Czy należy bać się Strachu?

Istotniejsze niż samo kontynuowanie intelektualnej debaty na temat Strachu jest dotarcie do obojętnych wobec niej mas, skrytych za zawoalowanym w Polsce antysemityzmem. Dotarcie na poziom małych, lokalnych społeczności. Znak, 6/2008



Nie są to jednak postawy i tendencje wyłączne. Sztuki Isaaca Singera są przecież grywane w miastach całej Polski. Ba, w Zamościu odsłonięto pomnik króla Dawida. Trzymający w ręku harfę psalmista przypomina, że Zamość był wspólnym miejscem zamieszkania dla różnych narodowości i wspólnot religijnych. W Krakowie czerwcowy festiwal na Kazimierzu jest kulturowym magnesem dla tysięcy Polaków. W całym kraju powstają liczne wydawnictwa żydowskie. Nowe pokolenie Polaków w większości jest wolne od resentymentów antysemickich. Ale znowóż nie całe. Zaświadczają o tym napisy na przystankach tramwajowych, na murach i osiedlach. Wyjaśniając przejawy agresji Polaków wobec Żydów tuż po wojnie, Jan Tomasz Gross przywdziewa bardziej togę moralnego sędziego niż szatę historyka. Niewykluczone, że kryje się w tym pewien rodzaj moralnej sytysfakcji. Bo oto emigrantowi z 1968 roku udało się przyłapać bohatersko-męczeński naród polski na zamaskowaniu prawdy. Z kolei zwolennicy Grossa – inteligencja – poczuli nową szansę medialnego i rzeczywistego zaistnienia w społeczeństwie wolnorynkowym, na które po 1990 roku stracili wpływ. Jak przed przełomem inteligencja odnalazła się w roli demaskatora wad narodowych. Tyle że – nie bacząc na wysoką pozycję Strachu na liście najlepiej sprzedawanych książek – większość społeczeństwa na to zupełnie nie zareaguje. Debatę na intelektualnych szczytach ominie szerokim łukiem. Nie weźmie Strachu do ręki, nie zjawi się na żadnych historycznych sympozjach. I obojętnie przejdzie obok antysemickiego napisu na murze, na przystanku czy stadionie (na przykład: ,,Cracovia Żydy”).

Intelektualną debatę o współczesną tożsamość Polaków z jej antysemickim historycznym kontrapunktem trzeba w roku 2008 kontynuować. Antyjudaizm religijny i antysemityzm w Polsce porozbiorowej i przedwojennej są niezaprzeczalnym historycznym faktem. Wysiłki ratowania Żydów podczas wojny nie są tu kontrargumentem. Nie kto to inny, jak tylko uwięziony w dokrynie Kościoła przedsoborowego oraz w „racji stanu” II Rzeczypospolitej o. Maksymilan Kolbe oddał się z zapałem programowi „odżydowienia” Polski. Jak wielu innych tak i on rozumował, że dopóki Żydzi nie zanurzą głowy w chrzcielnicy, tak długo pozostaną (ekonomiczną) rysą na ciele polskiego narodu. To mu nie przeszkodziło jednak w 1940 roku w Niepokalanowie zainicjować akcji charytatywnej na rzecz Żydów i udzielać prześladowanym schronienia w klasztorze.

Istotniejsze jednak niż samo kontynuowanie intelektualnej debaty jest dotarcie do obojętnych wobec niej mas, skrytych za zawoalowanym w Polsce antysemityzmem. Dotarcie na poziom małych, lokalnych społeczności. Tak jak udało się to chociażby w Chmielniku.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...