Jeśli człowiek jest jednością, to wszystko, co dotyczy ciała, przynosi skutki na poziomie duchowym. Łaciński termin „sanatio” oznacza i zdrowie, i zbawienie. Posłuchajmy powiedzeń takich jak: „powiedział, co mu leżało na wątrobie” albo „wylał z siebie żółć”... Tygodnik Powszechny, 21 lutego 2010
Bo wolą podjąć walkę ze stresem.
Rzeczywiście, stres nie pozwala teologicznie i wzniośle myśleć; jest napięciem, które wręcz odcina od duchowości. Zależnie od poziomu stresu można jednak podjąć odpowiednie praktyki ascetyczne. Podstawą jest wyciszenie – żeby umysł mógł zacząć pracować. Widzę, jak to pomaga ludziom, którzy przyjeżdżają do naszego klasztoru, często zestresowani, z problemami, pytaniami, na które nie znajdują odpowiedzi. Nie dajemy im gotowych odpowiedzi, mówimy: jeśli chcesz, zostań na kilka dni, wycisz się. W wielu przypadkach to skutkuje, a ludzie odpowiedź znajdują w swym wnętrzu.
Asceza fizyczna pomaga, gdy na poziomie emocjonalnym jesteśmy tak nieuporządkowani, że nie dociera do nas wewnętrzny głos Boga.
Św. Jan od Krzyża mówił: jeśli widzisz, że brakuje ci czasu na modlitwę, to znaczy, iż ten czas powinieneś podwoić. Jeśli rano zabraknie czasu na modlitwę – rozumianą szeroko, a nie tylko jako odklepanie pacierza – wpływa to wręcz fizycznie na cały dzień. Człowiek rozmodlony jest skupiony, skoncentrowany. Mówienie, że nie mam czasu na modlitwę, to oszukiwanie samego siebie. Człowiek zagoniony dzięki modlitwie może odnaleźć spokój i osiągnąć większą skuteczność w pracy.
Paradoksem jest to, że mówiąc, iż nie mamy czasu, bierzemy sobie jednak coraz więcej pracy. Pytam wtedy: chcesz być bogaty czy szczęśliwy?
Jak można wytłumaczyć sens praktyk ascetycznych, które polegają na zadawaniu sobie bólu? Św. Andrzej Świerad, polski pustelnik, przepasywał się łańcuchem, który w końcu wrósł mu w skórę.
Tego typu praktyki są skutkiem zbyt dosłownej pokutnej interpretacji ascezy. Jezus był biczowany, więc i ja się biczuję, by doświadczyć zjednoczenia z Nim. Jak Chrystus wychodził na pustynię, tak i ja poszczę, by przeżyć z Nim jedność.
Ale to myślenie pomija psychofizyczny aspekt ascezy. Jeśli taka praktyka wynika z dobrej woli, może prowadzić do rozwoju duchowego. Jednak zadawanie sobie bólu może też wprost przeciwnie, stworzyć lęki, które zablokują rozwój wewnętrzny i ostatecznie – zjednoczenie z Bogiem.
Ale wiemy, że ascezę przez biczowanie uprawiał kard. Wyszyński podczas trzyletniego więzienia; ostatnio pojawiły się pogłoski, że czynił to Jan Paweł II. To zmusza do przemyślenia sensu tej praktyki także we współczesnych czasach.
Św. Benedykt przeżywając pokusę, rzucił się w ciernisty krzew i przez to ją przezwyciężył. Ale są i inne metody. Podjęcie konkretnych praktyk ascetycznych jest bardzo indywidualną sprawą, niepodlegającą ocenie. Dana praktyka jednemu może pomóc, drugiemu zaszkodzić. Nie ma sensu bezmyślne powielanie cudzych wzorów.
Jeśli do biczowania podejdziemy z wiarą i z intencją jedności z Jezusem, może być to dla nas dobre. Ale zadawanie sobie bólu może też prowadzić do wynaturzeń, np. masochizmu. Można także dojść do ascezy na pokaz: mnisi prześcigali się w tym, kto będzie jadł mniej lub rzadziej. Jezus przestrzegał, by nie czynić tego na oczach tłumu. Można też zbłądzić w kierunku pychy. Pewien mnich po sześćdziesięciu latach ascezy na pustyni pytał w modlitwie Boga, czy jest ktoś równie doskonały jak on... Abba Izydor mawiał: „Jeśli pilnie przestrzegacie postów, nie nadymajcie się z tego powodu”. Dlatego św. Benedykt zaleca w Regule, aby nie podejmować żadnych praktyk bez zgody opata.
Źle pojęta asceza prowadzi do pychy. Asceza nie jest celem sama w sobie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.