Polityka w muzeum

Znak 4/2012 Znak 4/2012

Większość polskich muzeów przypomina skamieliny. Nowoczesne społeczeństwo potrzebuje żywej instytucji, która będzie mu towarzyszyła w krytycznym namyśle nad przeszłością i teraźniejszością

 

Demaskowaniu tego, jak konstruowane są narracje wystaw dawnej sztuki miały, według Pana, służyć interwencje współczesnych artystów w ekspozycje dzieł historycznych. Czy w koncepcji muzeum krytycznego ważniejsza jest polityka czy sztuka?

Każda aktywność społeczna ma swój wymiar polityczny. Oczywiście możemy patrzeć na sztukę z innego punktu widzenia, ale musimy mieć świadomość, że jako akt społeczny łączy się ona z polityką. Tak było, jest i będzie. W latach 20. XIX w. Delacroix tworzył w przestrzeni politycznej i tak jest interpretowany obecnie. Nie ma alternatywy między sztuką a polityką.

Czy sztuka krytyczna nie starzeje się zbyt szybko? Gdy widzę obraz przywołanego przez Pana Delacroix, to choćbym nie znał wszystkich okoliczności jego powstania, będzie on we mnie budził większe zainteresowanie niż wiele prac z nurtu sztuki krytycznej sprzed 10-15 lat, które wydają się zdezaktualizowaną publicystyką.

Moje akurat nie. Nie uważam, że sztuka lat 90. się przedawniła, ponieważ problemy, które poruszała, są w dalszym ciągu aktualne. Rzecz w tym, że na szczęście wzbudza ona mniejsze niż wówczas negatywne emocje. Społeczeństwo się rozwija. Nie ma już tylu interwencji polityków. Nieliczni, którzy próbowali wykorzystywać twórczość artystyczną do robienia kariery, wypadli z głównego nurtu życia publicznego.
Siła sztuki polega na tym, że wywołuje debatę. Jeśli obraz nadaje się jedynie do powieszenia nad łóżkiem (zwłaszcza akt w sypialni), jest dla mnie mało interesujący. Kurator czy dyrektor muzeum powinni stworzyć ramy instytucjonalne dla dyskusji.

Mniejsze kontrowersje wynikają chyba także z terapii, jaką społeczeństwo przeszło m.in. pod wpływem sztuki krytycznej.

Tak, ale w Krakowie nadal protestuje się w związku z wystawą Kozyry, co w Warszawie nikomu nie przyszłoby do głowy. To uznana artystka, na ekspozycji nie było elementów skandalizujących.

Krakowscy działacze katoliccy oburzyli się m.in. Łaźnią. Także kurator wystawy Ars Homo Erotica Paweł Leszkowicz pisał kilka lat temu, że filmowanie nagich ludzi bez ich zgody jest odzieraniem z intymności.

Jego zdaniem twórca powinien trzymać się pewnych standardów moralnych i chodziło mu także o Artura Żmijewskiego. Artysta ryzykuje nie tylko w sensie prawnym (to jest właściwie najmniej istotne). Największe ryzyko to naruszenie norm etycznych. Czy twórca może nam przekazać pewne idee bez ich przekraczania? Raz może, innym razem nie. Rozumiem obawy Leszkowicza, ale z drugiej strony on nie rozumie, że transgresja służy ukazaniu treści, jakie nie dają się pokazać w innej formie.
Radykalizm służący wyłącznie sensacji, pieniądzom, nie jest nic warty. Ale jeśli przekazuje istotne z perspektywy naszego myślenia o współczesności treści, to artysta nie ma innego wyjścia: musi ryzykować. Czasem przegrywa. Jestem jednak pewien, że Kozyra nie przegrała. Krytyczny ładunek jej sztuki odniósł sukces. Dzięki Łaźni jesteśmy lepiej wyedukowani.

Protesty w Krakowie odbieram jako skorzystanie z przysługującemu każdemu obywatelowi prawa do wyrażenia swojego zdania. Wystawa nie została zmieniona czy zamknięta. Inaczej stało się w Berlinie, gdzie oburzony pracą Żmijewskiego Berek członek gminy żydowskiej interweniował u dyrektora Martin-Gropius-Bau, a ten zdjął ją z wystawy [film pokazuje grupę nagich ludzi grających w berka w komorze gazowej – przyp. red.]. Na Uniwersytecie Humboldtów chcieliśmy zorganizować debatę na ten temat, jednak dyrektor Gereon Sievernich odmówił w niej udziału, pomimo przyjęcia zaproszenia przez protestującego Hermanna Simona z Centrum Judaicum, który powiedział nam zresztą, że wcale nie postulował zdjęcia pracy z wystawy. Wyrażał tylko swój negatywny pogląd, do czego naturalnie miał prawo.

