O doświadczeniu nowych wspólnot opowiada Zbigniew Nosowski, redaktor miesięcznika „Więź” zaangażowany we wspólnotę Wiara i Światło.
Czyli wchodząc z ulicy do kościoła, jesteśmy samotni na modlitwie?
To jest elementarnym wymiarem modlitwy – ja sam na sam przed Bogiem. Adoracja jest modlitwą w postaci czystej – stanięcie i milczenie wobec Boga, przebywanie w Jego obecności. Ale nikt nie jest sam – ludzie mają naturalną potrzebę dzielenia się tym, co mają, co przeżywają. Wspólnoty stanowią – mówiąc językiem psychologicznym – grupę wsparcia dla indywidualnych chrześcijan. Grupy wsparcia to grupy ludzi, którzy przeżywają podobne problemy. One dają poczucie, że jesteśmy razem, a razem jesteśmy silniejsi, możemy zrobić więcej – nie jesteśmy sami ze swoimi potrzebami i pytaniami.
Czy wspólnoty odpowiadają na jakieś potrzeby społeczne?
Można je oczywiście analizować także pod względem socjologicznym. To są typowe ruchy społeczne. Przechodzą podobne procesy i fazy rozwoju – nawet te, które stanowczo sprzeciwiają się nazywaniu ich ruchami (np. Droga Neokatechumenalna). Są to klasyczne niesformalizowane (choć czasem mające silne struktury) ruchy społeczne stawiające sobie określone cele. Socjologiczna analiza może być pomocna dla refleksji nad większą czy mniejszą atrakcyjnością wspólnot w określonych momentach historii. Tak jest na przykład z Ruchem Światło-Życie w Polsce, który na przełomie lat 70. i 80. był bardzo dynamiczny, ale też dlatego, że był wtedy bezkonkurencyjny. Gromadził wszystkich nonkonformistów – od wojujących antykomunistów po hipisów. Wszyscy, którzy się wówczas buntowali, jeździli na rekolekcje oazowe. Trochę przesadzam, ale taka była atmosfera. Dziś, znów upraszczając, ruch oazowy jest raczej ofertą dla grzecznej przyparafialnej młodzieży. To wynika ze zmiany rzeczywistości społecznej, z powodu odejścia lidera – ks. Blachnickiego, wzrostu konkurencji i wewnątrzkościelnej, i tej na zewnątrz – młodzież ma dzisiaj wiele możliwości wyboru.
To znaczy, że te nowe wspólnoty są ważne nie tylko z punktu widzenia religii, ale także z punktu widzenia społeczeństwa.
Ruch Światło- Życie, który formował tożsamość dojrzałego, świadomego chrześcijanina zakładał nie tylko naukę modlitwy, ale także uczenie odpowiedzialności obywatelskiej. Ja byłem w oazie na przełomie lat 70. i 80. i uczyłem się tam samodzielnego myślenia – na pierwszych rekolekcjach otrzymałem po raz pierwszy do ręki z zachętą do osobistej lektury i Biblię, i „bibułę” (niezależną podziemną publikację). Jako maturzysta wraz z rówieśnikami zastanawiałem się nad deklaracją kongregacji odpowiedzialnych Ruchu Światło-Życie z lutego 1980 r. dotyczącą zbliżających się wyborów parlamentarnych. Kierownictwo ruchu tłumaczyło nam, że te wybory są fikcją i pytało, czy jako chrześcijanie chcemy w tej fikcji uczestniczyć, a może naszym świadectwem powinna być rezygnacja z tych wyborów. To były czasy, kiedy za nieuczestniczenie w wyborach można było liczyć się z represjami. Uczyliśmy się podejmować samodzielne decyzje.
Te wspólnoty, które podkreślają wymiar społeczny, są szczególnie ważne dla danej populacji. Ale nawet te, które skupiają się na wąsko rozumianej formacji duchowej – mówię „wąsko rozumianej”, bo dla mnie duchowość obejmuje całe życie, a nie tylko modlitwę i pobożność –one również stanowią trzon społeczeństwa obywatelskiego. Każda próba robienia czegoś wspólnie przez ludzi jest uczeniem ich bycia i życia razem. To jest ważna społeczna funkcja wspólnot.
Jak wybrać wspólnotę dla siebie?
Szukać.
Czyli próbować?
Czasami nie potrafimy bez spróbowania odpowiedzieć na pytanie, czy łatwiej nam znajdować Boga w ciszy, czy w głośnej modlitwie charyzmatycznej. Skąd w moim życiu wzięła się wspólnota ruchu „Wiara i Światło”? Przeszedłszy pewną formację oazową, stwierdziłem, że muszę znaleźć miejsce, gdzie będę mógł dać coś z siebie. Tak trafiłem do wspólnoty zajmującej się osobami z upośledzeniem umysłowym. Ale już po pierwszym spotkaniu byłem przekonany, że więcej zyskuję niż daję z siebie. Jestem w tej wspólnocie do dziś. W pewnym sensie z przyczyn egoistycznych, bo zorientowałem się, że dla mnie samego to coś bardzo ważnego. Trafiliśmy tam razem z Kasią, moją narzeczoną, a dziś jesteśmy we wspólnocie całą rodziną.
Trzeba próbować, bo czasem sami niewiele wiemy. Pamiętam, jak będąc w liceum usłyszałem od kolegi z klasy o jakiejś wspólnocie charyzmatycznej, i że w niej mówią językami. Stwierdziłem, że fajnie byłoby się w taki prosty sposób nauczyć języków obcych. Dopiero później zorientowałem się, że chodzi o zupełnie inne języki niż te, o których myślałem… Wtedy już zrozumiałem, że jeżeli chcę uczyć się języków obcych, to powinienem się wziąć do nauki, ale jeżeli chcę przeżywać głębiej swoją wiarę, to ta droga jest dobra. Nawet bez ekscytujących momentów, bo do mnie zdecydowanie bardziej przemawia to, że Pan Bóg przychodzi w łagodnym powiewie, a nie w wichurze.
Zatem trzeba szukać, myśleć, co nas pociąga szczególnego w ludziach, którzy nas zafascynowali, a są w konkretnej wspólnocie. I zastanowić się, czy to wypływa z tej wspólnoty, czy to jakieś osobiste cechy tych osób. A Opatrzność przez tego typu wydarzenia potrafi prowadzić, nawet ludzi najbardziej nieświadomych.
Rozmawiał Przemysław Radzyński
Artykuł pochodzi z 98 numeru kwartalnika eSPe: http://www.mojepowolanie.pl/414,a,espe-98-nowe-wspolnoty.htm
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.