Dotąd wiedziałem, kim jestem, i nagle mam jakieś wątpliwości. Część ludzi nie chce się z tym konfrontować, stąd te trampki, samochody wyścigowe, gadżety i stylizacje na nastolatków.
A jeśli tych podpowiedzi nie wykorzystamy, to co wtedy? Koniec? Przepadają?
Można tak powiedzieć. W końcu im więcej mamy lat, tym bardziej szansa na wykorzystanie zdolności maleje. Robimy się bardziej lękliwi, utrzymujemy pewne status quo. Trzymamy się iluzji, że tak, jak jest teraz, będzie zawsze, aż do śmierci w wieku lat osiemdziesięciu czy nawet dziewięćdziesięciu. Z drugiej strony nie chodzi o to, jak to nazwiemy – „stratą” czy „niewykorzystaną szansą”. Ważniejsze jest, co z tym robimy. To znaczy, czy zanurzamy się w nurcie zmiany i staramy się płynąć, czy też stoimy ciągle na brzegu, wahając się i przeżywając wewnętrzne konflikty, męcząc znajomych i przyjaciół kolejnymi narzekaniami na życie, związek, pracę i dzieci.
Przypomina mi się pewna kobieta, z którą prowadziłam rozmowy w czasie, gdy przeżywała kryzys. Od lat czuła, że chce coś zmienić w swoim życiu zawodowym. Od 25. roku życia pracowała z dużym sukcesem w biznesie. Wiedziała, że choć jest świetna, to nie ma w niej pierwotnej pasji i poczucia „bycia na swoim miejscu”. Przez kilka lat szukała swojej drogi – jeździła na rozmaite kursy doradztwa i pomocy psychologicznej, by w końcu trafić na metodę wspierania osób chorych na nowotwór. Od początku czuła, że to jest to. Potem zaczęła się walka z myślami – co ja zrobię? Jak ja i mój mąż poradzimy sobie z tym, że będę mniej zarabiać? Czy będę w tej nowej funkcji wystarczająco dobra? Czy podołam? Trochę to trwało, ale dziś ta 43-letnia kobieta jest na nowej drodze zawodowej, czuje się spełniona i szczęśliwa, rozwija się, uczy każdego dnia.
To oczywiście przykład – zawężony i jednostkowy, który pokazuje, że taki proces może się zakończyć pozytywnie.
Czy można jakoś towarzyszyć komuś, kto przeżywa taki stan?
Podobnie jak towarzyszymy nastolatkowi, uznając, że to, co się dzieje w jego życiu, jest w dużej mierze naturalne. Warto podkreślać pozytywny aspekt całego zamieszania, czyli to, że dzięki kryzysowi stajemy się pełnymi i dojrzałymi osobami. Złym doradcą jest panika, bo akurat w przypadku wieku średniego trzeba raczej pogodnie godzić się z pewnymi doświadczeniami, więcej słuchać siebie, zbliżać się do współmałżonka, zamiast się od niego oddalać. To jest też w gruncie rzeczy pierwszy moment, w którym możemy zaakceptować naszą niedoskonałość.
Wspomniała pani o lęku jako o głównym hamulcu ewentualnych zmian. Ale czy nasze obawy dotyczą tylko tego, że nie wiemy, kim będziemy po kryzysie?
Dobrze to widać na przykładzie mężczyzn. Obok lęków związanych ze zmianą przeżywania samych siebie, często zdają sobie sprawę, że mają już swoje lata i na plecach czują oddech młodych wilków. Młodzi pracownicy są niebezpieczni, bo zaraz wygryzą nas ze stanowiska i nie zdążymy wykorzystać wszystkich swoich możliwości. Stąd się bierze klasyczny schemat mężczyzn uciekających w ramiona młodszych kobiet, które mają im dodać więcej energii, wigoru i siły. I znowu można na to patrzeć z dwóch stron – jako na mechanizm wyparcia lub jakiejś szansy. Skoro mężczyzna był do tej pory zdobywcą – czy to w sferze zawodowej, czy społecznej, to sam pełnił rolę młodego wilka. Ale teraz przyszedł moment, w którym pojawił się ktoś nowy, z kim oczywiście można się ścigać, ale na dłuższą metę nie ma to sensu. Po pierwsze, dlatego że nie ma się już tej energii, co na starcie, po drugie, dlatego że lepiej przejść na pozycję mentora wobec tych młodych ludzi, co w gruncie rzeczy jest naturalnym procesem.
Czy do kryzysu można się przygotować?
Nie sądzę. Nikt nas nie uczy, że odczujemy kryzys w połowie życia. Stąd nasza świadomość nadchodzącej zmiany jest nikła. Mamy błogie poczucie, że to, co w życiu zbudowaliśmy, jest raz na zawsze, że nigdy tego nie zanegujemy, że wszystko pozostanie mniej więcej takie samo. Nasze umysły preferują ideę stałości i niezmienności. Kiedy jest nam źle, to chcemy, żeby się to jak najszybciej skończyło, ale jeśli jest nam dobrze, to pragniemy, by trwało jak najdłużej. Dlatego jesteśmy tak bezradni wobec naszych kryzysów. Przyszłość przychodzi zawsze za szybko, wtedy, kiedy nie jesteśmy na nią gotowi.
A jednak mówi się, że życie rozpoczyna się po czterdziestce.
Chyba właśnie dlatego. I choć to tylko ludowe porzekadło, wyczuwamy, że kiedy dokona się w nas przełom połowy życia, będziemy mogli powiedzieć bez obaw – pewne rzeczy są mniej ważne, już nie muszę sobie nic udowadniać, a tym młodszym mogę otworzyć drzwi i powiedzieć – państwo przodem. I to jest piękne. Zauważmy, że wiele osób, które mają kryzys za sobą, mówi – nie chcę mieć znów dwudziestu lat, bo teraz naprawdę jestem szczęśliwy. •
Rozmawiał Roman Bielecki OP
Joanna Heidtman – doktor nauk humanistycznych, psycholog, socjolog, doradca personalny i trener motywacyjny. Kilkanaście lat pracowała na Uniwersytecie Jagiellońskim. Obecnie prowadzi indywidualne sesje doradcze oraz warsztaty i treningi dla grup. Opublikowała m.in. W zgodzie z sobą, w zgodzie z innymi. Mieszka w Warszawie. Prowadzi stronę www.heidtmanj.com
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.