Apostoł Afryki

Posłaniec Serca Jezusowego 11/2011 Posłaniec Serca Jezusowego 11/2011

W roku setnej rocznicy urodzin ks. kard. Adama Kozłowieckiego warto przypomnieć tego niezwykłego Apostoła Afryki o sercu bez granic.

 

Powołanie do zakonu jezuitów zawdzięczał św. Stanisławowi Kostce SJ (1550-1568). To właśnie z jego pomocą zdołał pokonać wszelkie przeszkody na drodze do zakonu, a zwłaszcza opór ojca, który wiązał z nim swoje plany i zdecydowanie sprzeciwiał się decyzji syna o wstąpieniu do Towarzystwa Jezusowego. Kiedy dopiął swego i został przyjęty do jezuitów, czuł się szczęśliwy.

Adam Kozłowiecki – bo o nim mowa – był bez wątpienia człowiekiem o wielkim sercu. Urodził się w 1911 r. w zamożnej rodzinie ziemiańskiej, jednak nigdy nie wynosił się ponad innych. W zakonie kształtował swoje serce w szkole duchowości św. Ignacego Loyoli. Chętnie odmawiał Litanię do Najświętszego Serca Pana Jezusa i pragnął, aby Jezus uczynił jego serce według Serca swego. Takie serce otrzymał, a w jego kapłańskiej posłudze bez trudu można było dostrzec żywą miłość Boga i bliźniego.

Dnia 10 listopada 1939 r. został aresztowany przez gestapo wraz z 24 współbraćmi zakonnymi z kolegium krakowskiego. Najpierw trafił na krótko do więzienia na Montelupich w Krakowie. Potem był hitlerowski obóz pracy w Wiśniczu, a następnie obozy koncentracyjne w Auschwitz i Dachau koło Monachium. Kiedy go wieziono do Auschwitz, przez okno pociągu dostrzegł krakowski kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa. Widok ten wzbudził w nim myśli: W kościele tabernakulum, a w nim ten sam Jezus, który przed dwudziestu laty tu mnie po raz pierwszy przygarnął do swego Serca. Teraz też tam jest, wie o nas, pamięta o nas, czuwa nad nami i może pozwoli nam tu jeszcze powrócić... Zdaje się, że wszyscy przeżywamy to samo, wszystkich ściska za serce. Wszyscy milczą, mają dziwnie surowe i poważne twarze...

W niemieckich więzieniach i obozach koncentracyjnych często modlił się m.in. słowami: Najświętsze Serce Jezusa, ofiaruję Ci dzisiaj wszystkie moje modlitwy, sprawy, prace i krzyże, i to stanie na tym placu, jako wynagrodzenie za wszystko zło, za grzechy moje i tych, co nas tu dręczą... Łączę je z Twoim krzyżem, z Twoimi intencjami. Naucz mnie, Panie, pełnić wolę Twoją... O tak, Panie! O tak! Tam też zajaśniała wielkość jego serca. Nie tylko pomagał innym, ale był wyrozumiały wobec ludzkich słabości. Po wyzwoleniu nie chciał zemsty, ale sprawiedliwości. Mówił: Za dużo widziało się uwarunkowań, sytuacji, przymusów, które tłumaczyły w części przynajmniej niektóre okropności obozowe. Ogromne zło woła o ogromne miłosierdzie, o ogromne współczucie. Ale i o sprawiedliwość.

Podobnie jak inni więźniowie, swoje wyzwolenie z obozu w Dachau 29 kwietnia 1945 r. uznał za cudowne. Po prawie sześciu latach spędzonych w więzieniach i obozach koncentracyjnych pytał: Kiedyż prawo, a nie przemoc, miłość, a nie nienawiść, poszanowanie, a nie pogarda, i wolność od strachu – zapanują wśród ludzi? Wybitni mężowie stanu zdobyli się na stwierdzenie, że jeśli chce się raz na zawsze położyć kres tym strasznym zbrodniom, należy wrócić do zasad Chrystusowych. Ale od słów do czynu droga daleka. Swoje doświadczenia obozowe opisał w książce Ucisk i strapienie. Pamiętnik więźnia 1939-1945 (I wyd. 1967, Kraków WAM).

Po wyzwoleniu trafił do kolegium jezuitów niemieckich w Pullach, a stamtąd udał się do Rzymu. Po rozmowach ze współbraćmi i ojcem duchownym doszedł do przekonania, że wolą Bożą jest, aby nie powrócił do ukochanej Ojczyzny, o której śnił w obozach koncentracyjnych, lecz – zgodnie z sugestią wikariusza generalnego Towarzystwa Jezusowego – udał się na misje do Rodezji Północnej (obecnie Zambia). Decyzja udania się na misje do Afryki kosztowała go wiele. Podjął ją, ponieważ uważał, że z jego strony będzie to akt wdzięczności wobec Boga za łaskę przetrwania piekła obozów.

W roku 1946 rozpoczął swoją pracę misyjną w Rodezji. Na początku mianowano go kierownikiem szkół w Kasisi. Wkrótce potem doszły nowe liczne i różnorodne obowiązki i zadania. Natychmiast rozpoczął wizytację placówek misyjnych, pokonując drogi w buszu na rowerze. Nie tylko odprawiał Msze św. i spowiadał, udzielał chrztu i przygotowywał katechumenów do tego sakramentu, organizował kursy religijne dla katechetów, rozdawał angielskie broszury, czasopisma i religijne książki, budował nowe szkoły, sierocińce, szpitaliki, kościoły i kaplice, ale także kupował kukurydzę i fasolę, by rozdawać je wśród ludności, zwłaszcza w okresie głodu spowodowanego przez suszę. Nie przechodził obojętnie wobec ludzkiej biedy i nędzy, zarówno tej materialnej, jak i duchowej. Wobec chorych nierzadko wykonywał posługę pielęgniarza.

Podobnie jak św. Paweł stał się wszystkim dla wszystkich. W listach do przyjaciół prosił o modlitewne wsparcie: W Sercu Bożym jedyna nadzieja. Módlcie się mocno, bo mi jakoś bardzo na tych okolicach zależy! Z powodu braku nowych misjonarzy, którzy mogliby rozwinąć działalność misjonarską, odczuwał ból: Serce nam się kraje na myśl o tym, co można by zrobić, a czego się nie robi, bo jest nas za mało! Nie miał wątpliwości, że na misjach, którym poświęcił przeszło 60 lat życia i ofiarnej pracy, nie chodzi przecież o nic innego i to absolutnie nic, tylko o chwałę Bożą i dobro tych dusz, które nam powierzono i których zbawienie żąda od nas ofiary serca...

Kard. Adam Kozłowiecki ostatnie lata spędził jako zwykły wikary na skromnej misji w Mpunde. Zmarł 28 września 2007 r. w szpitalu w Lusace. Został pochowany przy tamtejszej katedrze.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...