Małżeństwo poza szablonem

Tygodnik Powszechny 11/2010 Tygodnik Powszechny 11/2010

Cenię sobie ideę małżeństwa jako zadania, które może udać się ciekawie zrealizować, jeśli się o to postaramy. Błędem natomiast jest myślenie, że małżeństwo trwa tak długo, jak nam jest przyjemnie.


To znaczy?

Dawniej im ktoś był starszy, tym miał większy autorytet. Największy prestiż miał senior rodu. W epoce tzw. preindustrialnej mądrość wynikała bowiem z doświadczenia. Teraz mądrość, a właściwie „mądrość praktyczna” wynika raczej z biegłości poruszania się po internecie. Dlatego 9-latek czuje się o wiele pewniej niż jego dziadek, który czasami prosi wnuka, żeby mu pomógł wysłać esemesa czy e-mail. Dawniej wiedza, władza i wiek były współzależne. Dzisiaj te trzy „w” się rozeszły. Największą wiedzę mają młodzi, władzę dzierży średnie pokolenie, a najstarsze jest marginalizowane.

Zmiany obyczajowe lepiej się obchodzą z kobietami, które w tradycyjnym modelu rodziny są dostarczycielem uczuć – zatem mogą się nie znać na internecie, by być nadal ważne dla swoich dorastających dzieci. Dramat ojca nastolatka polega dziś na jego detronizacji: staje się po prostu w jego oczach śmieszny, jeśli nie potrafi się poruszać w technoświecie.

Czy w psychoterapii argumentem za odbudowaniem małżeństwa może być świadomość, że łączy nas sakrament?

To fundamentalne pytanie: jakie jest miejsce religii w gabinecie psychoterapeutycznym? Terapeuci dzisiaj są coraz bardziej otwarci na wymiar duchowy. Jednak nie mają prawa pod żadnym pozorem narzucać czegokolwiek w tej sferze. Z drugiej strony, to tworzy kłopot, bo co ma zrobić terapeuta, jeśli ma poczucie, że religijność nadużywana jest przez jego pacjenta jako narzędzie opresji? W Polsce wciąż jest obecny patriarchalny model rodziny, co skutkuje kulturową opresją kobiety, usprawiedliwianą często właśnie odwoływaniem się do religii. Choćby: „żona ma być posłuszna mężowi”.

A czy jako terapeuta nie może Pan powiedzieć wprost: „zastanów się, chłopie, czy Bogu podoba się taka postawa”?

Zdarza się, że używam takiego argumentu, ale nie jestem teologiem, więc nie wolno mi go nadużywać. Kiedy zaś czuję, że mam do czynienia z tzw. neurotyczną religijnością, szukam wsparcia u fachowców od religii.

Czy zdrada nie jest sytuacją, w której pomocne byłoby odwołanie się do religijności?

Owszem, zarówno w tym sensie, że wierność ma swój urok, jak i w takim, że przebaczenie jest możliwe i potrzebne. Ale są to przecież argumenty nieobce także osobom niereligijnym.

Proponuje Pan przebaczenie w terapii po zdradzie?

Najpierw musi dojść do otwarcia gniewu – nie można go po prostu stłumić! Jeśli ktoś się sam odwoła do religii, to tym lepiej dla niego. Bo sam terapeuta nie ma prawa mówić: „Jezus zaleca wybaczać, więc też tak postępujcie”.

Logika wiary podpowiada jednak, żeby nie oglądać się wstecz, ale iść do przodu, bez rozdrapywania ran...

Jak się tak uda, to dobrze. Jest jeszcze inny problem. Ktoś po zdradzie pyta, czy ma o tym powiedzieć żonie w imię hasła: „prawda was wyzwoli”. Wtedy doświadczam rozdarcia. Zrobił jedno zło, a teraz chce się dopuścić kolejnego – przecież zrani taką informacją! Jeśli mogę sobie pozwolić na herezję, to powiem, że w tym przypadku prawda nie wyzwala. Radzę zatem: jak nabroiłeś, to teraz weź za to odpowiedzialność i sam podźwigaj wyrzuty sumienia. I jeśli taka osoba ma wolę zadośćuczynienia, to niech od teraz zadba o związek, a nie przynosi sobie ulgę.

Rozmawiali Joanna Bątkiewicz-Brożek i Artur Sporniak



Prof. dr hab. med. Bogdan de Barbaro, psychiatra, psychoterapeuta, jest kierownikiem Zakładu Terapii Rodzin Katedry Psychiatrii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...