W jednej z najważniejszych spraw dla przyszłości świata, Kościół w Polsce praktycznie oddał pole garstce świeckich desperatów.
Idea jest prosta: wyjść poza obecne w mediach tematy, które dzielą – kwestię aborcji, eutanazji czy homoseksualizmu – i porozmawiać o fundamentach. O przeznaczeniu człowieka, o dobru i złu, roli miłości i sensie cierpienia.
11-12 października kolejna odsłona „Dziedzińca pogan” odbyła się w Bukareszcie pod hasłem „Humanizm i duchowość”. Z kolei 14-15 listopada w stolicy postkomunistycznej Albanii, Tiranie, wierzący i niewierzący zastanawiać się będą nad tematem: „W co wierzy ten, kto nie wierzy?” (takim tytułem opatrzona została głośna w latach 90. debata między kard. Carlo Marią Martinim a Umberto Eco). Na rok 2012 Papieska Rada ds. Kultury zapowiedziała spotkania w Sztokholmie o dialogu w kulturze inspirowanej przez luteranizm, w Palermo o islamskim kontekście kultury, a w Mediolanie – o duchowości ateisty. Chęć zorganizowania „Dziedzińca pogan” zgłosiły także takie miasta jak Moskwa, Praga i Waszyngton.
Warunki dialogu
W przesłaniu do młodzieży zgromadzonej przed katedrą Notre-Dame podczas paryskiego „Dziedzińca pogan” Benedykt XVI mówił o braterskiej wspólnocie między wierzącymi i niewierzącymi, w której każdy mógłby się rozwijać zgodnie z własnym sumieniem. „Jednym z powodów zaistnienia Dziedzińca Pogan jest działanie na rzecz tej wspólnoty ponad przekonaniami, ale nie negując różnic” – wyjaśniał Papież.
Specyfikę dialogu między wierzącymi i niewierzącymi wyznaczają owe różnice. By dialog mógł przynieść owoce, oprócz zwykłych warunków uczciwej rozmowy (szacunku dla rozmówcy, przejrzystych motywów, pokonania uprzedzeń i autentycznego zainteresowania), wymaga sprecyzowania różnic, a więc zdania sobie sprawy, czym jest wiara. A jak wiadomo, nawet wśród wierzących wiara jest różnie pojmowana. W dialogu nie chodziłoby o rozumienie powierzchowne – kulturowe, tylko o najbardziej głębokie, by od razu ograniczyć możliwe nieporozumienia.
Wiara na najgłębszym egzystencjalnym poziomie jest świadomością ostatecznej bezradności i niewystarczalności człowieka w świecie materialnym bez otwarcia na pomoc „z zewnątrz”. W przeżyciu pewnego rodzaju oświecenia człowiek może zdać sobie sprawę z uzależniania się od biologicznych i pierwotnych skłonności, które przeciwstawiają się jego duchowym aspiracjom. Tym jest religijne nawrócenie (możemy zauważyć, że modelem dla tak przeżywanej religijności może być np. doświadczenie zdrowienia w programie „dwunastu kroków”, opracowanym przez prekursorów ruchu Anonimowych Alkoholików).
Nie należy się zatem łudzić, że dialog między wierzącym i niewierzącym prowadzony jest z równych pozycji, w sensie takim jak sportowa rywalizacja, w której zwycięża lepszy. Dialog nie jest walką i nie o pokonanie rywala chodzi. Rozmawiający nie są przeciwnikami i przestają być też wrogami, jeśli wcześniej tak się określali – to pierwsza i być może najważniejsza zaleta dialogu oraz wystarczające jego uzasadnienie. W tym sensie Emmanuel Levinas nie do końca miał rację, że twarz Innego stanowi sama z siebie moralne wezwanie: przerażona albo nienawistna twarz wroga odczłowiecza sytuację spotkania, prowokuje do zadania ciosu. Dopiero wypowiedziane i usłyszane słowo, a w konsekwencji – rozmowa przywraca człowieczeństwo i międzyosobowy wymiar tej relacji.
Wierzący w porównaniu z niewierzącym jest pesymistą co do własnych możliwości człowieka, natomiast z powodu wiary w transcendentną pomoc – optymistą co do ostatecznej sytuacji człowieka. Niewierzący może, choć nie jest powiedziane, że musi, mieć z tą ostateczną perspektywą problem. Natomiast zwykle przecenia doczesne zdolności człowieka. Ponadto niezrozumiała dla niego perspektywa wiary często jawi mu się jako dziwactwo. Stąd zabójcza dla dialogu pokusa ironii ze strony niewierzącego.
Z kolei niebezpieczeństwem dla wierzących jest odruch popadania w iście lekarski paternalizm wobec niewierzących i pokusa swoistej władzy: „My, w przeciwieństwie do was, wiemy, co wam dolega, i mamy na to lekarstwo, warunkiem waszego uzdrowienia jest (bagatela!) podporządkowanie się naszym zaleceniom”. Taka postawa musi budzić irytację, bez względu na to, jak precyzyjnie opisuje rzeczywistość. Wierzący nieustannie muszą pamiętać, że wiara jest łaską, a prawdziwy lekarz jest tylko jeden. Wiara nie daje żadnych przywilejów, prócz owego optymizmu, który powinien samoistnie z wierzących promieniować. Zrazu nie nakłada także żadnych obowiązków misyjnych – nie ma nic bardziej zniechęcającego do rozmowy, jak neoficka gorliwość (zauważmy, że o powołaniu do pomagania innym mówi dopiero ostatni, „dwunasty krok” programu wychodzenia z uzależnień).
Łatwo również pomylić wiarę z mocą i poczuciem bezpieczeństwa, jakie socjologicznie daje sama wspólnota wiary. Jest nas dużo – im więcej, tym bardziej bezmyślnie czujemy się silniejsi, i tym samym dialog staje się ideą coraz bardziej efemeryczną.
***
Przebywający niedawno w Polsce na kongresie biblijnym przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury został zapytany przez redaktora naczelnego „Więzi” Zbigniewa Nosowskiego o możliwość zorganizowania „Dziedzińca pogan” w Polsce. Ideę, jako bardzo u nas potrzebną, wsparł szef Katolickiej Agencji Informacyjnej Marcin Przeciszewski. Kard. Gianfranco Ravasi odpowiedział, że inicjatywa pozostaje w gestii lokalnego Kościoła. Pytanie padło w siedzibie metropolity warszawskiego i – jak powiedział „Tygodnikowi” Nosowski – zostało życzliwie przyjęte przez przedstawicieli gospodarza. Ze swej strony naczelny „Więzi” zapowiedział konkretne działania.
Do chwili zamknięcia tego numeru „TP” nie uzyskaliśmy odpowiedzi od biskupa Meringa na pytanie, czy Komitet ds. Dialogu z Niewierzącymi jest zainteresowany takim pomysłem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.