Polska i Ukraina: co po miesiącu miodowym?

Przez długi czas Polska i Ukraina, odkrywszy się nawzajem niby to na nowo, cieszyły się harmonią wzajemnej bliskości i widziały w sobie nawzajem raczej wykreowane w wyobraźni postacie niż swoje prawdziwe oblicza. Dzisiaj różowe okulary spadły i stało się jasne, że miesiąc miodowy dobiegł końca. Więź, 10/2009



Uznanie przez Polskę niepodległości Ukrainy w 1991 roku i ofiarne bronienie ukraińskich interesów narodowych bezsprzecznie świadczy o tym, że Polska uznała swoją międzywojenną politykę wobec Ukrainy za chybioną. Ale dzisiejsze partnerstwo nie działa wstecz. Analizując wydarzenia z lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku, zgłębiamy się w przygnębiającą atmosferę agresywnych narodowych egoizmów. Wydawać się może, że wszystkie narody Europy zostałby wtedy zakażone kultem siły i rozpychały się łokciami, chcąc zapewnić sobie przestrzeń życiową. Nie ma narodów bez winy, tak jak nie ma wagi, którą można by te winy zaważyć. Taką wagę ma w rękach jednie Pan Bóg i przed nim my wszyscy powinniśmy pochylić się w pokorze.

Nie mniej drażliwym i konfliktogennym dla polsko-ukraińskich stosunków pozostaje problem heroizowania tych, których druga strona uważa za złoczyńców. Stanowi to problem przede wszystkim dla Polski. Ukraina jest zbyt zajęta swoimi wewnętrznymi problemami i coraz większą agresją ze strony Moskwy, by przypatrywać się temu, jakie podejście do niej charakteryzowało historycznych bohaterów współczesnej Polski. Zdaje się, że Polska nie spotkała się z żadnym poważniejszym zarzutem ze strony Ukrainy, że czci żołnierzy Armii Krajowej, chociaż ci w historycznej pamięci Ukraińców kojarzą się z tragicznymi, antyukraińskimi akcjami.

Natomiast w polskiej świadomości sformułował się następujący sposób myślenia: skoro Ukraińcy oddają cześć żołnierzom UPA, to tym samym nie chcą wyznać winy tejże formacji za tragiczne w skutkach antypolskie akcje. Tym samym więc podejmują kroki nieżyczliwe wobec Polaków. I w żaden sposób ani polskim, ani ukraińskim dziennikarzom nie udaje się przekonać Polaków, że naprawdę nie czcimy żołnierzy UPA za etniczną czystkę na Wołyniu, tylko za opór przeciw hitleryzmowi i, co ma szczególne znaczenie, przeciwko reżimowi sowieckiemu. Gdyby nie UPA, to ja, były dysydent, nie miałbym kiedyś żadnego wzorca patriotyzmu, nie miałbym też skąd czerpać siły, która pozwoliłaby mi budować mój własny opór. Niemożliwe jest wyrzucenie UPA z historycznej pamięci Ukraińców (szczególnie tych z Galicji), nie uda się to nawet pod groźbą pogorszenia stosunków z Polską. Dlatego też ultimata stawiane przez polską stronę nie mogą przynieść niczego dobrego. W odpowiedzi wywołają jedynie ostre żądanie Ukraińców, aby Polska zrzekła się czczenia ukrainofobów. To zaś prowadzi nas w ślepą uliczkę.

Wszystkie te rozbieżności stanowią pokarm dla nieprzejednanych, sądzących, że zwycięży ten, który niezłomnie będzie stał na straży swojej prawdy. Na pozycji, którą charakteryzuje to, że nawet najmniejsza próba przyznania się do winy jest równoznaczna z kapitulacją przed wrogiem i zdradą interesów narodowych. W takim ujęciu o przebaczeniu antagoniście można mówić tylko wtedy, kiedy ten bezwarunkowo i bez względu na wszystko wyzna naszą wersję historii. Za życzliwą wobec Polski, Ukraina zostanie uznana tylko wtedy, gdy zgodzi się na polską interpretację wydarzeń historycznych – i odwrotnie. Czy po raz kolejny trzeba tłumaczyć Polakom i Ukraińcom, że taka zawziętość radykalnie zaprzecza Chrystusowemu kazaniu na górze?

Wygląda na to, że jednak trzeba. Jako że w tym przypadku stronom nie wystarcza proste wybaczenie. Od przeciwników oczekuje się nie pokajania się, które pozwala obu stronom odzyskać godność, a poniżenia, które tylko łechce honor nieprzejednanych. Właśnie dlatego na początku trzeciego tysiąclecia tak potrzebna była encyklika Benedykta XVI Caritas in veritate, która przypominała, że nie ma miłości bez prawdy i prawdy bez miłości.

Moim zdaniem, ta encyklika jest szczególnie ważna dla samego Kościoła. Były epoki, w których duchowieństwo obu naszych Kościołów uważało za swój duszpasterski obowiązek „święcenie noży”, którymi mściciele czynili zadośćuczynienie krzywdom zaznanym przez swoje narody. Nie osądzajmy ich surowo, jako że i my dopiero zbliżamy się do zrozumienia Bożej prawdy. Nie przenośmy jednak wzorców bohaterstwa z tamtych czasów na dzisiejsze. Dzisiaj Kościół nie tylko sam musi odrzucać logikę akcji odwetowych za doznane krzywdy, ale też powołany jest do tego, aby ustrzec swoich wiernych przed „sprawiedliwym” gniewem, którego początek tkwi w wyznaniu niby to oczywistej prawdy, a którego końcem jest zbrodnia przeciwko Bożej prawdzie i miłości.

Zatrzymać kamień Syzyfa!

Istnieją także pewne niebezpieczeństwa na szczeblu geopolitycznym, gdzie również można zaobserwować zmęczenie niezrealizowanymi oczekiwaniami. Dotyczy to oczywiście Polski, która już dwadzieścia lat, dbając o swoje interesy narodowe, mądrze broni także strategicznych interesów Ukrainy – czasem nawet bardziej niż sama Ukraina. Jest całkowicie normalnie, że Polska oczekuje od Ukrainy odpowiedniego odzewu za zajętą przez siebie pozycję (geopolitycznego partnerstwa).




«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...