Zbawiciel obiecał, że Kościół będzie trwał. Tymczasem z historii i własnego doświadczenia znamy Kościół, który się chwieje, i to już od dwóch tysięcy lat…
W końcowych artykułach Składu apostolskiego spotykamy się z czymś zaskakującym. Mamy przecież do czynienia z wyznaniem wiary. A właściwym przedmiotem i podmiotem tej wiary jest Bóg w Trójcy Jedyny. I nagle po omówieniu tegoż objawienia, po wyznaniu wiary w Ojca, Syna i Ducha Świętego dodajemy, że wierzymy również w Kościół święty.
Paradoksy wiary
Z jednej strony jest to dziwne, gdyż Kościoła przecież nie możemy postawić na równi z Osobami Boskimi. Z drugiej – jest on w tymże wyznaniu wyraźnie ukazany właśnie jako obiekt naszej wiary. Przywykliśmy, że w Boga wierzymy – tzn. nie widzimy Go, nie jest On dla nas ewidentny tak jak rzeczywistość stworzona. Kościół tymczasem jest czymś widocznym. Jednakże gdyby się głębiej zastanowić, to przecież wierzymy zarówno w Boga, jak i w to wszystko, czego On dokonał i co objawił nam w Jezusie Chrystusie, a to objawienie było właśnie namacalne. Apostołowie świadczyli przecież, że dotykali Chrystusa – Boga-Człowieka, a w Nim objawiło się życie.
Zatem Kościół, podobnie jak Chrystus Pan, ma naturę widzialną, ale skrywa też w sobie Boską tajemnicę. Kościół jest Bosko-ludzki. Nie jest jedynie instytucją. Kiedy myślimy o Kościele wyłącznie jako o instytucji lub wspólnocie wierzących, to dajemy tym samym wyraz naszej niewiary. Kościół to coś więcej. To „coś” objawia się na jego namacalnym obliczu.
Jesteśmy najbliżej tej tajemnicy Kościoła, kiedy właśnie wyznajemy jego świętość. Kościół jest święty, chociaż jako rzeczywistość namacalna przekonuje nas o tym, że jest także grzeszny. A jednak pomimo doświadczeń grzechów ludzi należących do Kościoła wyznajemy wiarę w jego świętość. Co to właściwie oznacza?
Zrodzeni w Kościele
W tym miejscu dotykamy natury Kościoła. Otóż Kościół to nie tylko społeczność ludzi oświeconych tą samą wiarą. Kościół nie jest zbiorem jednostek uczestniczących w tych samych obrzędach. Dzisiaj teza o tym, że Kościół jest przede wszystkim wspólnotą, jest bardzo popularna. Jesteśmy skłonni powtarzać, że Kościół to my. Prawda jednak jest nieco odmienna. My nie tworzymy Kościoła – jego tożsamość i istota naprawdę nie zależą od nas i nie są przez nas kreowane. My do Kościoła należymy. Jesteśmy jego cząstką. Przez sakramenty zostaliśmy do niego wcieleni. Oznacza to, że Kościół nie jest „produktem” chrześcijan, nie wyłania się z tożsamości katolików, ale że to katolik rodzi się z Kościoła i w Kościele. W pewnym sensie wierzący są owocem Kościoła. To Kościół rodzi nas, a nie my – Kościół.
W praktyce zadaje to kłam coraz częściej spotykanemu przekonaniu, jakobyśmy mieli wpływ na kształtowanie nowego oblicza Kościoła. Nie. To Kościół kształtuje oblicze nowego człowieka. Jeszcze bardziej nie mamy wpływu na kształtowanie wiary Kościoła. Wiara jest czymś należącym do Kościoła, a my tę wiarę od Kościoła przyjmujemy.
Kościół zatem nie jest czymś od nas zależnym, ale to my jesteśmy zależni od niego. Z tego też wynika, że Kościół jest czymś większym od człowieka, a nawet od całej społeczności wierzących.
Oblubienica Chrystusa
Apostołowie często wyrażają się o Kościele nie jako o grupie wierzących, ale jako o oblubienicy Chrystusa. Jednocześnie o Kościele mówią jak o Mistycznym Ciele Chrystusa. Św. Paweł jest przeświadczony, że patrząc na Kościół, patrzy na żywego i obecnego Chrystusa, który ożywia wierzących. Daje nam również rozwiązanie, jak pogodzić te dwa obrazy – oblubienicy i Ciała Chrystusa. W Liście do Efezjan, nawiązując do Księgi Rodzaju, przywołuje ustęp o mężczyźnie, który opuszcza swoich rodziców i łączy się ze swoją żoną tak, że nie ma już dwoje, ale stanowią jedno ciało. Zaznacza przy tym, że to wielka tajemnica (por. Ef 5, 31-32).
I w momencie, kiedy już jesteśmy skłonni myśleć, że Apostoł mówi o sakramencie małżeństwa, św. Paweł dodaje, że mówi to w odniesieniu do Chrystusa i Kościoła. Zatem Kościół stanowi nie tylko grupę wierzących, lecz także jest osobą – oblubienicą, za którą Chrystus umiera i którą poślubia tak ściśle, że stanowi już rzeczywiście z nią jedno ciało! Dlatego my, kiedy należymy do Kościoła, to jesteśmy w jej ciele – i przez Boskie zaślubiny zostajemy włączeni do Ciała Chrystusa.
Być w Kościele znaczy poddać się tej wyższej tożsamości i być rodzonym na wzór Chrystusa – stawać się coraz bardziej Nim, stapiać się z Jego tożsamością – stawać się synami w Synu. Być zaś wobec Kościoła, to znaczy być wobec Chrystusa. I do tego przekonuje nas wiara – ona sprawia, że na obliczu Kościoła dostrzegamy autentyczne oblicze Chrystusa. Dlatego absurdalne jest twierdzenie, że można kochać Chrystusa, lecz nie kochać Kościoła. Kto nie kocha Kościoła, ten też nie kocha Chrystusa – gdyż stanowią oni jedno.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.