Geografia sztuki

Więź 8-9/2010 Więź 8-9/2010

W małych społecznościach nic się nie zmienia sezonowo, sztuka jest stale przy naszym boku, jak przyroda. Towarzyszy dziadom, ojcom i synom. W wielkich miastach przemijamy szybciej, bo szybciej mija pamięć i prędzej zużywają się znaki naszej obecności.

 

Nie ufajmy twierdzeniu, że sztukę znajduje się tylko w wielkomiejskich muzeach, centrach czy galeriach, i że tam kontakt z nią daje najwięcej. Może jest odwrotnie: małe miejsca potęgują jej działanie? Jerzy Waldorff zwykł mawiać, że najcenniejsze manifestacje sztuki rodzi pojedyncza inicjatywa, a nie statuty i instytucje.

Dla poprawienia stanu ducha trzeba wyjeżdżać z miasta, doświadczać natury, ale też i szukać śladu grabowych alei, strzał kamiennych wieżyc. Poddać się starym traktom, im zaufać. Doprowadzą, gdzie warto iść. Jak na kraj europejski o starej kulturze nie uchroniliśmy zbyt wiele z jej materii. Ale to wina wojen, najazdów, zaborów, grabieży. Zamki szły w ruinę, z pałaców wybierano budulec, większość dworów spłonęła. Podziałała zmieniona historia, zmieniony człowiek. Czas teraźniejszy, choć odziedziczył niewiele, próbuje odrabiania strat. To, co się ostało, poddaje się remontom, na budowle, które od stuleci nas legitymują, ma się łaskawszy wzgląd. Nowi właściciele – pojedynczy i zbiorowi – próbują dorównać dawnym. To krzepiąca okoliczność.

Mazowsze nawet za szczęśliwszych niż dzisiejsze czasów nie było Italią architektury. Wśród siedzib lepszych niż chłopskie chaty przeważały dworki. I to one pierwsze złożyły z siebie ofiarę. Ziemia mazowiecka nie jest też najpiękniejsza – powiedzą esteci – nie kokietuje szczególnym powabem pejzażu. A jednak ma swoje oblicze. To mniejsza skala rzeczy i swojskość, nostalgia odległych horyzontów. We wszystkim skromność. Może jedynie więcej niż gdzie indziej strojonych kapliczek. Tylko oko malarza odkrywa te niezauważane właściwości, czuje je tylko poeta i muzyk. Więc mówimy – Mazowsze to Chełmońszczyzna: piach, krzaczki, szarawe niebo. Bieg Rawki, Pisi Gągoliny i Utraty. To także nostalgia Chopina i Iwaszkiewicza.

W ten czuły dla oka pejzaż można wejść nie tylko dla natury, ale i dla świateł kultury. Uciekinierom od zgiełku Warszawy takie połączenie podoba się przede wszystkim. Gdzie odkrywać punkty niezwykłe w tej geografii? Jest ich niemało. Na lewym brzegu Wisły mamy nie tylko mityczną Żelazową Wolę. W promieniu czterdziestu, pięćdziesięciu kilometrów od Warszawy znaleźć można i inne, mniej rozsławione.

Radziejowice są na południe od Warszawy. Ni to wieś, ni miasteczko. Na ich krawędzi z dawien dawna znajdowała się wygrodzona wodami i parkiem enklawa arystokracji. Ostatni ordynat Edward Krasiński był w swoim czasie, za przykładem poprzedników, mecenasem sztuki, człowiekiem wielkiego smaku i przyjacielem artystów. Dzisiaj w zameczku, pałacu i dworze należących do Ministerstwa Kultury nadal podtrzymuje się i rozszerza tę tradycję. Przestrzeń radziejowicka, miejsce szczególnej pamięci o dziedzictwie narodowym, jest także przestrzenią kultury współczesnej. Służy muzyce, plastyce, teatrowi, także poezji, w jakiejkolwiek postaci by się nie ujawniała. Tu kuszą oko historyczne wnętrza, brzmią koncerty, tu słucha się mistrzów wokalistyki, tutaj latem znaleźć można słynne już Radziejowickie Spotkania ze Sztuką, na których Mazowsze spotyka się ze światem. Nowy dom sztuki poprzez szklane ściany wprowadza do swoich sal scenerię ogrodu, integrując sztukę z naturą. Mała sala koncertowa i salon wystawowy w pałacu służą kameralistyce (ostatnio było tu sześć płócien Jacka Malczewskiego, także z urodzenia mazowszanina), a nowopowstały wielki namiot jest wielofunkcyjną przestrzenią sztuki.

Powoli w stałą galerię rzeźby przekształca się radziejowicki park. Wita granitem i brązami Henryka Kuny, Alfonsa Karnego, Maksymiliana Biskupskiego, Adama Romana, arką w drewnie i skrzydlatymi wrotami Józefa Wilkonia, a także ludowo-sceniczną grupą pasyjną. W ich zespół włącza się – już pod dachem – monument biblijnego Dawida dłuta Gustawa Zemły. Rzeźbą nasycony jest również pałac. Nie licząc obiektów artystycznych, na tych ścieżkach spotykamy się oko w oko z twórcami, o których się słyszy, czyta, zabiega. Teresa Żylis Gara, Janusz Olejniczak, Andrzej Seweryn, Gustaw Zemła są o krok.

Tu przez długi czas mieszkał Jerzy Waldorff, skądinąd inicjator stałego partnerstwa pałacu z muzyką. Tu pod nocnym niebem słychać strofy Mickiewicza. Tu ze ścian kłaniają się stare i nowe obrazy, wśród drzew mieszkają rzeźbione głowy i popiersia. Józef Chełmoński, malarski piewca Mazowsza, w najlepszym okresie swojej twórczości mieszkał o milę stąd, w skromnej Kuklówce. Dzisiaj w Radziejowicach osiadła fundacja jego imienia dbająca o rozpoznanie tej twórczości. Pokazuje ona nieznane płótna, dokumentuje życie i dzieło malarza. Nieledwie obok, w Olszance koło Skierniewic urodził się inny historyczny mistrz pędzla, Józef Rapacki, którego dużej wystawy właśnie oczekujemy. A blisko Radziejowic, w Petrykozach, przyjaciel pałacu Wojciech Siemion, urządzając systematyczne spotkania z poezją, dodawał im smaku swoimi kolekcjami sztuki kształconej i zbiorów ludowych. Wiersze i plastyka były równoprawnymi częściami jego życia. To jego niezwykłym talentem i wrażliwością zachwycała się wielokrotnie Maria Dąbrowska, też sąsiadka z Mazowsza.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...