Wielkie mi gadżety. Trochę bielizny, kilka kremów i gra, a Ci tu robią z tego aferę. A tymczasem Szansa Spotkania to i tak najlepsza portal katolicki o seksie. Niestety ks. Marek wyraźnie dystansuje się od ujęcia seksu tak jak to zrobił O. Knotz.
"Niektórzy pytają: na co możemy sobie pozwolić, by to nie było już grzechem? – To mentalność przegranych. Ludzie mądrzy pytają Boga i ludzi o to, co jeszcze mogą uczynić, aby kochać bardziej niż dotąd." Proszę Autora: tą mentalnosc najcześciej zawdzięczają ci ludzie (na pewno nie przegrani!!! ale w oczach Autora niestety juz tak...)- zawdzieczaja mentalnosci tych duchownych, którym samo słowo "seks" ledwo przechodzi przez gardło... Bo miłość małżeńska ma swa intuicję (swe sumienie małzeńskie!), małżeństwo to Sakrament! - Nie moge sie nadziwić, że osoby zyjące i ślubujące celibat, chcą małżonków szczegółowo pouczać jak i kiedy i ile razy i czy z otwarciem na płodność (przecież rodzimy i wychowujemy dzieci!) czy "jedynie" na wyrażenie małzeńskiej miłości poprzez akt seksualny... Bo "bycie jednym ciałem" to istota małzeństwa, a tu w artykule podany jest przykład, że jedna pani unikała współżycia z meżem przez rok, a on heroicznie znosił tę sytuację - i chawli sie tu go, że cierpiał, bo kochał żone. I trzeba go chwalić, ale trzeba postawić pytanie, czy ta żona go kochała?!!! Myślę, że jeśli dzisiaj rozpadaja się zwiazki małzeńskie to nie z "nadmiaru" współzycia, ale z jego, z biegiem lat w małzeństwie, wręcz zanikiem. Dużo by tu pisać, nie czas i miejsce, ale może wyrażę jedynie taka osobistą refleksję: żyjąc w udanym małżeńskim związku i czerpiąc radosć z bycia "jednym ciałem" z współmałżonkiem nie umiałabym pouczać osoby żyjące z wyboru( i mam nadzieje też z pragnienia)tak autorytatywnie, jak najlepiej wytrwać w swym stanie do końca, jak autorytatywnie i "nieomylnie" poucza sie małzonków z ambon i konfesjonałów. Najgorzej jak mentalnosć "bezżennych" chce się "przemycić" do powołania małżeńkiego, a jakie są skutki gdy jest na odwrót to wiadomo - wtedy dopiero jest prawdziwa przegrana... (to a propos "mentalnosci przegranych" z tekstu artykułu...)
Dziewiecki:
Współżycie seksualne jest chyba spontaniczne?
– Tak, ale wyłącznie wtedy, gdy jest przejawem popędu czy pożądania, a nie miłości.
Małzonkowie -spontaniczność odmaszerowac:)
Jesli spontanicznie to raczej bez modlitwy...................
Kolejny cytat;
Małżonkowie czyści współżyją wyłącznie wtedy, gdy jest to wyrazem ich wzajemnej miłości, a nie popędu czy potrzeb emocjonalnych.
Konia z rzedem temu kto potrafi to odzielić.
Kontynuując:)
Dojrzali małżonkowie mają lepszą alternatywę: poznają cykl płodności i potrafią świadomie kierować seksualnością
Domyslam sie, ze to swiadome kierowanie to abstynecja i naturalne metody.
Cykl ma to do siebie,ze wraz z dojrzaloscia zaczyna( że sie tak wyrazę kolokwialnie) ,,przejrzewac i rozchwiewac"
– To mentalność przegranych. Ludzie mądrzy pytają Boga i ludzi o to, co jeszcze mogą uczynić, aby kochać bardziej niż dotąd."
Proszę Autora: tą mentalnosc najcześciej zawdzięczają ci ludzie (na pewno nie przegrani!!! ale w oczach Autora niestety juz tak...)- zawdzieczaja mentalnosci tych duchownych, którym samo słowo "seks" ledwo przechodzi przez gardło... Bo miłość małżeńska ma swa intuicję (swe sumienie małzeńskie!), małżeństwo to Sakrament! - Nie moge sie nadziwić, że osoby zyjące i ślubujące celibat, chcą małżonków szczegółowo pouczać jak i kiedy i ile razy i czy z otwarciem na płodność (przecież rodzimy i wychowujemy dzieci!) czy "jedynie" na wyrażenie małzeńskiej miłości poprzez akt seksualny...
Bo "bycie jednym ciałem" to istota małzeństwa, a tu w artykule podany jest przykład, że jedna pani unikała współżycia z meżem przez rok, a on heroicznie znosił tę sytuację - i chawli sie tu go, że cierpiał, bo kochał żone. I trzeba go chwalić, ale trzeba postawić pytanie, czy ta żona go kochała?!!! Myślę, że jeśli dzisiaj rozpadaja się zwiazki małzeńskie to nie z "nadmiaru" współzycia, ale z jego, z biegiem lat w małzeństwie, wręcz zanikiem.
Dużo by tu pisać, nie czas i miejsce, ale może wyrażę jedynie taka osobistą refleksję: żyjąc w udanym małżeńskim związku i czerpiąc radosć z bycia "jednym ciałem" z współmałżonkiem nie umiałabym pouczać osoby żyjące z wyboru( i mam nadzieje też z pragnienia)tak autorytatywnie, jak najlepiej wytrwać w swym stanie do końca, jak autorytatywnie i "nieomylnie" poucza sie małzonków z ambon i konfesjonałów.
Najgorzej jak mentalnosć "bezżennych" chce się "przemycić" do powołania małżeńkiego, a jakie są skutki gdy jest na odwrót to wiadomo - wtedy dopiero jest prawdziwa przegrana... (to a propos "mentalnosci przegranych" z tekstu artykułu...)