Reakcje polityków na stwierdzenie, że multi-kulti poniosło klęskę, były odpowiednio emocjonalne. Przewodniczący partii Zielonych Cem Özdemir, syn tureckich emigrantów zarzucił Merkel i Seehoferowi, że odegrali „kiepską sztukę, by odwrócić uwagę od chaosu w debacie integracyjnej”.
W 1981 roku kolejny socjaldemokratyczny kanclerz – Helmut Schmidt – podczas konferencji prasowej stwierdził, że RFN nie jest i nie chce być krajem imigracyjnym. Jego zdaniem należało natychmiast zablokować przypływ nowych obcokrajowców. Rok później chadecki już rząd Helmuta Kohla zapisał podobne słowa w umowie koalicyjnej z liberalną FDP: „Republika Federalna Niemiec nie jest krajem imigracyjnym. Należy podjąć wszelkie humanitarnie dozwolone działania, by zapobiec napływowi obcokrajowców”[5]. Takim działaniem miała być między innymi ustawa wspomagająca finansowo obcokrajowców przy powrocie do ojczyzny (Rückkehrförderungsgesetz). Jak się jednak okazało, niewielu chciało z niej skorzystać. Krótko potem RFN skonfrontowana została z kolejną falą imigracyjną: od początku 1988 roku napływali przesiedleńcy z byłych krajów komunistycznych. Między 1988 a 1993 rokiem do Niemiec przyjechało m.in. 1,4 miliona Rosjan i 550 tysięcy Polaków[6]. W świetle prawa (ze względu na pochodzenie) byli Niemcami, ale de facto stanowili kolejny problem integracyjny: wielu z nich nie znało niemieckiego i tworzyło subkultury. Właściwie od 1955 do 1993 roku Niemcy nie miały wypracowanej spójnej polityki migracyjnej. Władza konfrontowana była wciąż z nową ludnością napływową i wciąż zaprzeczała – niezależnie od tego, czy krajem rządziła socjaldemokracja czy chadecja – jakoby Niemcy były krajem imigracyjnym.
Debatę o wielokulturowym charakterze społeczeństwa przyspieszyły tragiczne wydarzenia z początku lat dziewięćdziesiątych. W 1991 roku 32 osoby pochodzenia afrykańskiego zostały ranne po podpaleniu hotelu robotniczego we wschodnioniemieckim Hoyerswerda. Rok później w podpalonym tureckim domu w północnoniemieckim Mölln zginęła dwójka dzieci i ich babcia. W 1993 roku w podpalonym domu w Solingen śmierć poniosło pięć osób pochodzenia tureckiego. Do każdej ze zbrodni przyznają się neonaziści, ale w Hoyerswerda stało się jasne, że również część niemieckiego społeczeństwa nie radzi sobie z obcymi kulturami: niektórzy mieszkańcy miasteczka bili brawo na widok płonącego hotelu. Po takich wydarzeniach mnożyły się protesty ludności i akty solidarności z obcokrajowcami. Jednak dopiero w 1998 roku socjaldemokratyczny rząd Gerharda Schrödera przyznał, że „Niemcy są krajem imigracyjnym”.
Nie oznaczało to końca problemów z obcokrajowcami, lecz zmianę perspektywy patrzenia na nich we własnym kraju. Już w 1999 roku głośny stał się przypadek Fereshty Ludin. Niemka pochodzenia afgańskiego pozwała państwo niemieckie po tym, jak szkoła, w której nauczała, zakazała jej noszenia chusty. Trybunał Konstytucyjny uznał, że ze względu na ochronę wolności religijnej szkoła nie ma prawa zabraniać muzułmance noszenia chusty. Precedensowa sprawa Fereshty Ludin pociągnęła za sobą szereg kolejnych głośnych procesów. Pojawiły się pierwsze żądania francuskiego modelu państwa laickiego, w tym również likwidacji wszelkich symboli chrześcijańskich ze szkół i urzędów.
