Jeśli człowiek jest jednością, to wszystko, co dotyczy ciała, przynosi skutki na poziomie duchowym. Łaciński termin „sanatio” oznacza i zdrowie, i zbawienie. Posłuchajmy powiedzeń takich jak: „powiedział, co mu leżało na wątrobie” albo „wylał z siebie żółć”... Tygodnik Powszechny, 21 lutego 2010
A czy wprowadza dla człowieka perspektywę dalszą niż koniec nosa? Asceza, o której mówimy, jest skupiona na nas samych. Czemu jednak nasze wyrzeczenie ma nie być użyteczne dla innych?
W apoftegmatach Ojców Pustyni znajdujemy historię o mnichu, który sprzedał Biblię, żeby nakarmić głodnego, mówiąc: sprzedałem to, co mi kazało sprzedać wszystko, co posiadam. Pościmy nie tylko po to, żeby się wyrzec pokarmu. Znamy przecież zwyczaj jałmużny postnej czy ofiary dla ubogich nie z tego, co nam zbywa, ale z tego, z czego rezygnujemy. Już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa trwały spory o to, jak pogodzić życie w ascezie z niesieniem miłosierdzia. W Piśmie Świętym mamy nakaz, aby modlić się nieustannie. Niektórzy próbowali traktować to dosłownie, inni modlili się i pracowali. Ci drudzy uważali, że lepiej wykonują nakaz Pisma Świętego, bo zarobione pieniądze dają ubogim, którzy za nich się modlą w czasie, kiedy oni śpią czy jedzą.
Jeżeli się czegoś wyrzekamy, to także po to, by ofiarować to innym. Słyszałem, że w niektórych francuskich szkołach odbywał się dzień postu pod hasłem „miska ryżu” – dzieci w tym dniu zamiast pełnego obiadu jadły tylko miskę ryżu, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze wysyłano głodującym. W podobny sposób wypełniamy biblijne zalecenie, aby dzielić się z innymi nie tylko tym, czego mamy w nadmiarze.
Zgodnie z benedyktyńskim podejściem wszystko – asceza, praca, miłosierdzie – są jednakowo ważne i powinny służyć chwale Boga.
Asceza może prowadzić do pychy, ale także do wytworzenia fałszywego wizerunku Boga: podejmuję ascezę, licząc na jakieś przywileje.
To problem handlowego podejścia do życia duchowego. Do mnie przemawiają słowa Antoine’a de Saint-Exupéry’ego: miłości uczymy się wtedy, kiedy nam jej brak, a Boga wtedy, kiedy nie słyszymy odpowiedzi na nasze modlitwy. Gdy Bóg milczy, ukazuje, Kim jest – i że z pewnością nie jest chłopcem na posyłki.
Podkreśla Ojciec indywidualność praktyk, a w Kościele przecież mamy nakazane np. powszechne posty.
To problem podejścia jurydycznego i bardzo racjonalnego narzucenia form zachowania. Ale po Soborze Kościół raczej odchodzi od takiego podejścia w kierunku szanowania odrębności każdego człowieka. Niestety czasem prowadzi to nie do rozwoju duchowego, ale zaniku praktyk. Chyba tylko w Polsce jeszcze przestrzega się postów piątkowych.
Ale to normalne, że w życiu duchowym po okresach życia ascetycznego pojawiają się koncepcje mu przeciwne. W historii widzimy pewne cykle: przechodzenia od racjonalizmu do mistycyzmu.
Czy asceza jest czymś specyficznym dla chrześcijaństwa?
Gdy czytamy Ojców Pustyni, mistrzów zen, sufich czy chasydów, dostrzegamy bardzo podobne myślenie. Bo ono wynika z osobistego doświadczenia, a nie z różnych koncepcji teologicznych. Zwyczaj np. niejedzenia mięsa spotykamy w życiu monastycznym wszystkich wielkich religii. Podobne jest podejście do wymiaru duchowego praktyk i niechęć do ascezy na pokaz. Islamski mistyk Beyazid w czasie pielgrzymki do Mekki, podczas ramadanu przybył do jednego z miast. Zbiegł się tłum gapiów, by go podziwiać. A on wtedy poszedł na targ, kupił chleb i zaczął jeść. Podróż usprawiedliwia takie zachowanie, jednak tłum oczekiwał czegoś więcej... Podobnie Ojcowie Pustyni, kiedy ustawiały się do nich kolejki pielgrzymów, siadali na progu lepianki i obżerali się chlebem i serem. To pozwalało im żyć w pokoju na pustyni w jedności z Bogiem, a nie obsługiwać wycieczki – jak to często ma dziś miejsce w klasztorach.
Często różnice wynikają z różnych mentalności. Wschód jest bardziej uczuciowy, mistyczny, Zachód – bardziej racjonalny. Jeśli zapytasz, gdzie leży umysł, Europejczyk wskaże zwykle na głowę, Hindus na serce, a Japończyk na podbrzusze – środek ciężkości ciała. Często też tłumaczenia Biblii nie oddają istoty rzeczy – np. zwykle hebrajskie słowo „rechem” tłumaczy się jako „wnętrze” – ale dosłownie oznacza ono „podbrzusze”. Dużo też w Piśmie Świętym mówi się o sercu: np. Matka Boża „przechowywała te sprawy w sercu swoim”. Zapewne w dawnych czasach człowiek miał większą świadomość związku ciała i umysłu.
Pamiętam słowa bp. Bronisława Dembowskiego, że jest irracjonalizm poniżej rozumu i irracjonalizm powyżej rozumu. Irracjonalizm przekraczający poziom rozumu to sprawa duchowości. Tomasz z Akwinu, uchodzący raczej za wielkiego racjonalistę, mówi, że Boga nie możemy poznać do końca, ale możemy Go kochać, bo miłość działa na wyższym poziomie niż rozum.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.