Perpetuum mobile

Nie możemy tłumaczyć się, że życie na wysokich obrotach, stale w biegu, bez odpoczynku to wola Stwórcy wobec nas. Satysfakcja z wykonanej pracy, duma – to stan chwilowy, przemijający. Warto, 4/2008



– Mamo! Jesteś pracoholiczką! – słyszę od moich dzieci.
– Ależ skąd! – oponuję. Mam dużo obowiązków, dlatego mało śpię, jem „w biegu”.

Tyle czynności, spraw, krótka doba… Nie nadążam ze wszystkim. Co innego moja znajoma. Regularnie spotyka się z psychologiem, który uczy ją, jak pić ciepłą kawę. Jeżeli w ciągu najbliższych dwóch tygodni nie wypije 12 ciepłych napojów, nie ma po co przychodzić na kolejną wizytę. Taka umowa. Opowiadała mi, że przywiązuje filiżanki z kawą do swojej ręki i do ręki męża. W ten sposób jest zmuszona, by usiąść i wypić spokojnie i bez pośpiechu gorącą kawę. Okazało się, że obie prasujemy i oglądamy telewizję.

Ona mówi, że zna aktorów jedynie z głosu, ja chwalę się podzielnością uwagi, czasem zerkam na ekran, nie przypalając koszuli ani ręki. Lata praktyki robią swoje. No i jeszcze kubki – na jej półce stoją zwrócone uszkami w tę sama stronę, a u mnie pełna dowolność. Urlopy biorę krótkie, takie żeby się wyspać i poczytać. Nie wyobrażam sobie długiego urlopu. Jak żyć bez pośpiechu? Parę dni to jeszcze można wytrzymać. Niemiecki duszpasterz Uwe Steffen porównuje pracę ludzi do pracy konia lub muła.

Koń, zwierzę szlachetne i inteligentne, pracuje tak długo, dopóki nie zostanie wyprzęgnięty i nie zdejmie mu się chomąta. Nawet wtedy, kiedy praca przekracza jego siły, chociażby miała doprowadzić do śmierci. Muł, kiedy osiąga pewien stopień wyczerpania, kładzie się. Nie reaguje na dobre słowo ani na bicie. Nie można go skłonić, by poszedł dalej. Idealizujemy i heroizujemy postawę konia, który jest posłuszny swojemu jeźdźcowi bez względu na swoje naturalne ograniczenia.

Daje z siebie wszystko, poświęca się, ale zdarza się, że jego pan nie może już potem mieć z niego żadnego pożytku. Upartość muła ma swoje dobre strony. Zwierzę jest posłuszne instynktowi samozachowawczemu i zna granice swoich możliwości. Kieruje się instynktem bez względu na głos popędzającego. Nie da się zapędzić na śmierć. Jego pan nieraz jest zagniewany z powodu jego powolnej pracy, ale muł nie ginie pod jej ciężarem.

Czy jako ludzie znamy i przeczuwamy granice naszej odporności, wytrzymałości? Często ignorujemy symptomy fizycznego i psychicznego wyczerpania. Radość, że odkryliśmy w sobie perpetuum mobile jest krótkotrwała. Skutki życia w tej iluzji są bolesne, bywają nawet śmiertelne. Kto jest naszym bezlitosnym jeźdźcem? My sami, presja środowiska, szef w pracy, moda, styl życia? A może religia? Wypalamy się w pracy – służbie dla Boga?

W Biblii znajdujemy słowa o odpoczynku Boga od swoich dzieł (1. Mojżeszowa 2,3). Takie przykazanie otrzymaliśmy też od Niego. Nie możemy tłumaczyć się, że życie na wysokich obrotach, stale w biegu, bez odpoczynku to wola Stwórcy wobec nas. Satysfakcja z wykonanej pracy, duma – to stan chwilowy, przemijający. W Psalmie 90,10c jest napisane: „A to, co się ich chlubą wydaje, to tylko trud i znój”. Rytm pracy i odpoczynku – harmonię tych dwóch stanów w piękny sposób opisuje Jan Szczepański w książce Korzeniami wrosłem w ziemię.

Autor opisuje w niej swoje dzieciństwo na Śląsku Cieszyńskim w początkach XX wieku. W jednym z rozdziałów pisze: „Robota była miarą wartości człowieka, codziennym sprawdzaniem jego możliwości. […] Robota oznaczała także potwierdzenie wartości moralnej gazdy i jego rodziny. Człowiek robotny był człowiekiem dobrym. Bo robota stanowiła religijne przymierze z Panem. Człowiek robotny nie miał czasu na grzechy, jakie by one nie były.

Szanował także owoce swojego wysiłku zdobyte z boską pomocą i nie marnował ich na pijaństwo czy zbytki”. W innym rozdziale opisuje: „Odpoczynek to nagroda za ciężki trud. Nie może sobie tego wyobrazić ktoś, kto nie przeszedł przez pole z kosą przez czternaście godzin od szarzejącego świtu do czerniejącego zmroku i nie wracał do domu pod nieśmiałym migotaniem pierwszych gwiazd, zesztywniały w stawach i z bolejącymi mięśniami, a jednak pełen zadowolenia i dumy, jakiejś radości prawie religijnej, jakby wracał od spowiedzi i pokuty zarazem, obmyty i czysty, chociaż lepki od potu.

Bo dotrzymał jakiejś obietnicy, nigdy nie wypowiadanej, a jednak wiążącej, dotrzymywał przymierza z ziemią, która w trudzie zrodziła plon, a człowiek miał go w trudzie zebrać. Jeśli dotrzymał obietnicy, mógł odpocząć”. Pragnę przeżywać radość z poczucia dobrze spełnionej pracy i móc cieszyć się odpoczynkiem bez poczucia winy, że pozostało jeszcze tyle do zrobienia.

Danuta Mendroch – fizjoterapeuta



«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...