Kolejnym poligonem dla ks. Tyberskiego było więzienie dla kobiet w Lublińcu oraz miejscowa szkolna młodzież, która miała spore problemy z nauką.

– Poszedłem do szkół i poprosiłem o przydzielenie mi najgorszych urwisów.

W więzieniu pracował jako wolontariusz. Gdy lepiej poznał pensjonariuszki zakładu karnego, zorganizował wspólną imprezę z młodymi podopiecznymi.

– Moje urwisy przygotowały dla pań program artystyczny, były występy muzyczne i pokaz mody. Dziewczynom się to bardzo spodobało. Były oklaski i gratulacje. Pierwszy raz ktoś doceniał pracę tych młodych ludzi.

Pani dyrektor zakładu karnego wysłała list do każdej ze szkół z imiennymi podziękowaniami dla niesfornych nastolatków. Z początku niechętni, dyrektorzy szkół przeczytali te listy na oficjalnym apelu. Młodzi przychodzili chwalić się księdzu, że pierwszy raz na apelu szkolnym wystąpili z szeregu jako ci, którzy zrobili coś dobrego.

– I proszę sobie wyobrazić, zaczęli się nawet lepiej uczyć! Ktoś im zaufał i to pomogło.

„Moje bandziory”

Na młodego księdza czekało nowe zadanie.

– Zakon wsadził mnie za kratki. Podobno pasowałem do tej roli.

Ks. Tyberski, jako kapelan zakładu karnego, trafił na 12 lat do Iławy.

– W noc poprzedzającą pierwszy dzień w więzieniu nowy kapelan miał sen, w którym odprawił Mszę dla więźniów, podczas której wybuchł bunt. W śnie sala była zakratowana, Tyberski nie miał gdzie uciec.

– Byłem przerażony. Jakież było moje zdziwienie, gdy wszedłem do więziennej kaplicy i wyglądała ona dokładnie tak samo jak w moim śnie! Tyle tylko że buntu nie było, a obecnych na Mszy było parunastu ludzi, z czego dwaj byli Mszą zainteresowani.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...