W 2000 roku kanclerz Gerhard Schröder wprowadził tzw. niemiecką „zieloną kartę” i zaprosił 20 tysięcy specjalistów z branży komputerowej do pracy w Niemczech. Ten gest otwarcia ostro skrytykowała opozycja. CDU twierdziła, że zamiast sprowadzać nowych pracowników do Niemiec, rząd powinien zadbać o wyszkolenie własnej kadry specjalistów. Rząd Schrödera jako pierwszy w historii Niemiec w 2005 roku wprowadził ustawę dotyczącą integracji obcokrajowców. Pierwszy raz uregulowane zostały nie tylko ich obowiązki, ale i prawa. Ustawa ta zmodyfikowana była jeszcze raz przez rząd Angeli Merkel w 2010 roku. Wcześniej jednak debatę o integracji znów przyśpieszyły tragiczne wydarzenia.
W 2005 roku w Berlinie zamordowana została Hatun Sürücü. Zginęła z rąk własnych braci, którzy nie godzili się na jej przemianę życiową. 23-letnia Turczynka kurdyjskiego pochodzenia postanowiła bowiem zerwać ze swoją rodziną, która zmusiła ją wcześniej do małżeństwa w Turcji. Wynajęła własne mieszkanie w Berlinie i zdjęła chustę. Jej zamordowanie wywołało w Niemczech nową debatę o wartościach i fundamentach tego społeczeństwa. Chadecja powoływała się na wartości kultury zachodniej, w tym wartości chrześcijańskie; socjaldemokraci i lewica odrzucili taką formułę, argumentując neutralnością państwa. Idąc tym tropem, lewicowy senat Berlina wprowadził obowiązkowe lekcje etyki w klasach licealnych. Miała ona być pomocą w zrozumieniu społecznych zasad dla wszystkich grup etnicznych. Przedmiot ten wprowadzony został jednak kosztem dotychczas nauczanej religii, która zniknęła z planów lekcji. W tym samym roku nauczyciele berlińskiej szkoły „Rütli” w otwartym liście poprosili lokalne władze o pomoc: bali się przyjść do pracy, bo w ich szkole panowała przemoc i handel narkotykami. Publiczna kapitulacja nauczycieli szkoły, w której prawie 98% uczniów to obcokrajowcy – głównie tureckiego i arabskiego pochodzenia – stała się kolejnym pretekstem do burzliwej debaty na temat integracji w Niemczech.
Długą historię dorastania do debaty migracyjnej w Niemczech można zakończyć właśnie na roku 2006. Rząd Angeli Merkel zwołał pierwszy tzw. szczyt integracyjny, w którym wzięli udział przedstawiciele różnych grup etnicznych zamieszkałych w Niemczech. W tym samym roku po raz pierwszy – również pod opieką rządu – zorganizowana została Konferencja islamska dla środowisk muzułmańskich.
Co dziś znaczy być Niemcem
Ten przekrój przez niemiecką politykę integracyjną pokazuje, że była ona zawsze – niezależnie od opcji politycznej – zachowawcza, tzn. każdy polityczny krok był reakcją na wydarzenia w społeczeństwie, a nie efektem politycznej wizji. Jeśli tak zdefiniować polityczny projekt multi-kulti, to rzeczywiście mniej więcej od 2006 roku niemieccy politycy są świadomi jego porażki (perspektywa chadecji) lub też palącej potrzeby jego modyfikacji (perspektywa socjaldemokracji i Zielonych). Ale tu zaczyna się nowy spór o definicję niemieckiego państwa wielokulturowego.
[5] Zuwanderung und Integration, Landeszentrale für politische Bildung Baden-Württemberg, 56. Jahrgang, Heft 4/2006, s. 205.
[6] W 2009 roku w Niemczech żyło ok. 3 mln osób pochodzenia tureckiego, 2,9 mln osób pochodzenia rosyjskiego, 1,5 mln osób pochodzenia jugosłowiańskiego i 1,5 mln osób pochodzenia polskiego. Bundesamt für Statistik, Pressemitteilung Nr. 248, 14 lipca 2010 r.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.