Chrześcijanie – sól Europy?

Więź 5-6/2012 Więź 5-6/2012

Jezus powiedział: wy jesteście solą ziemi. Dla rozważań o sytuacji i misji chrześcijan w dzisiejszej Europie ta wypowiedź może być bardzo interesująca. Przede wszystkim: nie musimy popadać w zakłopotanie, że ludzi uważających się za chrześcijan w Europie ubywa. Soli nie musi być dużo.

 

Globalna arena staje się miejscem mobilizacji ponadnarodowych niepaństwowych aktorów – znajdziemy tam nowe socjalne ruchy, zabiegające o prawa człowieka, ochronę naturalnej przestrzeni życia albo o „globalizację z ludzką twarzą”, a dalej – dziś coraz częściej – najróżniejsze ruchy protestacyjne, a także ponadnarodowe, połączone ze sobą, organizacje kryminalne i terrorystyczne. Globalny rynek jest także miejscem nieprzejrzystych ekonomicznych transakcji i korupcji. Polityczna rola niepaństwowych organizacji i obywatelskiej sieci rośnie proporcjonalnie wraz z kryzysem klasycznej demokracji. Polityka traci swą wiarygodność nie tylko z winy stale objawiających się korupcyjnych skandali polityków czy poprzez swoje bliskie związki z biznesem. Istotne decyzje nie są podejmowane w organizacjach, w których ludzie są demokratycznie wybierani, ale w przez nikogo niewybieranych ponadnarodowych korporacjach ekonomicznych. Małe grupy, zwłaszcza młodych ludzi („pokolenie Facebooka”), są dzisiaj w stanie błyskawicznie zorganizować masowe, czasami nawet o światowym zasięgu wspólnotowe akcje. Są one dużo bardziej elastyczne niż ociężałe demokratyczne instytucje, takie jak partie czy parlament. Dzisiaj trudno odgadnąć, jakie owoce przyniosą te alternatywne siły na scenie politycznej. W świecie arabskim na przykład oczywiście przyczyniły się do upadku reżimów, które nie były elastyczne; ale już nie potrafiły wyraźnie wesprzeć wprowadzenia demokratycznej alternatywy. Podobnie jak ciężko by było doszukać się w światowych protestach młodych skierowanych przeciwko współczesnemu kapitalizmowi realnej propozycji rozwiązania obecnego kryzysu.

Dotychczasowe, klasyczne postacie demokracji funkcjonowały w ramach państw narodowych. Lecz znaczenie państw narodowych szybko upada w konsekwencji tego, że polityka znalazła się w jarzmie ekonomii i niedającego się zatrzymać procesu globalizacji ekonomicznej, wyraźnie wyprzedzającego proces politycznej integracji.

Dla zobrazowania podam jedno z następstw przeżywanej dziś w Europie unii. Jeśli Europa miałaby stawić czoła kryzysowi ekonomicznemu, powinna się bardziej zjednoczyć ekonomicznie, lecz także politycznie – a okazuje się, że do tego zjednoczenia wiele narodów europejskich nie jest przygotowanych kulturowo, moralnie i ze strony psychologicznej. Ta sytuacja przypomina mi opowieść z czasów kolonizacji Ameryki. Indianie, którzy byli przewożeni ze starych do nowych miejsc zamieszkania, żądali chwili na odpoczynek, na przerwę i mówili wtedy: „Nasze ciała są już prawie w tych nowych miejscach osiedlenia, ale nasze dusze są stale w tych starych wioskach. Musimy poczekać na nasze dusze”. Jednak my nie możemy tylko pasywnie czekać, lecz trzeba podejmować wiele ważnych kroków.

Dawać duszę czy troszczyć się o duszę?

Zjednoczona Europa zakłada istnienie europejskiego demos – lecz wytworzenie takiej wspólnoty nie może się odbyć tylko środkami administracyjnymi ani nie powstanie ona jako mechaniczna „nadbudowa” procesu ekonomicznego. Elementy takie jak wspólna waluta oczywiście w znaczący psychologiczny sposób pomagają procesowi zjednoczenia, ale same w sobie nie wystarczą. Europa nie jest w podstawowym znaczeniu pojęciem geograficznym, lecz kulturowym. Integracja europejska nie może pozostać na poziomie polityczno-administracyjnym. Trzeba wytworzyć duchową przestrzeń, w której naturalna różnorodność prowadzić będzie do wzajemnego poszanowania, komunikacji i kompatybilności, a nie do zniwelowania czy niszczycielskich konfliktów. Potrzebne są nowe moralne wizje dla Europy, nowe źródła duchowej i moralnej inspiracji.

W poprzednich latach wielokrotnie krytykowałem hasło ulubione w wielu kręgach katolickich: „dać Europie duszę”. Rozumiem, że było wypowiadane w dobrej wierze. Ale takie sformułowanie wydawało mi się jednak obraźliwe dla całego bogactwa europejskiej kultury (czyż Europa jest bez ducha?), jak również naiwne i aroganckie (kto ma możliwość i prawo „dawać duszę”?). Jeśli ktoś mówi „duszę”, a ma na myśli ideologię – czyli religię zamienioną w doktrynę polityczną – proponuje kamień zamiast chleba. Nie dziwię się więc reakcji europejskich liberałów na wysiłki konserwatywnych chrześcijan, inspirowanych w sposób oczywisty amerykańską religijną prawicą, starających się ogłosić „kulturową walkę” przeciwko europejskiemu liberalizmowi i stawiać Unii Europejskiej za wzór ideał „chrześcijańskiej Europy”, wytworzony przez nostalgiczny sen późnego romantyzmu.

Tędy naprawdę droga nie prowadzi. Kościół był zawsze globalnym graczem w europejskiej przestrzeni, ale dziś nie można nie dostrzegać rzeczywistości, że Kościół już tutaj nie jest graczem ani jedynym, ani najsilniejszym. Potrzeba pokory i odwagi prowadzącej ku prawdzie. Kościół nie może zachowywać się jak lobbystyczna organizacja między wieloma innymi podobnymi. Kościół raczej miałby upodabniać się do tego, co było wielkim darem w Europie w średniowieczu – do uniwersytetu. Uniwersytet był wspólnotą – życia, nauki i modlitwy – gdzie prawda była poszukiwana w medytacji, w wolnej dyskusji, ważna była formuła: contemplata allis tradere. W taki sposób Kościół miałby być szkołą, w której poszukuje się odpowiedzi na skomplikowane pytania naszych czasów. To poszukiwanie zakłada wspólnotę szacunku i wzajemnego wsłuchania się w tych, którzy są poza widzialnymi granicami Kościoła. Miałaby to być nie tylko szkoła idei, ale też szkoła życiowych postaw i cnót.

Wystrzegajmy się mesjanizmu, który by chciał – skądś z góry – „dawać Europie duszę”. W miejsce tego zaproponowałbym fundamentalną myśl mojego nauczyciela Jana Patočki: sens Europy jest w trosce o duszę. Patočka w pewnym sensie utożsamia się z konserwatywną krytyką modernizmu, gdy mowa o upadku owej „troski o duszę” (w jej greckiej i chrześcijańskiej postaci). Patočka widzi w modernizmie proces zastępowania „troski o duszę” troską o świat, dążeniem do opanowania zewnętrznego świata. Ta druga troska osiągnęła swój szczyt, według niego, w fizycznym samozniszczeniu Europy w czasie dwóch światowych wojen.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...