W Krakowie odbyła się debata o Kozyrze.

I bardzo dobrze. Jeśli ktoś przychodzi do dyrektora i mówi, że nie podoba mu się jakieś dzieło, to obowiązkiem dyrektora nie jest zdejmowanie pracy ze ściany, lecz zorganizowanie debaty. Na tym polega krytyczna funkcja instytucji. To dobrze, że ludzie mają różne zdania, protestują, spierają się. Polskie społeczeństwo przeszło edukację artystyczną w poprzedniej dekadzie, nie jest już nadwrażliwe. To sukces sztuki krytycznej i instytucji, które ją wspierają.

Brzmi to jak wyznanie wiary w polityczne zaangażowanie sztuki.

Jestem przekonany, że ona zmienia społeczeństwo. Do polskiego parlamentu został ostatnio wybrany lider ruchu gejowskiego oraz osoba transpłciowa, co było nie do wyobrażenia w latach 90.

Z niedawnej historii znamy wiele przykładów, kiedy zaprzęgnięcie sztuki w służbę polityki przynosiło opłakane efekty.

Bliska jest mi definicja polityczności sformułowana przez Chantal Mouffe czy Ernesto Laclau. Nie mówię, że sztuka jest na usługach polityki jak propaganda, lecz że sama jest podmiotem przebudowywania świadomości społecznej. Przypomnę słowa Camusa, gdy dostał literacką Nagrodę Nobla. Wymienił dwa rodzaje pisarzy: żołnierzy regularnej armii (propagandyści) oraz indywidualnych strzelców, którzy działają na własną odpowiedzialność. Sztuka na usługach władzy, formacji partyjnej, ponosi klęskę. Ta zaś, która samodzielnie przebudowuje nasz sposób patrzenia, bardzo często (nie zawsze) odnosi sukces, chociaż znamy przypadki cenionych do dzisiaj propagandystów, np. Davida.

Dlaczego sztuka krytyczna wybiera niekiedy hermetyczny język?

Nie uważam, że sztuka krytyczna używa hermetycznego języka i funkcjonuje na marginesie. Wręcz przeciwnie – dociera do różnych ludzi. Nie jest to idealizm, wishful thinking, ale fakt. W społeczeństwach zachodnich taka aktywność odgrywa bardzo istotną rolę, w Polsce ciągle brakuje skutecznych kanałów komunikacji społecznej w tej materii. Obecnie mamy de facto jedno muzeum sztuki współczesnej – w Krakowie. Reszta (Warszawa, Wrocław) działa w prowizorycznych siedzibach, choć bardzo aktywnie i może pochwalić się dużymi sukcesami. Nie są to jednak – jeszcze – muzea w pełnym tego słowa znaczeniu.

Czy muzeum krytyczne powinno pokazywać czym jest sztuka, czy to, jak my ją postrzegamy?

Muzeum powinno pełnić wszystkie role, które sprzyjają społecznej debacie: wyjaśniać jak powstawała i funkcjonowała twórczość historyczna, dyskutować z kanonami, przyzwyczajeniem, uczyć alternatywnego patrzenia. Z drugiej strony powinno stwarzać możliwość zaistnienia sztuki współczesnej i umożliwić prowadzenie dialogu z odbiorcą.

Muzeum jawi się w Pana koncepcji jako narracja kuratorska, ale zawsze jednak kogoś lub coś wykluczająca. Czy gdy za 20 – 30 lat ktoś będzie analizował współczesne ekspozycje, wykaże nasze uprzedzenia?

Na pewno. Obecna rzeczywistość zostanie poddana za jakiś czas krytycznej ocenie, co uprawomocnia nas do krytycznego patrzenia na historię.

PIOTR PIOTROWSKI – historyk sztuki, profesor zwyczajny UAM w Poznaniu, były dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie (2009 – 2010). Ostatnio opublikował Agorafilię (Rebis, Poznań 2010) oraz Muzeum krytyczne (Rebis, Poznań 2011). Obecnie wykłada na Uniwersytecie Humboldtów w Berlinie


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| MUZEUM

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...